Po kolei

ks. Marek Gancarczyk

|

GN 18/2012

Świeżo zatwierdzony lider SLD zapowiedział, że jego partia chce budować świeckie państwo, w którym „konstytucja jest zawsze ważniejsza niż Ewangelia”. Deklaracja Leszka Millera, jak przystało na lewicowego lidera, nie jest ani zaskakująca, ani odkrywcza.

Po kolei

Co prawda nie siedzę w duszy szefa SLD, ale mam nieodparte wrażenie, że były premier sam nie wierzy w to, co mówi. Dlaczego przywołuję tak naprawdę marginalną wypowiedź szefa upadającej partii? Z powodu reakcji na deklarację. Otóż jednym trafi ona do przekonania, inni całkowicie ją odrzucą jako niezwykle szkodliwą dla obywateli, również niewierzących. Wszyscy natomiast, a przynajmniej – jak sądzę – zdecydowana większość zgodzi się z poglądem, że w demokratycznym państwie każdy polityk, więc również Leszek Miller, ma prawo głosić, że konstytucja musi być ważniejsza od Ewangelii. Jest politykiem i idzie po władzę, by urządzać państwo według własnego pomysłu. Takie jego prawo, którego również ja nie kwestionuję. W czym więc problem?

Ano gdyby któryś polityk jasno zadeklarował, że dla niego wartością absolutną nie jest konstytucja, ale Ewangelia, podniósłby się wielki raban. To jasne, że konstytucja powinna być swego rodzaju świętością, ale nie absolutną. Bo Święty jest tylko Jeden. Najpierw jest się chrześcijaninem, a potem obywatelem. Ta hierarchia dobrze została odzwierciedlona w zawołaniu „Bóg, honor, ojczyzna”. Bóg słusznie postawiony został na pierwszym miejscu, a dopiero potem ojczyzna. Problem, o którym mówimy, ilustruje postawa ministra Gowina (rozmowa na s. 30–31). Wiele jego ostatnich działań zasługuje na pochwałę. Gowin zdecydowanie sprzeciwia się ratyfikacji przewrotnej i niebezpiecznej konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, jest wielkim przeciwnikiem zalegalizowania jednopłciowych związków partnerskich, opowiada się za wprowadzeniem klauzuli sumienia dla farmaceutów. Powołuje się przy tym – całkiem zresztą słusznie – na polską konstytucję.

Argument z konstytucji jest oczywiście niezwykle cenny, ważny i powinien być podnoszony, ale ma jedną słabość. Gdyby w polskiej konstytucji nie było na przykład definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety, to co pozostałoby na obronę przed związkami partnerskimi? Żadna konstytucja, nawet najdoskonalsza, nie może być zatem ostateczną instancją. Jeżeli w demokratycznym systemie ktoś ma prawo budować państwo laickie, to inny musi mieć prawo zabiegać o państwo oparte na Ewangelii. O przewadze zaś jednej lub drugiej opcji decydują wyborcy.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.