Kto kogo krzyżuje

Franciszek Kucharczak

|

GN 18/2012

publikacja 02.05.2012 00:15

Jeśli ktoś cierpi z pogodą, to Bóg jest sprawcą pogody – nie cierpienia.

Kto kogo krzyżuje Franciszek Kucharczak

Na stronie gosc.pl podałem niedawno przykładową modlitwę, jaką każdy katolik powinien być gotów odmówić bez mrugnięcia okiem. „Jezu, oddaję Ci moje życie. Rób z nim, co chcesz. Nie stawiam żadnych warunków i niczego nie oczekuję w zamian. Bądź Panem mojego życia, a twoja wola niech będzie moją”. Wyraziłem jednak przeświadczenie, że wielu takiej modlitwy nie odmówi. Boją się bowiem, że Pan Jezus błyskawicznie wykorzysta okazję i obdaruje ich rakiem, stwardnieniem rozsianym, garbem i łysiną, a gdy wywaleni z pracy wrócą do domu, wśród jego zgliszcz zastaną przybyłą z nieoczekiwaną wizytą teściową.

Reakcje Czytelników po tym tekście utwierdziły mnie w przekonaniu, że wielu z nas dokładnie tak myśli. Przeciętny katolik woli całe życie koszmarnie cierpieć, niż oddać się Chrystusowi, bo „nie chce cierpieć”. Nie zada sobie takiego wysiłku, żeby spojrzeć na Jezusa z Ewangelii, który – nie wiedzieć czemu – zupełnie nie pasuje do tego obrazu: uzdrawia, uwalnia od złych duchów, a nawet wskrzesza.

I nic to, że taki katolik, wskutek nieliczenia się z wolą Bożą i uciekania przed „cierpieniem”, życie ma roztrzaskane, nic że rodzina skłócona, w małżeństwie się nie układa, nic to, że zniszczone nałogami ciało szwankuje – byle tylko daleko od Boga. No bo „kogo Bóg miłuje, tego krzyżuje”.

Rzeczywiście – dlaczego mówi się, że Bóg swoich „krzyżuje”? Może dlatego, że się to komuś zrymowało z „miłuje”. Ale w Biblii nie ma czegoś takiego, a i Kościół tego nie twierdzi. Jezus mówi, że mamy brać swój krzyż i naśladować Go, ale przecież to NASZ krzyż. Każdy ma taki, ale kto go nie chce nieść z Jezusem, ten go będzie musiał taszczyć w pojedynkę. Są tylko te dwie możliwości, ale to ta druga jest koszmarna. Jezus mówi też, żeby brać Jego brzemię, ale ono, o dziwo, jest lekkie i przynosi ukojenie.

Ludzie oddani Bogu oczywiście też cierpią (bo wszyscy ponosimy skutki grzechu), ale wcale nie częściej i nie ciężej niż ci, co przed Nim uciekają. Badania wskazują, że ci pierwsi są statystycznie zdrowsi i dłużej żyją. Ale to przecież normalne: kto jest szczęśliwy (a z Jezusem jest się szczęśliwym), ten lepiej się ma i nawet choruje zdrowiej.

Jezus w Apokalipsie mówi: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę”. Ale czy karcenie to krzyżowanie? Tę zasadę stosuje każdy normalny rodzic, któremu mózgu nie zlasowały jeszcze idee „wychowania bez przemocy”. Oby mnie Jezus karcił jak najczęściej, oby sprowadzał ze złej drogi, oby zabierał mi niebezpieczne zabawki. Skoro to znak, że mnie kocha, czy może być coś lepszego?

U źródeł strachu przed pełnym oddaniem się Bogu tkwi jedno fatalne założenie: że Bóg mógłby chcieć dla nas czegoś, co nie byłoby dobrem. Za tym idzie wniosek, że są takie sytuacje, gdy można lepiej wyjść na unikaniu woli Bożej niż jej przyjęciu. Tak myślą na przykład ludzie zawierający niesakramentalne związki. Tak kombinuje każdy, kto uważa, że grzech może być dobrym rozwiązaniem czegokolwiek. I choć tacy uginają się pod brzemieniem swoich złych wyborów, najbardziej boją się „brzemienia lekkiego”.

Powolna ewolucja

W Bydgoszczy stanęła wystawa antyaborcyjna, przedstawiająca skutki tego, co wciąż wolno w Polsce robić, choć nie w takim wymiarze, w jakim domagają się środowiska „postępu”. Środowiska te natychmiast zorganizowały sprzeciw „oburzonych mieszkańców”. Odezwała się też Magdalena Środa, która z łamów „Wyborczej” nie rozumiała „czemu to służy”. I zbudowała przedziwną konstrukcję logiczną, wedle której w Polsce jest tak źle z tą aborcją, „że Polki wyjeżdżają do Anglii i rodzą na potęgę”. Mimo wszystko to duży postęp, bo wcześniej feministki twierdziły, że w Anglii Polki swoje dzieci („płody”) na potęgę abortują. Pani Magdaleno, tylko tak dalej. Może kiedyś zauważy pani, że aborcja, antykoncepcja i homoseksualna adopcja nie sprawdziły się jako metody ratowania przyrostu naturalnego.

Prawda non grata

Prezydent Bydgoszczy kazał zlikwidować wspomnianą wyżej wystawę. Zrobił to bezprawnie, więc organizatorzy nazajutrz ponownie postawili ekspozycję. Miała tam stać do soboty włącznie, jednak w nocy z piątku na sobotę służby miejskie znów ją zwinęły. „To by znaczyło, że nie potrafią czytać umów, które sami zawarli” – powiedział dla gosc.pl Mariusz Dzierżawski, organizator wystawy. Cóż, czytać potrafią, ale dla nich prawem jest nie to, co stoi w umowach, lecz w „Gazecie Wyborczej”.

Tysiąc – reaktywacja

Alicja Tysiąc pozwała Tomasza Terlikowskiego o „naruszenie dóbr osobistych”. Szef Fronda.pl jest oskarżony o rzekome porównanie zachowania Alicji Tysiąc do działań hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. Wygląda na to, że szykuje się powtórka z procesu „Gościa”. Jeśli tak, to nie ma znaczenia, co powiedział Terlikowski, skoro sądy potrafią skazywać za to, czego się nie powiedziało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.