Wiry w głównym nurcie

Marek Jurek

|

GN 21/2012

publikacja 24.05.2012 00:15

Polityka nie musi podporządkowywać się nastrojom społecznym, może – a niekiedy powinna – iść pod prąd. Musi jednak zdawać sobie sprawę z nastawień opinii publicznej.

Marek Jurek Marek Jurek

Choćby po to, by je zmieniać. Rząd Tuska–Sikorskiego z założenia chciał poruszać się w głównym nurcie polityki europejskiej (choć przecież w „głównym nurcie” wcale się ruszać nie trzeba, wystarczy dryfować). Kierując się takimi założeniami, nasz rząd chciał jako pierwszy ratyfikować traktat lizboński, poparł separację Kosowa, pogodził się z gazociągiem bałtyckim, zapowiedział likwidację złotego i podpisał pakt fiskalny. O pakcie tym przedstawiciele rządu oficjalnie mówili, że choć do niczego Polsce nie jest potrzebny – utrzymuje Polskę „w głównym nurcie”.

Premier nie wziął jednak pod uwagę, że na „nurt” polityki w świecie demokratycznym wpływają wybory i opinia publiczna. Tam, gdzie rządzi prawo – zgoda rządów nie oznacza jeszcze zgody państw, a ratyfikacja nie jest procedurą czysto formalną. Nawet kanclerz Merkel, główna autorka paktu fiskalnego, musi u siebie prowadzić w sprawie ratyfikacji paktu fiskalnego żmudne negocjacje z socjaldemokratyczną opozycją. Nikt w Niemczech nie próbuje omijać konstytucji, wymagającej w praktyce zgody rządu i opozycji na przekazanie za granicę uprawnień Republiki Federalnej. We Francji prezydent Sarkozy, współautor paktu fiskalnego, przegrał wybory, a prezydent Hollande przez całą kampanię zapowiadał, że w obecnej formie tej umowy nie podpisze. I wreszcie w Grecji ugrupowania zgadzające się na realizację zaleceń Komisji Europejskiej przegrały wybory mimo przekazania ich krajowi miliardów euro, między innymi z Polski. Nie oceniam tych decyzji – stwierdzam tylko fakt. W Unii Europejskiej pakt fiskalny nie jest żadną oczywistością – w każdym razie nie taką, jaką stał się dla rządu Donalda Tuska. Nasz rząd nie widział potrzeby rozmów z opozycją ani namysłu nad krytycznymi opiniami. Te ostatnie kwitowano zwalniającym od myślenia hasełkiem „eurosceptyka”. Okazało się jednak, że o ile rząd może ignorować opinie Polaków, o tyle nie da się zignorować opinii krajów, które w wyborach zmieniają swoją politykę. A skoro tak – to może pora się zastanowić, czy Polska nie powinna z paktu fiskalnego (jeśli w ogóle wejdzie on w życie) wyciągnąć czegoś zupełnie innego: żeby stwierdzić, że zmiana reguł unii walutowej zwalnia nas ze zobowiązań w tym zakresie i przywraca nam pełną swobodę decydowania o zachowaniu naszej waluty narodowej.

Ostatnie wybory we Francji pokazały nie tylko na jak kruchych podstawach opiera się polityka europejskiego establishmentu, ale również jak zmienia się dzisiejsza Europa. Realną siłą polityczną (wyborczą, nie tylko społeczną) okazał się islam. Według badań opublikowanych w „Le Figaro”, 93 proc., czyli prawie 2 miliony zarejestrowanych w wyborach muzułmanów, głosowało na kandydata lewicy. Te głosy rozstrzygnęły o jego zwycięstwie w drugiej turze większością trochę ponad miliona głosów. Nic dziwnego, kandydat socjalistów zapowiedział rozwiązania, które w konsekwencji radykalnie zwiększą polityczny wpływ islamu we Francji: przyznanie prawa głosu w wyborach samorządowych imigrantom spoza Unii Europejskiej.

Francja zbiera gorzkie owoce długiego kryzysu rodziny i urodzeń. W próżnię demograficzną coraz mniej licznych pokoleń wlewały się od dziesiątków lat fale muzułmańskiej imigracji. Świecka republika wierzyła, że społeczeństwo konsumpcyjne oderwie muzułmanów od religii, a to uczyni z nich Francuzów. Złudne okazały się oba założenia. Skutki każdy może obejrzeć w takich filmach jak „Hadewijch” czy „Pokolenie nienawiści” („Journée de la jupe”). Warto zobaczyć, jak Francuzi widzą efekty islamizacji swojego kraju. Pokazała to również noc wyborcza przed dwoma tygodniami, gdy nad manifestantami świętującymi tryumf socjalizmu w imigranckich dzielnicach powiewały flagi Palestyny, Tunezji, Turcji, a w Tuluzie spalono nawet flagę francuską. Odwrócenie tej sytuacji już nie zależy od wyborów, integracja poniosła fiasko, a zmiany struktury społecznej mają charakter nieodwracalny. Warto o tym pamiętać, bo nie można żyć w demograficznej próżni. A my ciągle jeszcze możemy uniknąć najgorszych skutków załamania demograficznego, jeżeli w końcu zrozumiemy, że podstawą życia społecznego nie jest ani wygoda, ani władza – tylko rodzina.

Na naszych oczach dzieje się historia. Nie można i nie warto od niej uciekać. Trzeba na nią wpływać, by decydować o naszej przyszłości. Nawet zachowanie tego, co mamy – wymaga podjęcia wyzwań. Tym bardziej rozwój. Polska – największy kraj wśród większości państw Unii Europejskiej (bo większość państw Unii leży w Europie Środkowej i weszła do Unii już po zakończeniu zimnej wojny i upadku Związku Sowieckiego) – powołana jest do tego, by Europę zmieniać. Zmieniać tak – by zapewnić w niej szacunek wartościom cywilizacji chrześcijańskiej, interesom Europy Środkowej, naszemu rolnictwu. By wypełnić tę rolę, potrzebujemy dwóch rzeczy: wyobraźni politycznej i aktywnej opinii publicznej – bo polityka jest zbyt poważną sprawą, by pozostawić ją samym politykom.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.