Albo atom albo CO2

Tomasz Rożek

Japonia zamknęła wszystkie swoje reaktory jądrowe. Oficjalnie po to, by je sprawdzić.

Albo atom albo CO2

Dane Światowej Organizacji Zdrowia (a także wiele wcześniejszych ekspertyz) jasno mówią, że uszkodzone w wyniku trzęsienia ziemi i fali tsunami reaktory w elektrowni Fukushima nie są i nie będą w przyszłości groźne dla zdrowia. Co jednak zrozumiałe, kryzys i poczucie zagrożenia jeszcze długo będą siedziały w głowach Japończyków. Krótko po wydarzeniach w Fukushimie japoński rząd zdecydował się zamknąć wszystkich 50 reaktorów. Oficjalnie po to, by sprawdzić ich zabezpieczenia. Taki ruch był elementem uspokajania opinii publicznej. Kilka dni temu zamknięto na czas nieokreślony ostatni reaktor. W pewnym sensie nastąpił powrót do 1966 roku, kiedy Japonia cały swój prąd produkowała w elektrowniach opalanych węglem, gazem i ropą.

Rezygnacji z atomu domaga się znacząca większość Japończyków. Tak samo jak redukcji CO2. Niestety, nie można zjeść ciastko i dalej mieć ciastko. Wiedzą o tym doskonale Niemcy. Coraz częściej słyszy się głosy dobiegające z kręgów rządowych, że zamykanie reaktorów i stawianie na zieloną energię to utopia. Tego nie da się w skali całego kraju zrobić. Już raz Niemcy zamykali siłownie atomowe, po to by 2 lata później z programu likwidacji atomu zrezygnować. Myślę, że sytuacja się powtórzy.

Ale wracając do Japonii: Kraj ten chciał być światowym liderem w walce z globalnym ociepleniem. Pomijając fakt, że „ludzka” emisja CO2 nie musi mieć z ociepleniem wiele wspólnego, dzięki atomowi Japończykom udawało się utrzymać emisję na względnie niskim poziomie. Ciekawe, co w Japonii będzie silniejsze, strach przed reaktorami (i akceptacja drogiego i szkodliwego dla środowiska – bynajmniej nie z powodu emisji CO2 – produkcji prądu w procesie spalania) czy chęć cięcia emisji?