Środki czystości

Marcin Jakimowicz

|

GN 18/2012

publikacja 02.05.2012 00:15

O wierności, która jest sexy, z Magdą Frączek, wokalistką zespołu Love Story, rozmawia Marcin Jakimowicz

Magda Frączek, Magda Frączek,
liderka zespołu Love Story, studiuje w Krakowie i Katowicach. Mieszka w Raciborzu
Roman Koszowski

Marcin Jakimowicz: Czy gimnazjaliści, którym mówisz o czystości przedmałżeńskiej, nie patrzą na Ciebie jak na kosmitkę?

Magda Frączek: – Czy ja wiem? Chyba nie... Bo ja staram się ich poważnie traktować. Nie przekonuję ich do niczego. Mówię, co mam do powiedzenia, i tyle. Ostatnio graliśmy dla licealistów w Zakopanem w „Kenarze”. Mówiłam, co czułam, dzieliłam się tym, w co wierzę, ale to, co oni z tym zrobią, to już ich sprawa.

Zdarzają się jakieś agresywne zaczepki, drwiny?

– Mieliśmy kiedyś koncert, na którym gęsto sypały się przekleństwa. Oczywiście ze strony publiki (śmiech). To była zawodówka pod Tarnowem. Ale, widzisz, to też nie jest norma, bo innym razem graliśmy w podobnej szkole w Rybniku i oddźwięk był świetny.

Muzycy przyznają się do palenia trawy, zażywania dragów. To modne. Nie słyszy się jednak ani słowa o zdradach. A to, opowiadają mi kumple, którzy grali w Jarocinie, była „klasyka gatunku”. Te przechwałki, kto z kim się przespał... Po powrocie do domów rockmani wchodzili w skórę przykładnych wiernych tatusiów…

– Niełatwo przyznać się do zdrady. Dlatego tak ogromne wrażenie zrobiła na mnie wczoraj Dominika Figurska, która w „Pytaniu na śniadanie” opowiedziała wprost o tym, jak bardzo zdrada zdruzgotała jej małżeństwo. Cudem przetrwało... Dziś ta znana aktorka promuje akcję „Wierność jest sexy”.

Love Story jest muzyczną twarzą tego projektu…

– To pomysł warszawskich studentów, którzy zareagowali na piosenkę Natalii Kukulskiej „Wierność jest nudna”. Akcję „Wierność jest sexy” poparło już 20 tys. młodych ludzi z całej Polski. To robi wrażenie. Przynajmniej człowiek widzi, że nie jest ostatnią osobą na bezludnej wyspie (śmiech).

Dominika Figurska, modelka Ania Golędzinowska czy paru „nawróconych” rockmanów opowiada młodym o wartości czystości. Ale oni mogą rzucić: „Nie jesteście wiarygodni. Sami mogliście sobie pofolgować, a teraz nas pouczacie?”. Z tobą jest inaczej. Nie rozdrapujesz ran po zdradzie, nie mówisz, że sparzyłaś się, brnąc w przedmałżeński seks.

– Czystość jest moim świadectwem. Ale myślisz, że jest mi z tym łatwiej? Nie! Jestem dla tych ludzi bardziej obca. Ten kij ma dwa końce. Zdaję sobie sprawę, że wychodząc do licealistów, staję przed ludźmi, którzy mają już „w tych sprawach” spore doświadczenie.

I co z tego? Josh McDowell przeprowadził badania, z których jasno wynika, że choć 13,4 proc. piętnastolatków, 24 proc. szesnastolatków i 62 proc. osiemnastolatków nad Wisłą już współżyło seksualnie, przeżywają szybkie rozczarowanie zbyt wczesnym seksem. Aż 42 proc. zadeklarowało, że chciałoby cofnąć czas, by wrócić do swojej czystości.

– Wiem, że tak jest, bo często trafiam na ludzi, którzy są już „po”. I mówią, że chcieliby cofnąć czas. Zazwyczaj słyszę te słowa od dziewczyn. Opowiadają, że poszły do łóżka z facetem, bo myślały, że w ten sposób zatrzymają go przy sobie, zdobędą jego szacunek. Często było odwrotnie. Widzę, jak na te relacje wpływa brak ojca w rodzinie. Jak często dziewczyny desperacko szukały jego cech w partnerze. Chciały je wyssać. A to bardzo zgubne. Ja nie promuję czystości – ja „promuję” przebaczenie i miłość. Czystość jest ich konsekwencją. To, że daję świadectwo, wcale nie znaczy, że nie zmagam się z pokusami. Znaczyłoby to, że jestem jakaś aseksualna, wyobcowana. Wre we mnie walka…

Może dlatego jesteś bardziej wiarygodna? Zdajesz sobie sprawę, że walczysz na pierwszej linii frontu? Akt seksualny, w którym powstaje cud życia, jest wypisany na murach osiedli w wielu ciekawych wariantach. To sfera bardzo skażona...

– Daniel Ange powtarzał często: w kobiecie powstaje życie. Ona jest świątynią! I dlatego demon zrobi wszystko, by ten fakt zniszczyć, obnażyć, zawłaszczyć, zwulgaryzować. Zdaję sobie sprawę z tej walki. Może dlatego nie biorę tego wszystkiego „na siebie”? Nie chcę zbawiać, nawracać. W przeciwnym razie skończyłabym w psychiatryku.

Na przygotowywanej właśnie nowej płycie śpiewasz: „moje serce jest jak łódeczka”. Jak krucha studentka radzi sobie w tych militarnych zmaganiach?

– Nie jestem chyba aż taka krucha i delikatna (śmiech). Uczę się nie brać wszystkiego na swoje barki. I teoretycznie mi się udaje. „Robię swoje”, całą resztę robi Pan Bóg.

Młodzi zostają po koncertach, by przez chwilę pogadać?

– Czasami tak. Ale ponieważ kwestie damsko-męskie to temat bardzo intymny, częściej po prostu piszą.

Co piszą?

– Zdarzały się mejle od dziewczyn, które mieszkały przed ślubem z chłopakiem. Poszły na nasz koncert, wysłuchały tego, co powiedziałam, i rzuciły te związki. Najbardziej dotykają ludzi utwory „Czystość w czasach popkultury” i „Talitha kum”. To jest miazga, terapia wstrząsowa (śmiech). Tak było w Opolu. Graliśmy dla studentów. Jedna z dziewczyn zadzwoniła po koncercie o trzeciej nad ranem do księdza i… poprosiła o spowiedź. Zerwała z chłopakiem, z którym dotąd mieszkała. Znam naprawdę wiele takich historii. W 80 proc. piszą o tym dziewczyny, które zdecydowały się przerwać toksyczne związki. Wybrały życie w czystości. Naprawdę podziwiam ten akt odwagi, bo burzyły one często relacje, które były dla nich dotąd całym światem…

A Magda Frączek, patrząc w lustro, uśmiecha się wtedy: „No, ma się te zadatki na proroka...”.

– Nieee! Bardziej z takich akcji cieszy się mój tata – menedżer zespołu. To przecież działanie samego Boga!

„Ogłaszam nowy pryzmat/ ogłaszam nowe zasady/ ogłaszam nowe spojrzenie na wszystkie damsko-męskie sprawy. Niech się stanie czystość!”. Oj, obawiam się, że „Idola” z takim tekstem nie wygrasz.

– Wiem. Ale nie chcę wygrywać. Cieszę się z tego, co robię. Zapaliłam się do grania po Strefie Chwały – spotkaniu dla muzyków chrześcijan. Przyjechałam jako szesnastolatka do Gródka nad Dunajcem

Nie onieśmieliły cię wirtuozerskie popisy obsypanego Fryderykami Pospieszalskiego czy Litzy?

– Nie. Zrozumiałam, że to jest to, co chcę robić. Chcę śpiewać o miłości. I śpiewam. Czasem dla tłumu, czasem dla ośmiu osób. To nie ma znaczenia. W Zakopanem zrozumiałam, że grałam dla jednej dziewczyny. Po koncercie zostawiła gościa, z którym długo mieszkała.

To może lojalnie dawajcie na plakatach ostrzeżenie, czym grozi przyjście na Wasz koncert?

– Ludzie sporo ryzykują (śmiech). Takie sytuacje pokazują jak na dłoni, kto tu rządzi. I kto naprawdę działa. Na naszym najgorszym koncercie, o którym chcieliśmy jak najszybciej zapomnieć, poznaliśmy człowieka, który… sfinansował naszą pierwszą płytę. Dla nas występ we Wrocławiu był totalną porażką, a Bóg wykorzystał tę bezradność. Na Przystanku Jezus graliśmy na koszmarnym sprzęcie, bez przygotowania. By przez kwadrans zagrać cztery piosenki dla załogantów z Woodstocku przez 12 godzin toczyłam bardzo ciężką walkę. Mniejsza o szczegóły... Może te upokorzenia są nam potrzebne​? Na rekolekcjach „Na fali wielbienia” mieszkałam w pokoju z Magdą – dziewczyną z zespołem Downa. Ona zwracała się do siebie w drugiej osobie. Wróciłyśmy z koncertu chwały, a ona chodziła po pokoju i szeptała do siebie: „Magda, ty myślisz, że uwielbiasz Pana Jezusa? To On cię uwielbia!”. Wiesz, jakie to były rekolekcje? Nawet imię się zgadzało…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.