Bastiony oporu

Adam Dziurok

|

Stan wojenny

publikacja 13.03.2012 10:14

Władze komunistyczne, spodziewając się fali protestów po wprowadzeniu stanu wojennego, przygotowały znaczne siły milicyjno-wojskowe do ich stłumienia.

Protesty nie były jednak tak silne jak przewidywano, a największy opór stawiły załogi zakładów przemysłowych województwa katowickiego. Akcja strajkowa objęła tutaj blisko 50 zakładów, co plasowało region na czele najaktywniej protestujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego (w całym kraju strajkowało ok. 200 zakładów). Przy użyciu siły spacyfikowano 12 zakładów na terenie województwa (w całym kraju 40), a w dwóch z nich (KWK „Manifest Lipcowy” i „Wujek”) strzelano do strajkujących z broni palnej. 
Zgodnie z uchwałami Komisji Krajowej „Solidarności” (4 i 12 grudnia 1981 r.), odpowiedzią na „próbę przemocy” ze strony władz miał być strajk generalny. Błyskawiczna akcja zatrzymań wielu działaczy związkowych w nocy z 12 na 13 grudnia, brak łączności i ogólna dezorientacja utrudniły jednak organizację protestu. Odstraszająco działały także drakońskie przepisy stanu wojennego, zakazujące strajków i manifestacji oraz wprowadzające militaryzację większych przedsiębiorstw. Sam termin wprowadzenia stanu wojennego nie został wybrany przypadkowo: niedziela (13 grudnia) była dniem, w którym większość przedsiębiorstw, za wyjątkiem kopalń i zakładów o ruchu ciągłym, nie pracowała. Akcja strajkowa przybrała większe rozmiary dopiero w poniedziałek 14 grudnia, ale już w niedzielę w kilkunastu zakładach na terenie województwa katowickiego doszło do prób organizowania akcji protestacyjnych.
 
Drewniany krzyż pod kopalnią „Wujek”. Marzec 1982 r.   
Drewniany krzyż pod kopalnią „Wujek”. Marzec 1982 r.
east news/REPORTER/W.Pniewski

Odblokowywanie


Od poniedziałkowego poranka władze przystąpiły do systematycznej rozprawy ze strajkującymi. Z początku zakładano, że ich opór złamie sam pokaz siły. Rankiem przed kopalnią „Staszic” w Katowicach przeprowadzono imponującą demonstrację sił pancernych, celem zastraszenia górników, ale, jak czytamy w milicyjnym raporcie, „nie uzyskano zamierzonego efektu”. Przystąpiono więc do systematycznego tłumienia strajków w kolejnych zakładach z użyciem milicji (głównie ZOMO) i wojska, których zadaniem było opanowanie zakładu, rozproszenie strajkujących i wyłapanie „prowodyrów” protestu. Akcję pacyfikacji zakładów, nazywaną wówczas „odblokowywaniem” (lub „oczyszczaniem”), rozpoczął na terenie województwa brutalny atak blisko 700 funkcjonariuszy milicji na kopalnię „Wieczorek” w Katowicach. W ruch poszły pałki, użyto też gazów łzawiących oraz armatek wodnych i w ciągu kilku godzin spacyfikowano zakład. Po południu podjęto próbę opanowania największego zakładu województwa – Huty Katowice, w której strajkowało już kilka tysięcy robotników. Choć przez kilka godzin „penetrowano i przeczesywano” obiekty wszystkich wydziałów huty, w efekcie czego zatrzymano około 100 osób, to nie stłumiono oporu do końca. Wieczorem tego samego dnia w „akcji pacyfikacyjnej” w katowickiej Hucie Baildon uczestniczyło niemal tysiąc funkcjonariuszy MO i ORMO oraz dwie kompanie rozpoznawcze WP z wozami opancerzonymi. Zatrzymanym uczestnikom strajku urządzono tzw. ścieżki zdrowia.


Manifest grudniowy


Udana pacyfikacja kilku zakładów nie zapobiegła rozprzestrzenianiu się akcji strajkowej. W tym czasie zorganizowano bowiem strajki w wielu innych kluczowych przedsiębiorstwach na terenie województwa katowickiego. Protest rozpoczęły kolejne kopalnie (w sumie 14 grudnia strajkowało ich 15) oraz inne zakłady (m.in. FSM w Tychach). Następnego dnia po blisko pięciogodzinnej akcji „odblokowywania” kopalni spacyfikowano w końcu protest w kopalni „Staszic”, której górnicy nie przelękli się wcześniej demonstracji czołgów przed zakładem. Brutalna akcja, w wyniku której zatrzymano ponad 450 osób, objęła również pobliskie hotele robotnicze – użyto armatek wodnych i środków chemicznych, siłą forsowano drzwi i okna. Interweniujące tam oddziały przerzucono następnie do pomocy w stłumieniu strajków w kopalniach na terenie Jastrzębia, gdzie już od rana operowały znaczne siły milicyjno-wojskowe. Żywa tam była jeszcze pamięć o porozumieniu z września 1980 r. i poczucie, że władza komunistyczna znów oszukała robotników. Na pierwszy ogień poszła kopalnia „Jastrzębie” (gdzie bramę staranowano czołgiem), potem przystąpiono do szturmu na kopalnię „Moszczenica” (przed wtargnięciem na jej teren użyto armatki wodnej wobec kobiet utrudniających dostęp do kopalni), by w końcu spacyfikować protest w KWK „Manifest Lipcowy”. Oddane strzały w stronę strajkujących górników tej kopalni były pierwszym przypadkiem użycia broni przez siły MO w stanie wojennym. Przeciwko 2 tys. strajkujących górników wysłano imponujące siły liczące ok. 1700 milicjantów i żołnierzy, 30 czołgów, 15 bojowych wozów piechoty i 4 armatki wodne. Ostatecznie rozstrzygająca okazała się obecność kilkunastoosobowego plutonu specjalnego ZOMO, którego funkcjonariusze strzelali do strajkujących zza stojącego w poprzek placu czołgu, raniąc 4 osoby (w tym dwie ciężko). W ten sposób złamano opór górników, którzy, idąc między szpalerami ZOMO, opuścili kopalnię.


Bastiony oporu   
10.07.2008 r. Warszawa. Ogłoszenie wyroku uniewinniającego Czesława Kiszczaka w sprawie pacyfikacji kopalni „Wujek”. Plansza przedstawia twarze zastrzelonych górników east news/REPORTER/Witold Rozbicki Defilady czołgów


Zwieńczeniem akcji zbrojnej w Jastrzębiu była demonstracja sił milicyjno-wojskowych na terenie Rybnickiego Okręgu Wojskowego. Przez miasta i okolice kopalń objętych strajkiem przejeżdżały czołgi, transportery opancerzone i armatki wodne. Pod kopalniami grupy zatrzymywały się i pozorowały przygotowania do wkroczenia na ich teren. Metodę zastraszania stosowano też w następnych dniach. Na przykład przed kopalnią „Borynia” siły pacyfikacyjne „prowadziły działania psychologiczne polegające na bezustannym mobilizowaniu strajkujących przejazdami kolumn ZOMO w pobliżu kopalni, nie przeprowadzając jednak ataku”. Rozpuszczono również plotkę o desancie powietrznym na kopalnię, a w celu jej uwiarygodnienia nad zakładem przelatywał helikopter. Jak czytamy w dokumencie milicyjnym: „Działania te doprowadziły strajkujących do psychicznego zmęczenia”. W ramach działań psychologicznych, osłabiających morale protestujących, demonstracyjne „przemarsze” czołgów zorganizowano m.in. 17 grudnia na trasie Tarnowskie Góry– Bytom, Zabrze–Chorzów oraz w samych Katowicach.


Rozstrzelany „Wujek” 


Najtragiczniejszym symbolem stanu wojennego stała się jednak pacyfikacja strajku w katowickiej kopalni „Wujek”. Już przed północą 12 grudnia drzwi do mieszkania przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” Jana Ludwiczaka zostały wyrąbane przez milicjantów, a sam przewodniczący zatrzymany. Gdy informacje o tym dotarły do górników, podjęto decyzję o rozpoczęciu strajku do czasu zwolnienia zatrzymanego. Górnicy domagali się m.in. zniesienia stanu wojennego, uwolnienia internowanych i przestrzegania Porozumień Jastrzębskich. Po informacji o pacyfikacji kopalń jastrzębskich atmosfera stała się jeszcze bardziej nerwowa. Wieczorem 15 grudnia na prośbę górników ks. Henryk Bolczyk udzielił wszystkim strajkującym absolucji generalnej. Następnego dnia oddziały wojska, MO i ZOMO przystąpiły do ataku. Przez zrobione przez czołgi wyłomy w murze na teren kopalni wkroczyły siły milicyjne, wyposażone w długie pałki, kaski z przyłbicami, maski gazowe i tarcze. Odróżniał się od nich pluton specjalny ZOMO z żółto-zielonymi kaskami bez przyłbic oraz tarcz. Około godziny 12.30 otworzyli ogień do protestujących – ostrzał ostrą amunicją, krótkimi seriami trwał ok. 40 minut. Jego żniwo było tragiczne – na terenie kopalni zginęło sześciu górników, a po zakończeniu pacyfikacji, na skutek ran postrzałowych, w szpitalu zmarło jeszcze trzech. Kolejnych 22 górników odniosło rany postrzałowe, a u 14 stwierdzono zatrucie gazem lub chemiczne uszkodzenia wzroku. Późnym wieczorem górnicy opuścili teren kopalni przypominający pobojowisko.


„Gwarek” przed Wigilią


Krwawa pacyfikacja KWK „Wujek” nie złamała oporu w innych strajkujących zakładach. Największym i najważniejszym punktem oporu na terenie województwa pozostawała Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej. Po nieudanej próbie zdławienia strajku 14 grudnia, akcja protestacyjna została następnego dnia wznowiona. Obstawiony przez „siły deblokujące” zakład stał się ponownie celem ataku 23 grudnia. Władze starannie przygotowały pacyfikację, dokonując wszechstronnego rozpoznania i mobilizując ogromne siły: prawie 7 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy MO, 244 pojazdy opancerzone, 3 śmigłowce, 8 armatek wodnych. Nosząca kryptonim „Gwarek” operacja „odblokowywania” Huty Katowice zakładała rozcięcie jej terenu na izolowane sektory przy użyciu pojazdów pancernych. Po godzinie działań, „dla wywarcia nacisku psychicznego na strajkujących”, oddano dwa strzały armatnie ładunkami ćwiczebnymi. Nastrój grozy potęgowały śmigłowce pozorujące wysadzanie desantu powietrznego. Wieczorem strajkujący opuścili zakład (zatrzymano ponad 450 osób), ale blokadę dróg w rejonie huty zakończono dopiero 31 grudnia 1981 r.


Dwutygodniowa szychta


Trudną do spacyfikowania w „normalny” sposób formę strajku, jaką był protest pod ziemią, podjęły załogi aż 7 śląskich kopalń. Do najdłuższych i najliczniejszych należały strajki w kopalniach „Ziemowit” i „Piast”. Choć wokół nich skoncentrowano znaczne siły milicyjno-wojskowe, to jednak charakter protestu uniemożliwiał podjęcie działań „odblokowujących” zakłady. Nękani psychicznie i zmęczeni górnicy kopalni „Ziemowit” wyjechali na powierzchnię 23 grudnia. W święta Bożego Narodzenia jedynym strajkującym zakładem w kraju pozostawała KWK „Piast”. Po pertraktacjach z dyrekcją i gwarancjach bezpieczeństwa dla strajkujących, 28 grudnia spod ziemi wyjechało około tysiąca górników, kończąc tym samym najdłuższy strajk w powojennej historii górnictwa. Wyjeżdżając, śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła” – w ten sposób symbolicznie zakończyli akcję sprzeciwu społeczeństwa wobec wprowadzenia stanu wojennego. 
Stłumienie strajku w kopalni „Piast” zakończyło dwutygodniową akcję strajkową w kraju. Komuniści mogli odetchnąć z ulgą i przystąpić do „rozładowywania napięcia” w Polsce „metodami politycznymi”. Strajkujących zaś czekały represje.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.