Poprawę pomścimy

Franciszek Kucharczak

|

GN 25/2012

publikacja 21.06.2012 00:15

Świat kocha tych, którzy mogą się nawrócić, nienawidzi tych, którzy to zrobili

Poprawę pomścimy Franciszek Kucharczak

Jednym z często używanych haseł-wytrychów jest zdanie: „Każdy się może nawrócić”. Pada ono zazwyczaj w odniesieniu do kogoś, kto publicznie i ochoczo się łajdaczy, a głosiciel hasła koniecznie chce go usprawiedliwić. Wspólnik zdradza żonę i chwali się zaliczonymi panienkami? Polityk „słusznej” partii zgłasza antyludzkie ustawy? Zaprzyjaźniony lekarz robi aborcje? No to co? „Każdy może się nawrócić”.

Tak, może. Ale niechby spróbował i naprawdę się nawrócił. Zaraz zrobią z niego świra, oszołoma, dewota i sekciarza smoleńskiego. Oj, zaraz mu przypomną jego dawne grzeszki, oj, rzucą się na niego i dalejże wytykać: ty mówisz, że nie wolno zdradzać żony, ustanawiać złego prawa, zabijać dzieci? Ty? Już zapomniałeś, co robiłeś?

Koncertowy popis takiego myślenia dała „Gazeta Wyborcza” z ubiegłego piątku. Poszedł tam na całą stronę tekst stworzony na bazie austriackiego tabloidu. „Wybaczymy mu kobietę, ale nie poczucie wyższości” – głosił wielki tytuł.

Owym „poczuciem wyższości” wykazał się ksiądz z Polski, proboszcz jednej z austriackich parafii. Polegało ono na tym, że zablokował wybór do rady parafialnej faceta, który żyje z… „zaślubionym partnerem”. Wybuchła awantura na całą Austrię. W jej efekcie, jak podały media, biskup podważył decyzję księdza (przestraszył się?), ksiądz zaś, nie mogąc – co oczywiste – współpracować z ostentacyjnym sodomitą, usunął się z parafii. Ale nie zostanie bez zemsty naruszenie największej świętości postchrześcijańskiego świata, bożka Geja, o nie. Trzeba zdeptać bluźniercę. I oto w ubiegłym tygodniu znalazła się „kochanka”, która oświadczyła, że w 2005 roku miała romans z owym księdzem. Jak twierdzi, po sześciu tygodniach ksiądz zerwał z nią i wyjechał. – Gdy usłyszałam, jak mówi, że życie w grzechu nie powinno być normą, byłam zszokowana – opowiadała gazecie.

Nie wiem, czy to prawda z tą kochanką – wiarygodność brukowców rzadko przekracza poziom wiarygodności obietnic przedwyborczych. Ale to, niestety, możliwe. Tak jak chrześcijańscy mężowie zdradzając żony, zdradzają Chrystusa, tak też księża zdradzają Chrystusa, uwodząc kobiety. Jedno i drugie jest śmiertelnie poważnym grzechem i kto się go dopuścił, musi natychmiast z nim zerwać i pokutować – czyli nawrócić się. Jeśli więc ów ksiądz naprawdę zgrzeszył, to nawet ten wstrętny tekst wskazuje, że się opamiętał, i to już 7 lat temu. Tragikomicznie wygląda oburzenie tej pani słowami księdza, że życie w grzechu nie powinno być normą. A źle powiedział? Powinno być normą? Możliwość nawrócenia jest jednym z największych darów Boga. Bez niej wszyscy bylibyśmy załatwieni. Bez niej żałujący syn marnotrawny dostałby kopniaka zamiast ojcowskiego przebaczenia.

Ojciec, na szczęście, przebacza. A gdy przebaczy, nie wypomina odpokutowanych grzechów. Wypomina kto inny. Egzorcyści nieraz tego doświadczają – gdy diabeł czuje, że chcą go eksmitować, grozi im ujawnieniem wobec modlących się jego dawnych grzechów. I nieraz nawet to robi. Jak widać,nie tylko ustami opętanego, lecz i wysokonakładową gazetą.

Honory dla zmory

Bioetyk Peter Singer dostał najwyższe australijskie odznaczenie państwowe za „wybitne zasługi w służbie Australii i całej ludzkości”. To ten pan, który niedawno zasłynął na cały świat publikacją swoich przemyśleń, wedle których można zabijać małe dzieci. Doszedł do wniosku, że noworodek nie ma świadomości, więc w razie potrzeby można go zabić. Wolno to zresztą zrobić w ciągu pierwszych dwóch lat życia, jeśli stwierdzi się u dziecka objawy zespołu Downa, autyzmu lub innych zaburzeń prawidłowego rozwoju. Peter Singer dopuszcza też eksperymenty naukowe na dzieciach niepełnosprawnych. Że też doktor Mengele tego nie doczekał. Ale może dałoby się pośmiertnie przyznać mu jakieś odznaczenie?

Lekarzu, podaj stryczek

„British Medical Journal”, prestiżowy brytyjski tygodnik medyczny z wielkimi tradycjami, wezwał środowisko medyczne do zaprzestania sprzeciwu wobec legalizacji samobójstwa wspomaganego dla nieuleczalnie chorych. Jak donosi serwis HLI, redakcja tygodnika oczekuje od medyków w tej kwestii przynajmniej neutralności – szczególnie od uczelni. Naczelna pisma, Fiona Godlee, zauważa, że „legalizacja eutanazji jest decyzją społeczeństwa, a nie lekarzy”. Twierdzi, że tego rodzaju zmiany w prawie są konsekwencją rozwoju społecznego „w kierunku większej autonomii jednostki i prawa wyboru”. Obawia się jednak, że zmiany te mogą przebiegać z oporami, „dopóki nie uznamy śmierci za jedno z centralnych wydarzeń życiowych i nie nauczymy się postrzegać »złej śmierci« w tej samej kategorii zdarzeń, co nieudana, pokątna aborcja”. Czyli wiadomo już, że „zła śmierć” to ta bez wspomagania. A zatem wspomagana jest dobra. Ano pewnie, że dobra. Eutanaziści z takiego umierania naprawdę całkiem nieźle żyją.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.