Ludzie zależni

Franciszek Kucharczak

|

GN 04/2012

publikacja 26.01.2012 00:15

Uzależnienie tkwi nie w narkotyku, lecz w tym, kto go podsuwa.

Ludzie zależni

Dzięki płytom z „Narnią”, dołączonym do „Małego Gościa”, odświeżyłem sobie treść tej znakomitej, teoretycznie przeznaczonej dla dzieci, powieści.
Tym razem moją uwagę przykuł fragment pierwszej części, w którym jeden z bohaterów, Edmund, daje się omotać złej czarownicy. Skusiła go pustymi pochlebstwami, a już zupełnie go sobie kupiła, gdy od ręki spełniła jego życzenie. Chciał ptasiego mleczka – proszę bardzo, wyczarowała ze śniegu ozdobne pudełko słodyczy. Chłopak się napchał, ale głodu przyjemności nie zaspokoił, a wręcz go wzmógł. Były z tego potem same nieszczęścia.

– Jakie to prawdziwe – pomyślałem sobie. Takie „cuda” to diabeł robi bez problemu. Natychmiastowa realizacja egoistycznej przyjemności to jego specjalność. Choć sam nic nie ma, umie wyczarować z niczego „cukierki”, bo przyjemność dla przyjemności to też jest nic. To podstawa mentalności antykoncepcyjnej: puste doznanie, które niczego nie wnosi i niczego po sobie nie zostawia oprócz wzmożonego chciejstwa. Wypisz wymaluj – marihuana.

Nic dziwnego, że awanturę o uwolnienie tego narkotyku wywołała akurat (de)formacja polityczna w postaci Ruchu Palikota. Co by nie gadać, ci ludzie, niezależnie, jak to nazywają, deklarują się po stronie zła, toteż zło się nimi posługuje. Sami jednak byliby bezradni jak feministka w Arabii Saudyjskiej, gdyby nie liczni klakierzy ich pomysłów. – Marihuana nie szkodzi bardziej niż nikotyna – twierdzą jedni. – Skoro zakazujemy marychy, zakażmy też alkoholu – dodają drudzy. Jeszcze inni powołują się na wolność jednostki albo karkołomnie uzasadniają, że narkotyzowanie się ma jakieś zalety, na przykład że dobrze robi na prostatę.

No dobrze, wyobraźmy sobie, że „miękkie narkotyki” rzeczywiście nie są gorsze od papierosa. Ale czy to by znaczyło, że mamy wprowadzać do wolnego obiegu kolejną rzecz złą, bo jest „nie gorsza” od czegoś innego złego? Czy z faktu, że wolno kupić jedną rzecz uzależniającą, wynika, że powinno się poszerzyć ofertę uzależnień? Każda rzecz zła jest zła, nawet gdy to „małe zło”. Wielkie paskudztwo może wejść nawet przez małą furtkę. Skoro ślepi tego nie widzą, powinni to uwzględnić przynajmniej ci, którzy mają świadomość, że człowiek to nie tylko ciało.

Dawno temu na spotkaniu grup modlitewnych zaobserwowałem taki obrazek: w przerwie między modlitwą a konferencją jakiś pan w średnim wieku zapalił papierosa. Wtedy podszedł do niego młody człowiek i zapytał: „Czy Jezus chce, żeby pan palił?”. W faceta jakby piorun strzelił. Najpierw wyrzucił papierosa, a potem zaczął się jąkać, że jeszcze nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Rzeczywiście, rzadko się myśli w ten sposób. A szkoda, bo skoro głosimy Jezusa, który wyzwala, dajemy Mu osobliwe „świadectwo”, gdy tkwimy w jakichkolwiek uzależnieniach. A jeszcze gorzej, gdy dołączamy się do chóru pożytecznych idiotów, usprawiedliwiających, a nawet zachwalających to, czym diabeł zniewala ludzi. Kiedy się służy dobremu Bogu, nie należy obżerać się ptasim mleczkiem od złej czarownicy.

Modlitwa bez Jezusa

Pięć lat temu dwie mieszkanki Karoliny Północnej (USA) poczuły się dyskryminowane religijnie przez lokalne władze, bo posiedzenie rady miasta zaczynało się od modlitwy prowadzonej przez chrześcijan. Jak donosi „Rzeczpospolita”, sąd wydał w tej sprawie wyrok o treści: „Publiczna modlitwa jest dozwolona, ale tylko jeśli nie wymienia się w niej imienia Jezusa”. Do tej pory bowiem, jak zauważył sąd, modlitwa była „faworyzowaniem chrześcijan”. Sędzia nie zwrócił jednak uwagi na fakt, że 90 proc. mieszkańców tamtejszego hrabstwa to chrześcijanie, a ponadto do modlitwy zapraszani byli także imamowie i rabini.
Wyrok nie rozwiąże sprawy, bo teraz pewnie odezwą się ateiści, których uraża każda modlitwa. Za parę lat spotkania rady miasta będą się zaczynały minutą ciszy dla uczczenia ofiar religii.

O bezpieczeństwo zabijania

Amerykański Instytut Guttmachera opracował raport dla WHO. „Globalne wskaźniki przerywania ciąży są ustabilizowane, rocznie przeprowadza się 28 aborcji na 1000 kobiet” – piszą autorzy. Jednocześnie ubolewają, że bardzo pogorszyła się „jakość przerywania ciąży”, bo – jak twierdzą – liczba „niebezpiecznych aborcji” (dokonanych przez osoby bez kwalifikacji) w ciągu 12 lat wzrosła z 44 do 49 proc. „Niebezpieczna aborcja” to termin ukuty dla forsowania poglądu, że jest to główna przyczyna zgonów położniczych na świecie. Tymczasem, informuje HLI, główne przyczyny śmierci ciężarnych kobiet to skutek nędzy, wojen i klęsk żywiołowych. Charakterystyczne, że gdy w Polsce prawo – na tle innych państw – względnie dobrze zaczęło chronić życie ludzi poczętych, liczba zgonów położniczych zaczęła spadać i od kilkunastu lat wynosi od 20 do 30 przypadków rocznie. To jeden z najniższych wskaźników na świecie. Ale spokojnie: Palikoty nad tym pracują.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.