Gdybym stanął przed sądem i miał dowodzić prawdy swych przekonań, co przedstawiłbym jako argument?
Słowne zeznania pod przysięgą potwierdzone wydrukiem wariografu, dowody materialne, odciski palców, ślady DNA? A czy jako dowód położyłbym swoje życie? Ono, moje, jedyne i niepowtarzalne jako dowód prawdziwości słów. A tak ma się rzecz w sprawie zeznań o sprawę Jezusa z Nazaretu. Św. Piotr w narracji Dziejów Apostolskich ucieka się do terminologii sądowej, gdzie kluczowym było greckie słowo martys – „świadek”. „Jesteśmy świadkami” – zeznaje Piotr, robiąc z domu centuriona w Cezarei salę sądową. Martys w sądzie rozstrzygał o tym, co jest prawdą. Jego zeznanie miało decydować o wyroku. A co poświadcza Piotr, świadek rozprawy? Najpierw to, co podsądny Jezus zdziałał, a potem to, że został zabity, i na koniec to, że „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków”.
Dawanie świadectwa prawdzie o zbawieniu dokonanym przez Chrystusa stało się w pierwszych pokoleniach chrześcijan koniecznością związaną z gotowością pójścia na śmierć. Prowadzeni na cyrkowe areny Rzymu, Bitynii i Pontu, rzucani na żer dzikich zwierząt, paleni jako żywe pochodnie w ogrodach Nerona kładli swe życie jako dowód prawdziwości tego, o czym opowiadali, co stanowiło ich zeznania i co było treścią ich życia. W efekcie w pierwotnym Kościele doszło do znamiennego językowego zatarcia ostrości słów. Biblijna greka nie zna słowa „męczennik”. Zna za to słowo martys, które jednocześnie znaczy „świadek” i „męczennik”. Nie rozróżnia, bo na semantyczny podział nie pozwalały ówczesne realia. Nie dało się być teoretycznym obrońcą tez o zmartwychwstaniu bez ryzykowania za takie przekonania własnego życia. Kościelna tradycja pokazuje, że najpierw Apostołowie, a potem pokolenie ich uczniów wchodziło na drogę bycia martysami-świadkami, gotowymi oddać za te przekonania swe życie. Klemens Rzymski, Ignacy Antiocheński, Polikarp ze Smyrny, Ireneusz z Lyonu, Perpetua, Felicyta, Agnieszka, Barbara… I tak aż po nasze czasy, w których wciąż nie brakuje świadków sprawy Jezusa z Nazaretu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.