To walka czy tylko ustawka?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 28/2012

publikacja 12.07.2012 00:15

Jesteśmy gościnni i życzliwi wobec innych, nie wobec siebie.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Coraz rzadziej rozmawiamy, coraz więcej nas dzieli, coraz mniej rozumiemy i siebie, i innych.Media obsługują tylko jedną stronę sporu. A przecież debaty budują wspólnotę ponad podziałami tylko wtedy, gdy uczestniczą w nich wszystkie strony sporu. A takie dyskusje znikły z mediów publicznych całkowicie. Oczywiście są w nich nadal politycy PiS, prezentujący własny, opozycyjny punkt widzenia, ale dla debaty publicznej nie ma to większego znaczenia. Wszyscy „wiedzą”, że opozycja kieruje się „swoimi” politycznymi interesami, a więc „z definicji” nie ma racji.

Tych, którzy nie mają racji, jest coraz więcej. Są wśród nich związkowcy, gdy proponują ustawy o tzw. umowach śmieciowych, pracy tymczasowej i płacy minimalnej. Są lekarze, ponieważ domagają się, by NFZ prowadził rejestr usług medycznych i kontrolował uprawnienia pacjentów do refundacji leków, nie przerzucając tego obowiązku na lekarzy. Nie mają racji rodzice, którzy swoje 6-letnie dzieci chcą posyłać do przedszkoli z zerówką, a nie do pierwszej klasy, i którzy protestują przeciwko komercjalizacji szkolnych stołówek.

Nie mają racji także nauczyciele, gdy przypominają, że Karta nauczyciela to zestaw uprawnień dla zawodu, który w PRL był jednym z ostatnich w hierarchii płac i prestiżu, a niepodległa Rzeczypospolita miała tę sytuację zmienić. Nie mają racji ponad dwa miliony obywateli domagających się miejsca na multipleksie cyfrowym dla TV Trwam, podobnie jak 84 proc. badanych przez CBOS Polaków przeciwnych wydłużeniu obowiązku pracy do 67. roku życia. Nie mieli racji głodujący w obronie nauczania historii w liceum i nie będą jej mieli przeciwnicy ustawy o zgromadzeniach publicznych ograniczającej prawo obywateli do demonstrowania własnych poglądów. Nie mają racji mali i średni przedsiębiorcy, którzy stoją na granicy bankructwa lub tę granicę już przekroczyli. Wykonali prace zlecone przez firmy wybrane przez państwowego inwestora i nie otrzymali należnych pieniędzy.

Nawet pytania o to, dokąd trafiły ich (i nasze podatkowe) pieniądze, są niesłuszne, podobnie jak pytanie o koszty inwestycji na Euro 2012. Malkontenci nie mają racji niejako z definicji. O umorzenie śledztwa w sprawie stwierdzonych (!) zaniedbań w procesie przygotowania wizyty Prezydenta RP w Katyniu pytać nie wypada. I nieważne, że tylko 38 proc. badanych przez CBOS Polaków ma pewność, że pod Smoleńskiem nie doszło do zamachu. Pozostali, którzy odpowiedzieli: „trudno powiedzieć”, „raczej nie” lub „tak, to był zamach”, muszą te swoje mniejsze czy większe wątpliwości ukryć w ciemnych zakamarkach duszy i nie domagać się wyjaśnień. Nic to, powiada władza, nic to, powiadają sympatyzujący z nią eksperci, dziennikarze i wyborcy PO, bowiem: „Polacy, nic się nie stało”. W każdym społeczeństwie są malkontenci. Szczęśliwie są w Polsce politycy, którzy mają rację we wszystkim.

Czy jest ich wielu, czy, jak sugeruje w „Rzeczpospolitej” P. Gursztyn, tylko jeden: „Decyzja o tym, jak ma zagłosować klub, zapada poza Sejmem – w głowie szefa partii i rządu”. Mam wrażenie, że problemem nie jest tylko swoista żądza władzy polityków, jakkolwiek liderzy PO mają poważniejsze niż inni powody obawiać się utraty poparcia wyborców. Ważniejszą przyczyną jest stan umysłu Polaków. To, co ich dzisiaj dzieli, wydaje się ważniejsze od tego, co łączy, i atmosfera Euro 2012 niczego w tej kwestii nie zmieniła. Jesteśmy gościnni i życzliwi innym, więc nic dziwnego, że byliśmy tacy w czasie piłkarskich mistrzostw Europy. Ci, którzy potrzebowali na to dowodów – opinii zagranicznych kibiców – sami sobie wystawili świadectwo. Najwyraźniej żyją na osiedlach szczelnie odgrodzonych od społeczeństwa i o swoich rodakach wiedzą tylko tyle, ile sami napiszą, powiedzą i usłyszą w mediach.

Nie wiem, czy przeczytali wnikliwą analizę stanu umysłów „lemingów” lewicującego politologa dr. R. Chwedoruka w „Plus Minus” 16/17 VI. Lemingi, zdaniem Chwedoruka, to „byt symetryczny do moherowych beretów” i „cudowna broń Platformy”. Chce żyć w spokoju, a za ten spokój gotowy jest zapłacić bardzo wysoka cenę: „…zagrożeni utratą majątków mieszczanie spróbują wynająć politycznych pałkarzy, którzy zabezpieczyliby im miejsce w strukturze społecznej”. Zbiorowość lemingów tworzy zarówno kosmopolityczna, wyższa klasa średnia, pracująca w międzynarodowych korporacjach, jak i „młodzi aspirujący”, podobnie jak w Rosji Putina zrośnięci z instytucjami publicznymi, ubożsi, o infantylnej, podatnej na manipulacje świadomości. Chcą żyć we własnym getcie, a całą resztę traktują jak nienormalną, zepsutą i brudną moherową masę. Są pełni niechęci dla słabszych.

Chwedoruk przypomina, że to nie konserwatyści, katolicy, czy socjaliści, lecz „liberalni mieszczanie” byli sojusznikami Mussoliniego i NSDAP. Brzmi niepokojąco, ale zdaniem lewicującego politologa takie mieszczaństwo łatwo przyjmowało w historii postawy wykluczające i stygmatyzujące słabszych. Mam nadzieję, że R. Chwedoruk się myli i że stan naszych umysłów nie zaprowadzi nas na skraj wojny domowej. Bo jeśli lemingi w obronie władzy, która pozwala im żyć w spokoju i poczuciu wyższości, naprawdę „wynajmą politycznych pałkarzy” lub przeniosą głosy na „przygotowany dla nich” Ruch Palikota, to los moherów zapowiada się niewesoło... A rozmowę Mazurka z Chwedorukiem warto przeczytać w całości. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.