Boże osiołki

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 21/2012

publikacja 24.05.2012 00:15

O ewangelizacji, ubogich, charyzmatach i walce duchowej z ojcami Enrique Porcu i Antonello Cadeddu rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Boże osiołki O. Enrique Porcu i o. Antonello Cadeddu – pochodzą z Sardynii, mają 30 lat kapłaństwa, żyją z ubogimi w slumsach São Paolo w Brazylii. Założyli w roku 2000 stowarzyszenie „Przymierze Miłosierdzia” (Alianca de Misericordia). Obecne dziś w 36 miastach Brazylii, a także w Portugalii, we Włoszech, Francji, Belgii i w Polsce. Charyzmatem wspólnoty jest praca z ubogimi i ewangelizacja ks. Tomasz Jaklewicz

Ks. Tomasz Jaklewicz: Podczas rekolekcji dla księży Ojcowie powtarzali często słowa, które Bóg skierował do Jonasza: „Wstań i idź”. Kiedy Ojcowie sami usłyszeli takie wezwanie w swoim życiu?

O. Enrique Porcu: – Bóg budził nas na dwa różne sposoby: poprzez ubogich i poprzez charyzmaty. Pan Jezus powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Zaczęliśmy więc pewnego dnia przyjmować ubogich do naszego domu zakonnego, wiedząc, że to jest Jezus. To wprowadziło jednak zamieszanie. Zobaczyliśmy pewien paradoks. Dotąd głosiliśmy, że Jezus jest obecny w ubogich, ale kiedy zaczęliśmy sami przyjmować ich w naszym domu przy stole, pojawiły się trudności. Ubodzy łamali rytm życia naszej wspólnoty. To było bardzo trudne, bo musieliśmy wybrać pomiędzy uporządkowanym życiem i wieloma kochanymi braćmi a przyjęciem słowa Bożego, które mówi, że Chrystus to ubogi, pukający do naszych drzwi. Musieliśmy wybrać. Mocnym momentem było spotkanie ze sparaliżowanym żebrakiem, który opowiedział nam, że pukał do drzwi domów wielu księży i zakonników, ale jedynymi, którzy go przyjęli, byli prostytutka i alkoholik. W tym momencie poczuliśmy w sercu, że Jezus mówi: „prostytutki i alkoholicy wyprzedzą was w drodze do nieba”. Żeby być tam, gdzie był Jezus, musieliśmy zostawić nasz dom, nasze zabezpieczenie. Zdecydowaliśmy się zostać bez domu, żeby przyjąć tych, którzy nie mieli rodziny.

O. Antonello Cadeddu: – Drugi punkt to charyzmaty. W sposób konkretny, na każdym kroku, zauważamy je, a właściwie Ducha Świętego dotykającego serc ludzi, których spotykamy na ulicy. W młodych żyjących dyskotekami, w małżonkach, którzy przeżyli rozpad swojej rodziny. Modlimy się za te osoby. Widzimy moc Ducha Świętego, która przemienia serce kamienne w serce z ciała. Jesteśmy zaskoczeni, gdy widzimy, jak w naszych domach gościnnych dokonują się uzdrowienia z narkomanii czy alkoholizmu bez żadnych lekarstw. Wystarczy Eucharystia, modlitwa osobista, Różaniec i ludzie wracają do zdrowia. Jasne, że na początku przeżywają moment pewnego zdenerwowania, ale później to wszystko przechodzi. Co więcej, te osoby zaczynają się same modlić i pomagają sobie nawzajem, służą mocą Ducha Świętego i charyzmatów. Po wyjściu z własnych zniewoleń stają się ewangelizatorami razem z nami. Mamy na przykład homoseksualistę, którego spotkaliśmy w jednej z faweli, w której pracujemy. Ten człowiek przygotowywał się do operacji, żeby stać się kobietą. Kiedy go poznaliśmy, miał jakąś infekcję. Zawieźliśmy go do szpitala, ale nikt nie chciał go przyjąć. Kiedy wreszcie umieściliśmy go w szpitalu, poprosił o. Enrique o chrzest. Chciał być mężczyzną i skończyć z życiem homoseksualisty. Ojciec Enrique zapytał go, jak chciałby się nazywać, a on powiedział: „Jan”. Ojciec powiedział mu: „będziesz Jan Maria”. A teraz on głosi Ewangelię razem z nami na ulicy, gdzie są homoseksualiści. To jest owoc jedynie Ducha Świętego.

Można więc powiedzieć, że przeżyliście takie „powołanie w powołaniu”, podobnie jak Matka Teresa…

O. Enrique: – Tak, jest tylko ta różnica, że Matka Teresa była święta. My jesteśmy bardziej szaleni niż święci (śmiech).

Rozmawiamy podczas rekolekcji dla księży diecezji koszalińsko--kołobrzeskiej. Skąd wziął się pomysł, aby na 40-lecie tej diecezji zorganizować ewangelizację zamiast „kościelnej akademii”?

O. Enrique: – Biskup Edward Dajczak zna jednego z członków naszej wspólnoty. I przez niego zostaliśmy tu zaproszeni. Chcielibyśmy powiedzieć, że podczas naszego pobytu widzimy, jak Duch Święty działa w bardzo wyjątkowy sposób w tej diecezji. To ważne, żeby kapłani i świeccy mieli świadomość tej łaski, która zostaje tu, w tych dniach udzielona. Nie z powodu naszej obecności, ale z powodu waszej otwartości na działanie Ducha Świętego. To nie są ludzkie plany, które tu się spełniają, ale Jego poruszenia. Nie znaliśmy wcześniej tej diecezji ani oczekiwań biskupa. My zawsze jesteśmy zaskoczeni działaniem Ducha Świętego, bo sami mamy mało wiary. Szukaliśmy rozeznania i jesteśmy zdziwieni, że pokrywa się ono z intuicjami biskupa. Pięknie jest dostrzegać tę harmonię. Kto tego nie wie, mógłby powiedzieć, że biskup napisał nam, co mamy mówić, że poinformował nas o projekcie diecezjalnym. Kiedy rozmawialiśmy z nim o naszych uczuciach, byliśmy poruszeni. Dla niego to, co mówiliśmy, było potwierdzeniem tego, co Duch Święty pokazał mu już wcześniej. Duch Święty wzywa do tego, aby ludzie tej diecezji wzięli tę ziemię w posiadanie. To pierwsza myśl, która powraca. A druga to ta, żeby zanieść tutejszych ludzi do Serca Maryi stojącej pod krzyżem, żeby stali się rodziną. Duch Święty tworzy z nas rodzinę, więc prosimy o Pięćdziesiątnicę, o nowy wiatr, który powieje nad Koszalinem.

Ta diecezja uchodzi za jedną z biedniejszych w Polsce. Być może Pan Bóg chce się posłużyć tym Kościołem lokalnym dla dobra całej Polski.

O. Enrique: – Pan Jezus urodził się w ubogim Betlejem… Rzeczywiście Boże plany nie są zgodne z naszą logiką.

O. Antonello: – Dlaczego nie mamy myśleć o nowej Pięćdziesiątnicy dla całej Polski?

Waszemu przepowiadaniu towarzyszy wiele znaków charyzmatycznych, takich jak spoczynek w Duchu Świętym, dar języków, proroctwa. Niektórzy tylko na tym skupiają swoją uwagę, inni – w tym także księża – są sceptyczni.

O. Antonello: – Obawa przed charyzmatami nie jest czymś nowym. Jest znana już od czasów Dziejów Apostolskich. W pierwszych wiekach Kościoła widzimy napięcie pomiędzy instytucją a charyzmatami. To jest trudność. Zdarzało się wielokrotnie w historii, że charyzmaty bywały jakby „przyduszone” w Kościele. Z drugiej strony pewne obawy są uzasadnione, bo niektóre ruchy charyzmatyczne prowadziły do herezji. Dzisiaj też widzimy napięcie pomiędzy tymi, którzy akceptują charyzmaty a tymi, którzy ich nie akceptują. Kluczem, według mnie, jest nie zamykanie się, ale posługiwanie się charyzmatami oraz formowanie, uczenie ludzi. Ale trudność będzie zawsze. Duch Święty musi czasem potrząsnąć Kościołem. Wtedy zaczynamy się bać, chociaż nie powinniśmy. Mamy być otwarci. Trzeba najpierw formować kapłanów, którzy nie znają charyzmatów. I podobnie świeckich.

O. Enrique: – Nasza uwaga nie powinna być skupiona tylko na zewnętrznych zjawiskach, ale na miłości. Duch Święty jest miłością. Sposoby Jego działania są różnorodne. Znam osoby, które nawróciły się przez tylko jedno spojrzenie miłości, inni przez jedno przytulenie z miłością. Widzieliśmy bandytów, którzy porzucali życie przestępcze tylko dlatego, że ktoś po raz pierwszy przypomniał sobie o ich urodzinach. Niektórzy zostali odnowieni poprzez gościnę, przez przyjęcie ich. Widzieliśmy Jezusa rozmnażającego jedzenie w momencie, kiedy nie mieliśmy wystarczająco dużo żywności dla wszystkich, których przyjęliśmy do naszego domu. A więc miłość jest kluczem. Miłości można doświadczyć także podczas spoczynku w Duchu, w modlitwie językami, podczas posługiwania charyzmatami uzdrowienia czy uwolnienia. Święty Paweł mówi, że miłość usuwa wszelki lęk. Pan utworzył Kościół w wolności. On musi ciągle wracać do swojej istoty, bo żyje tyloma schematami, regułami, strukturami… Kościół, który kocha, pozwala Duchowi Świętemu działać. Dla nas ważne są te dwa wymiary: służba ubogim i charyzmaty. One muszą iść w parze. Kiedy ludzie szukają tylko uzdrowienia i nadzwyczajnych zjawisk, to uprawiają – przepraszam za to wyrażenie – masturbację duchową. To jest skupienie na sobie samym, szukanie własnej przyjemności, własnego pokoju. Żeby wiedzieć, że coś jest poruszeniem Pana, musimy widzieć radość oddania Mu życia, wymiar krzyża. Kto nie traci swojego życia, nie odnajdzie go. Ubodzy, osoby cierpiące, niewierzące niepokoją nas, zmuszają do wyjścia z własnej wygody. Wtedy Kościół staje się Kościołem misyjnym. Duch Święty zawsze wzywa nas do tego, żeby wyjść z samych siebie, niesie nas daleko, skłania, by zaczynać zawsze na nowo.

O. Antonello: – Jedyna rzecz, która pozostanie, to miłość. Charyzmaty to jest jedynie droga, znak.

W Kościele wiele mówimy dziś o nowej ewangelizacji, a Ojcowie ewangelizują.

O. Antonello: – Kluczem jest pozwolić, żeby to Jezus pracował. Mówienie o nowej ewangelizacji nie przyniesie wiele pożytku, jeśli nie wyjdziemy od tego, czego Jezus nas nauczył. Dlatego potrzebny jest powrót do kerygmatu. Musimy wrócić do tego, co Pan nam mówił. Do tego, co głosi o. Enrique – działać poprzez ubogich, poprzez tych ostatnich. Ale sami musimy być z Jezusem, bo inaczej będziemy tylko produkować kościelne dokumenty, a nie ewangelizować.

O. Enrique: – Nie wiem, czy jest słuszne nazywać nową ewangelizacją to, co my robimy. Może trzeba raczej powiedzieć: „na nowo ewangelizować”. Bo Kościół narodził się po to, żeby to robić. Ale w pewnym momencie zatrzymał się na tym, żeby troszczyć się tylko o tych, którzy są już w Kościele. Więc trzeba powrócić do korzeni i po prostu ewangelizować.

Ojcowie mocno podkreślają znaczenie walki duchowej…

O. Antonello: – Największym problemem dziś są demony umysłu. Bo kiedy mówimy o ewangelizacji, o ubogich, o charyzmatach, o kerygmacie, to niestety ta kultura, w której żyjemy, przefiltrowuje wszystko. Te filtry są w nas. One powodują, że nie spotykamy się na jednym poziomie. Słowo Boga nie dociera do serca.

O. Enrique: – Święty Paweł ostrzega nas, że nie walczymy tylko przeciwko żywiołom tego świata, ale że demony rzeczywiście istnieją. Widzimy dziś odrzucenie autorytetów, co oznacza relatywizację prawdy i zniszczenie obrazu Ojca. Widzimy konsekwencje zdeformowanej seksualności. Egzorcyści podkreślają, że np. aborcja to pewna forma szatańskiej „konsekracji”, tak jak poświęcało się dzieci jednemu z demonów, Molochowi. Narkomani mówili nam, że ćpanie to swoista „eucharystia demona”. Gdy spożywasz Hostię, wchodzi w ciebie Jezus, gdy bierzesz narkotyk, wchodzi w ciebie szatan. Kiedy modlimy się za narkomanów, zdarza się wiele uwolnień. Więc to nie jest tylko nałóg. Wszystko, co przeżywa człowiek, zawiera się w trzech wymiarach: fizycznym, psychicznym i duchowym. W naszym materialnym świecie dostrzegamy tylko wymiar fizyczny, pomijamy duchowy. Papież Leon XIII miał mistyczną wizję, w której szatan mówił Jezusowi, że potrzebuje 100 lat na zniszczenie Kościoła. Święty Jan Bosko z kolei miał wizję burzy, podczas której okręt Kościoła był atakowany przez okręty nieprzyjaciela. Ratunkiem dla okrętu Kościoła były dwie kolumny: jedna to Eucharystia, a druga to Maryja. To jest nadzieja. Triumf Niepokalanego Serca Maryi przybliża się.

Patrząc na Ojców głoszących razem Ewangelię, rozumiem lepiej, dlaczego Pan Jezus posyłał uczniów po dwóch…

O. Antonello: – Jesteśmy dwoma osłami, ale mamy nadzieję, że razem uda nam się stworzyć konia (śmiech).

O. Enrique: – Wół i osioł, a pośrodku ubogi żłób, w którym jest Jezus.

Przeczytaj też komentarz Widziałem potężne działanie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.