Bunty robotników

Filip Musiał

|

Robotnicy przeciw władzy

publikacja 07.03.2012 15:28

Robotnicy powstawali przeciw komunistycznemu reżimowi od chwili jego ustanowienia. Czasem domagali się tylko chleba, a czasem pisali na sztandarach: „Chleba i wolności”.


Bunty robotników Oblężenie gmachu KW PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 roku east news/archiwum fotonova

Po wojnie, podobnie jak większość polskiego społeczeństwa, także robotnicy byli raczej niechętni nowemu reżimowi. Tradycyjnie pracownicy zakładów produkcyjnych bliżej związani byli z ideą socjalistyczną niż z komunistyczną. Sytuacji tej nie zmieniło nawet początkowe otwarcie przed nimi możliwości awansu społecznego. W pierwszych latach powojennych strajki w zakładach pracy czy przejawy społecznego oporu były normą. Szczególnie silne fale strajków przetoczyły się przez „ludową” Polskę jesienią 1945 i wiosną 1946 r. Dlatego w kolejnym roku bezpieka w zakładach pracy utworzyła tzw. referaty ochrony, które – wpisując się w plan inżynierii strachu – pacyfikowały antysystemowe nastroje. Lęk przed bezpieką połączony z masowym napływem niewykwalifikowanej siły roboczej podczas realizacji planu 6-letniego załamał solidarność robotniczą. By się odrodziła, trzeba było czekać 30 lat.


Z partią i przeciw niej

Początek lat 50. był dla mieszkańców „ludowej” Polski niezwykle trudny. Braki w dostawach powodowały, że część rodzin, także robotniczych, głodowała. To była przyczyna zapomnianych dziś strajków ekonomicznych z 1951 r., wówczas stłumionych. Bieda pchnęła robotników do protestu po raz kolejny w czerwcu 1956 r. w Poznaniu. Jednak wtedy doszło do fenomenu – strajk ekonomiczny przekształcił się w bunt o charakterze politycznym, a ostatecznie w powstanie przeciw komunistycznej władzy. Poznański Czerwiec ’56 był także katalizatorem zmian na najwyższych szczeblach PRL-owskiej władzy. Przyspieszył powrót na fotel I sekretarza Władysława Gomułki.
W początku lat 60. zauważalny był proces powrotu do wiary środowisk robotniczych, głęboko zateizowanych w ciągu kilku lat stalinizmu. Jego symbolem stał się masowy bunt robotniczy w obronie krzyża w 1960 r. w Nowej Hucie, która – z założenia jako wzorcowe „miasto socjalistyczne” – miała być „miastem bez Boga”. Wydaje się, że na proces ten wpływ miała Wielka Nowenna, a później Milenium Chrztu Polski. Rodziny robotnicze uczestniczyły w programie duszpasterskim stworzonym przez prymasa Wyszyńskiego i realizowanym od 1957 r. Były następnie obecne na uroczystościach milenijnych w 1966 r. na Jasnej Górze, w Gdańsku, Gnieźnie, Krakowie, Piekarach Śląskich, Warszawie…
Gdy dwa lata później wybuchł w Warszawie Marzec ’68, aktyw robotniczy pałował studentów. Jednak już poza murami stolicy, gdy akademicki bunt rozlał się po kraju i przybrał mniej rewizjonistyczny niż w Warszawie, a bardziej antykomunistyczny charakter, wśród manifestujących przeciw reżimowi byli też robotnicy. Nie w zakładach pracy, ale w szkołach i na uczelniach – robotnicy-uczniowie i robotnicy-studenci wieczorowych szkół i kursów. To oni stanowili gros zatrzymanych np. w Gliwicach, Radomiu czy Tarnowie, które miastami uniwersyteckimi nie były, a jednak zapisały się w historii Marca ’68.


Spalone komitety

Nowy rozdział w relacjach robotnicy–partia otworzył Grudzień ’70 r. na Wybrzeżu. Gdy tuż przed Bożym Narodzeniem wprowadzono podwyżki cen na podstawowe produkty żywnościowe, w kraju zawrzało. Jednak do eksplozji buntu doszło tylko na Wybrzeżu. Protest rozlał się od Stoczni Gdańskiej przez Trójmiasto po Szczecin. W Gdańsku i Szczecinie buntujący się robotnicy podpalili budynki komitetów wojewódzkich PZPR. To wprowadzało nową symbolikę robotniczych rewolt. W 1956 r. głównym przeciwnikiem byli Sowieci – w Poznaniu niszczono portrety Rokossowskiego i palono czerwone flagi. 14 lat później celem ataku był już PZPR. To polscy komuniści reprezentowali obce siły – sowiecka dominacja nie była już bowiem po 1956 r. tak namacalna. Nie było Sowietów w rządzie PRL, a krasnoarmiejcy (z wyjątkiem miejsc takich jak np. Legnica), nie paradowali po ulicach polskich miast. Tym samym winą za sytuację w kraju obarczono namiestników Kremla nad Wisłą. Złość była tym silniejsza, że – jak się wydaje – robotnicy uwierzyli w propagandowe hasła – wierzyli, że są solą PRL-owskiej ziemi. Tym większy był szok, gdy „władza ludowa” zaczęła do robotników strzelać. Bunt na Wybrzeżu stłumiono siłą – zginęło 45 osób, blisko 1200 było rannych, zatrzymano 3 tys. uznanych za „prowodyrów zajść”. Grudzień ’70 był ważnym etapem na drodze upodmiotowienia się społeczeństwa i tworzenia taktyki walki z reżimem. Po raz pierwszy w Szczecinie zawiązał się Ogólnomiejski Komitet Strajkowy, występujący w imieniu wszystkich strajkujących załóg, a wśród ich postulatów znalazł się punkt o utworzeniu niezależnych związków zawodowych. Tym razem jednak władza jeszcze nie ustąpiła.
Grudzień ’70 był drugim z robotniczych buntów, które skutkowały – tym razem już bezpośrednio – zmianami na najwyższych stanowiskach. Gomułkę zastąpił Edward Gierek. Nowy I sekretarz, świadom skuteczności propagandy, zwłaszcza w odniesieniu do młodszych robotników, wychowanych już w PRL, hołubił pracowników dużych zakładów pracy. Nie tylko – jak powszechnie się uważa – na Śląsku. Kokietowaniu „przewodniej siły narodu” służył między innymi skokowy wzrost płac, obejmujący nawet robotników niewykwalifikowanych. Dlatego po relatywnym dobrobycie początku lat 70. tym dotkliwsze stały się społeczne skutki kryzysu gospodarczego, przynoszące podwyżkę cen w czerwcu 1976 r. Robotnicy raz jeszcze powstali przeciw „przewodniej sile narodu”. Strajki jednak brutalnie stłumiono.


Siła w jedności

Bunty robotników   Strajk solidarnościowy w Szczecinie, grudzień 1970 r. EAST NEWS/KRECZMANSKI/LASKI COLLECTION Czerwiec ’76 był ostatnim „buntem niewolników” – czasem strajków, w których buntujący się nie liczyli za bardzo na realizację postulatów. Schyłek lat 70. przyniósł jednak powstanie jawnej opozycji, wybór kard. Karola Wojtyły na papieża i pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski. Gdy w lipcu 1980 r. komuniści wprowadzili nową podwyżkę – bodziec ekonomiczny raz jeszcze sprowokował robotników do buntu. Strajkowała cała Polska. Jednak to w Gdańsku i Szczecinie powołano Międzyzakładowe Komitety Strajkowe, tam żądano przede wszystkim wolnych związków zawodowych, tam wreszcie dotarli przedstawiciele opozycji, wspierający robotników radami. Siła buntujących się, występujących solidarnie, była ogromna i zmusiła władze do podpisania z nimi porozumienia. Na kilka miesięcy role się odwróciły. Zbigniew Herbert w 1981 r. pisał, że „najnikczemniejszą rzeczą jest bać się” – latem 1980 r. robotnicy nie bali się. Lęk odczuwali komuniści. Nie tylko w Warszawie; w Moskwie powołano specjalny zespół, który monitorował wydarzenia nad Wisłą. Sierpień 1980 r. zapoczątkował fenomen „Solidarności”. Fenomen złamany wprowadzeniem stanu wojennego w grudniu 1981 r. Paradoksem stało się to, że latem 1980 r., zgodnie z komunistycznymi hasłami, robotnicy istotnie stali się „przewodnią siłą narodu”. Prowadzili jednak Polaków w kierunku odmiennym od tego, którego życzyli sobie partyjni notable. Ich bunt zdmuchnął Gierka z fotela I sekretarza, na chwilę zastąpił go Stanisław Kania, by oddać władzę Wojciechowi Jaruzelskiemu – którego zadaniem miało stać się zdławienie „Solidarności”.
Choć stan wojenny załamał ogólnospołeczny manifestacyjny opór przeciw reżimowi, jednocześnie rykoszetem uderzył w komunistów. Spowodowane nim sankcje gospodarcze przyspieszyły nieuniknione – ostateczny upadek gospodarczy systemu. Sowieckie imperium chwiało się jak domek z kart, a tym, co je ostatecznie załamało, była ekonomia. Świadomi nadchodzącego krachu komuniści mnożyli warianty „ucieczki do przodu”, która pozwalałaby im zachować polityczną władzę. 
W PRL w końcu lat 80. na dynamikę wydarzeń raz jeszcze wpływ mieli robotnicy. Wprowadzona w lutym 1988 r. podwyżka cen z pewnym opóźnieniem doprowadziła do kolejnych strajków. Ich pierwsza fala przetoczyła się przez kraj wiosną, druga zaczęła się latem. W obu sprawy gospodarcze były ważne, robotnicy podkreślali jednak hasło „Nie ma wolności bez Solidarności”. Strajki miały wpływ na przyspieszenie decyzji o podjęciu przez władze negocjacji z umiarkowanymi kręgami opozycji, a ostatecznie o rozpoczęciu obrad Okrągłego Stołu. Przedstawiciele robotników zasiadali przy Okrągłym Stole. Inni brali udział w manifestacjach przeciwko ugodzie z komunistami. Byli obecni tam, gdzie domagano się demokratyzowania władzy, ale też tam, gdzie żądano jej obalenia. Od zarania PRL byli także i tam, gdzie liczył się serwilizm wobec partii, ale to inny rozdział tej historii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.