Władza koko, Polska spoko

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 24/2012

publikacja 14.06.2012 00:15

Nielicznym wolno dziobać, większości przysługuje prawo do bycia dziobanym.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Bardzo żałuję, że zarówno w magazynach sportowych towarzyszących transmisjom ze spotkań Euro 2012, jak i w trakcie bardzo smutnawej inauguracji nie rozbrzmiewało radosne, zwyczajne i bardzo zabawne „Koko Euro spoko”. Szkoda. Bo to, co śpiewa Oceana jako oficjalny, zagraniczny utwór Euro 2012, ze swoim „ou, ou, ou, ou” oraz „je, je, je je”, a nawet „ej, ej, ej, ej”, pod mało znaczącym tytułem „Endless Summer”, bardzo niewielu potrafi zanucić. Oceana jest bardzo atrakcyjną kobietą i młodszą od większości pań z zespołu Jarzębina, ale jej przebój ma się tak do „Koko Euro spoko” naszej Jarzębiny, jak discopolowe „Mam w brzuchu motyle” do „Czerwonych korali” Brathanków. Nie rozumiem, dlaczego wybrana uczciwie i zgodnie z ustalonymi regułami piosenka nie pojawia się w muzycznej oprawie medialnych transmisji meczów o mistrzostwo Europy. Kompleksy? Jestem z miasta? Brak poczucia humoru? Wszystko razem? Bo w nierozwiązywalny konflikt o prawa autorskie uwierzyć trudno…

Gdy Jarzębiny śpiewają; „Cieszą się Polacy, cieszy Ukraina”, to jest to prawdziwy komunikat ze stanu emocji dwóch narodów i dwóch gospodarzy Euro 2012. Widać to wyraźnie na ekranach telewizorów oraz na ulicach polskich i ukraińskich miast. I sensu w tym więcej niż w pozornie „światowym” i wielce międzynarodowym „Niekończącym się lecie”. Tak to zwykle bywa, gdy Polacy są spoko, a władze tylko „Koko-koko”….

Lubię piłkę nożną, co nie znaczy, że nie rozumiem tych, którym jest ona obojętna. W końcu nie wszyscy pierwsze 17 lat życia spędzili w Chorzowie, i to w pobliżu AKS-u. Mecze mistrzostw Europy oglądam z przyjemnością, niezależnie od tego, czy „moi” wygrywają, czy remisują, chociaż przegrane znoszę gorzej niż wygrane. Widzę wielu rodaków podobnie zachwyconych grą znakomitych drużyn, cieszących się wspólnym kibicowaniem, demonstrujących patriotyzm w najlepszym stylu i w najlepszym tego słowa znaczeniu. Polacy są naprawdę SPOKO. Ale władze cieszą się tylko swoim (!) politycznym sukcesem, który reklamują na kolejnych konferencjach prasowych. Może gdyby dziennikarze pracowali normalnie, wrażenie byłoby inne. Może nie doszłoby do wymazania z pamięci prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego, który w roli gospodarza kraju cieszył się z przyznania Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012 w kwietniu 2007 roku. Niestety, nie tylko w tej sprawie wiedza i pamięć są pieczołowicie selekcjonowane. Autostrady A2 do ostatniej chwili miało nie być, a jednak jest, chociaż nie w pełni skończona. Czy po to zapowiadano niepowodzenie, by „cieszyć się sukcesem”, bo bez tego manewru prowizorka pozostałaby tylko
prowizorką?

Stadion Narodowy cieknie, ale to nic, bo podwykonawcy zrezygnowali z protestów, chociaż niezapłacone przez głównego wykonawcę faktury opiewają na ponad 100 mln zł. Dla nich to realna groźba bankructwa. Tysiące pracowników i ok. 40 małych i średnich firm pracowało „na gębę”, w poczuciu, że trzeba koniecznie zdążyć na Euro. Chociaż nie mieli pewności, czy główny wykonawca zapłaci i nadal nie ma pewności, czy zapłaci za wykonane prace inwestor, czyli Narodowe Centrum Sportu. Niezapłacone są instalacje elektryczne, gazowe, przeróbki i liczne korekty, bo projekt stadionu – wybrany przez władzę – był niedopracowany. Ta inwestycja na pewno kosztuje nas więcej, niż powinna. Nas, czyli podatników. Władze są bardziej koko niż spoko, bo głośne gdakanie słychać zwykle, gdy rozbiegane kurze stadko demonstruje radość z każdego, trafiającego się nawet „ślepej kurze” ziarenka.

Ze smutkiem oglądałam nijaką uroczystość inaugurującą Euro 2012, z nieczytelną symboliką tańców w strojach nieco bardziej „ludowych” (?) i nieco bardziej „pańskich”(?), bo z kapeluszami i wstążkami. Pomysł powierzenia Chopina palcom młodego, sympatycznego Węgra, który zawód pianisty łączy z umiejętnością gry w piłkę nożną zbyt przypomina hobby naszego premiera, by uznać ten pomysł za całkowicie wolny od skojarzeń z polityką. Największą zaletą inauguracji był Chór Akademicki Uniwersytetu Warszawskiego oraz jej czas – tylko 12 minut – o których dzisiaj nikt już nie pamięta. Gdy pani ministra Mucha próbowała przenosić Rosjan z hotelu Bristol, a pani prezydent Warszawy zapowiadała udogodnienia dla rosyjskich kibiców planujących przemarsz w dzień narodowego, rosyjskiego święta tuż przed meczem z Polską, nie mogłam uwolnić się od skojarzeń z „prawem dziobania” wśród kur. Tak to bowiem w stadku bywa, że bardzo nielicznym kurom wolno dziobać inne, większości przysługuje tylko prawo do bycia dziobanym. Kto będzie dziobał 12 czerwca, a komu przypadnie rola dziobanego?

Mądry gest przedstawicieli rosyjskiej reprezentacji piłkarskiej, składających rano 10 czerwca wieniec ofiarom tragedii smoleńskiej pod tablicą na Pałacu Prezydenckim, współgrał z polskimi uroczystościami. Wieczorny marsz po Mszy św. odprawionej w archikatedrze warszawskiej odbył się spokojnie i godnie. Całe to lękliwe koko władz było niepotrzebne. Mam nadzieję, że moi rodacy w mądrości swojej nie pozwolą wpisać się w scenariusz filmu, który dziwnym zrządzeniem losu już powstał. Tuż przed Euro 2012 pokazała go BBC, a nasza TVP uznała emisję paszkwilu na polskich kibiców za wskazaną. Bądźmy spoko.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.