Siostry muchomorki

Marcin Jakimowicz

Nie ma właściwie tygodnia by słowo „Rybno” nie powracało rykoszetem. Nieustannie słyszę o błogosławieństwie, które płynie spod Sochaczewa.

Siostry muchomorki

Pojechałem w ciemno. Wiesia, sekretarz redakcji wysłała mnie na materiał do Rybna. Powiedziała, że powstało tam jakieś nowe zgromadzenie. Siostry miały białe habity, czerwone welony. Takie „muchomorki”. Ładnie wyjdą na fotkach. Może rozstawimy je na jakiejś zielonej łące? Nie wiedziałem o nich kompletnie nic. Wyszukiwarki internetowe milczały jak zaczarowane. Przyjechałem i… usiadłem z wrażenia. Opowieść uśmiechniętych Służebnic Bożego Miłosierdzia wcisnęła mnie w krzesło. Nigdy nie słyszałem podobnego świadectwa.

Od tego czasu (minęło już sześć lat!) nie ma właściwie tygodnia, by słowo „Rybno” nie powracało do mnie rykoszetem. Nieustannie słyszę o błogosławieństwie, które zgodnie z obietnicą Jezusa płynie z klasztoru pod Sochaczewem.

Jestem zdumiony odbierając setki telefonów. Dzwoniła nawet ceniona psychiatra mówiąc, że zabiera do Rybna swych pacjentów. Tam jest tak, jak pan opisywał – uśmiechała się. Czyja to zasługa? Przecież pojechałem tylko dlatego, by zobaczyć „muchomorki”.

Czasami w mailach czy telefonach wyczytuję między wierszami wątpliwości. Spróbuję na nie odpowiedzieć.

Kilkukrotnie towarzyszyłem siostrom z Rybna. Faustyna opisująca proces rozprzestrzeniania się dzieła miłosierdzia notowała, że zaistnieje ono w trzech odcieniach, „Lecz to jedno jest” – dodawała. Siostry z Rybna mają prawo do interpretacji, że stanowią część tego dzieła ale nie monopolizują tego stwierdzenia! Nigdy nie słyszałem na przykład od mniszek złego słowa o klasztorze w Myśliborzu.

W Rybnie spotkałem kapłanów, którzy opowiadali mi wprost o tym, że nie zawiesili dotąd sutanny na haku jedynie dlatego, że trafili do tego klasztoru.

Nie dziwię się ostrożności, z jaką Kościół przygląda się nowym dziełom. Ostatecznie okazuje się ona zbawienna. A jednak nie zauważyłem, by zgromadzenie w Rybnie funkcjonowało wbrew władzom kościelnym. Gdyby kiedykolwiek Kościół orzekł o nieprawidłowości funkcjonowania zgromadzenia, od razu zdystansowałbym się od sprawy.

Nie zauważyłem dotąd najmniejszego cienia nieposłuszeństwa Kościołowi. Co więcej w chwili zawirowań związanych z ks. Natankiem i ruchem intronizacyjnym siostry wystosowały wyraźny apel: „Nadszedł chyba czas, abyśmy pokazali światu jakość naszej wierności Bogu. Widzimy, że „powstało dziś wielu fałszywych proroków”, którzy pod pięknymi hasłami chcą nawet najwierniejszych odłączyć od posłuszeństwa Kościołowi, Ojcu Świętemu, Biskupom czyli od Chrystusa. Nie dajmy się zwieść. Hasła mogą być najpiękniejsze, ale tylko w wierności, w posłuszeństwie Kościołowi, w posłuszeństwie Biskupom będziemy je realizować dla Boga, dla dobra naszych bliskich. Gdy nie będzie w nas tego posłuszeństwa, oddamy wszystko duchowi buntu i sami zniszczymy to, czego tak pragniemy, to, co dla nas jest troską i świętością”.

Po czym poznawać dzieło, jeśli nie po owocach?

Do powstałego przy klasztorze Kręgu Miłosierdzia należy już kilkuset kapłanów (w tym wielu ojców duchownych seminariów). W Kręgu są też wszyscy znani mi egzorcyści. Komu jak komu, ale im trudno odmówić daru duchowego rozeznawania... Myślę, że to nie zwykła statystyka. To owoc.

TAGI: