Znajdź (chociaż) trzy różnice

Agata Puścikowska

|

GN 18/2012

Stanowczo podróże (rodzinne) kształcą. Przede wszystkim rodziców.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Sytuacja pierwsza. Rodzina: tata, mama i dziecko ma wyjechać na kilkudniowy wypoczynek. Powiedzmy w sobotę. Tydzień wcześniej rozpoczyna się gorączkowe przygotowanie. Żeby tylko zdążyć. Lista potrzebnych rzeczy niby rozpisana miesiąc wcześniej. Ale licho wyjazdowe, jak wiadomo, nie śpi. Więc wózek spacerówka, więc wózek głęboki, na wypadek gdyby wiatr wiał silny. Wanienka też konieczna. I tona co najmniej środków higieniczno--pielęgnacyjnych. Samych kremów z filtrem pewnie sześć, bo co będzie, jak się potomek na któryś uczuli? Coś koło środy nerwowe pakowanie ubranek. Ściśle według poradnika dla dobrych mam: pięć koszulek z długim rękawem, cztery z krótkim, spodenki, rajstopki, czapeczek tylko trzynaście – żeby przesady nie było... Piątek. Wypada i sobie coś z ubrania zabrać. Ale czy się w samochodzie zmieści? Sobota. Po 4 godzinach stresowego biegania, znanego jako rodzinna reisefieber, wszystko się zmieściło. Nawet dziecko. Które akurat doszło do wniosku, że jest głodne. I wyje. Rodzice siwieją na cito. Te podróże z dziećmi... Kolejne siedem godzin w samochodzie (z przepisowymi postojami co godzinę, jak napisali w poradniku dla dobrych mam) i rodzina jest na miejscu! Chwila radosnego oddechu aż sto kilometrów od domu! Tylko chwila, bo okazuje się, że dokumenty zostały właśnie w nim.

Sytuacja druga. Rodzina: tata, mama, czworo dzieci ma wyjechać na kilkudniowy urlop. Powiedzmy w sobotę. Więc rano w sobotę, coś koło 10.00, matka rzuca hasło: pakowanie. Po pół godziny ojciec wnosi dwie walizki do samochodu. Wyjazd o 11.00. Po drodze zwiedzają zamek w Nidzicy, nawiedzają Gietrzwałd. Dzieciaki nawet grzeczne: czytają, grają w gry. A gdy zaczynają marudzić, dostają propozycję podróży piechotą. I nie korzystają z niej. Siedem godzin i 500 km od domu. Radosna chwila wyjazdowego oddechu.

Nie wolno porównywać, bo każda rodzina to inny świat? A to są dwie, tak zupełnie różne rodziny? A kto powiedział, że dwie? Jedna i ta sama rodzina! Tylko kilka lat później. Tak. Stanowczo podróże (rodzinne) kształcą. Rodziców...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.