Ilu już chorych przewinęło się w czasie comiesięcznych odwiedzin w parafii? Nie wiem. W przybliżeniu oceniam, że lista sięgnęłaby blisko dwustu. Aktualnych „pacjentów” mam około czterdziestu.
ks. Tomasz Horak
Nie było i nie ma dwóch jednakowych osób. I przypadków. Bo choroba, starość, kalectwo, cierpienie to nie tylko dola i niedola jednej osoby. Choruje całe środowisko, cierpi otoczenie. Cierpią wzajemne relacje – zwykle pełne troski, czasem obojętne. Patrzę na świat takim trochę fotograficznym okiem. Nieraz mnie korciło żeby zrobić album twarzy ludzi starych, chorych, doświadczonych bólem, samotnością... Nie odważyłem się na to i radzę każdemu, komu coś podobnego przyszłoby do głowy: uszanuj oblicze cierpienia. A nie ma dwóch twarzy jednakowych, a nawet do siebie podobnych. Na początku maja byłem u pani Feliksy. Od lat podziwiam i ją, i jej córkę – opiekunkę, pielęgniarkę, psychologa, dietetyka i co tam jeszcze. A takich parafian oddanych swoim bliskim mam w tej mojej „kolejce” wielu. Otóż byłem u pani Feliksy (nie wiem, czy dożyje druku tego felietonu). Lubiła pożartować, zawsze się uśmiechała. Teraz też usiłowała.
Gdybym jej nie znał od dwudziestu lat, to trudno byłoby domyślić się, że to uśmiech. Zagadnąłem coś do niej. Odpowiedziała. Nie na temat wypowiedzianych przeze mnie słów, ale na temat swojej doli: „Panie ksiądz, wszystko boli”. Po tym „panie ksiądz” skrzywiła się – zrozumiałem, o co chodzi. Zawsze dbała o słowa – żeby były miłe, eleganckie, ciepłe. A tu wyszło niezgrabnie. Nie miała siły, by poprawić. Zaraz za drzwiami zapisałem, żeby nie zapomnieć. O tym trzeba opowiedzieć. O tym temacie, który nie jest jak rzeka, ale jak ocean. O wszechogarniającym bólu... Dobrze, jeśli ktoś bliski jest wtedy blisko – fizycznie i sercem. Nie zawsze jest to możliwe. Wtedy ocean zamienia się w bezkresną, zimną i ciemną przestrzeń kosmosu – czy raczej chaosu. A Komunia święta? Czekają na nią. Czasem z wiarą żarliwą i świadomą. Czasem zbuntowaną – ale przecie wiarą. Czasem zobojętniali, bo ocean bólu i samotności odizolował ich od wszystkiego. Może nawet i od samych siebie. Czasem czekają bardzo, choć całe życie nie czekali.
Czasem zaś usłyszę ciche i przelęknione „dlaczego?”. Co wtedy odpowiedzieć? Chyba tak: „Pan Jezus na krzyżu też pytał: Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”. W oczach chorego błysk zrozumienia. Choć przecie odpowiedzi nie było. A Wam wszystkim, którzy towarzyszycie swoim bliskim w cierpieniu – dziękuję.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.