Miasto zabójczo prorodzinne

Franciszek Kucharczak

Częstochowa w kwestii in vitro nie jest pierwszą jaskółką. Jest pierwszym sępem.

Miasto zabójczo prorodzinne

Kiedyś modne było hasło „wszystkie dzieci są nasze”. Częstochowianie, dzięki głosom radnych SLD i PO, będą mieli dzieci o jeszcze wyższym stopniu naszości, bo zapłacą za nie z własnej kieszeni, za pośrednictwem miejskiej kasy (przeczytaj informację Częstochowa będzie płacić za in vitro). A dokładniej nie za dzieci, lecz za kosztowne próby ich wywołania na zlecenie par, które posiadanie własnego dziecka uważają za swoje najświętsze prawo.

Częstochowscy lewicowcy (a tym razem trzeba zaliczyć do nich też radnych PO) pokazali, że upór w forsowaniu nawet najbardziej szkodliwych społecznie pomysłów przynosi efekty. Rok temu zapragnęli wzmocnić kasę miasta z myta, które chcieli pobierać od przybyszów na rogatkach miasta. Umyślili sobie pewnie, że in vitro będą finansować z pieniędzy pielgrzymów. To akurat nie za bardzo wyszło, bo z powodu braku murów miejskich cwaniaczki mogą wnikać do miasta bez płacenia. Są, co prawda, mury w klasztorze jasnogórskim, ale ojcowie paulini jakoś nie chcieli współpracować w zbożnym dziele lewicowej prorodzinności.

Tak więc Częstochowa sama zapłaci za dofinansowanie produkcji dzieci dla par, które dzieci mieć sobie życzą, choćby po trupach innych dzieci, które w procedurze in vitro zostaną zweryfikowane negatywnie (ewentualnie zostaną odesłane do całkiem dosłownej zamrażarki, z której już – nie czarujmy się – żywe nie wyjdą).

Oczywiście wcale nie chodzi tu o żadne wspieranie rodziny. Lewica z natury działa na niekorzyść rodziny, wspierając aborcję, antykoncepcję, ułatwiając rozwody, popierając „wolne związki” oraz idee zawierania wynaturzonych związków (na razie jednopłciowych, w przyszłości może międzygatunkowych). Te rzeczy popierają także lewicowi radni Częstochowy, skąd więc u nich ten nagły przypływ energii dla „wspierania rozwoju rodziny”?

Cóż, in vitro to przede wszystkim świetny biznes. Tylko naiwni mogą myśleć, że w całym jazgocie poparcia dla tej procedury chodzi o dobro rodzin. Chodzi o duże pieniądze, a ponieważ nie wszystkich na nie stać, trwa akcja zmuszenia społeczeństwa, żeby płaciło za te praktyki jako całość. Na razie na skalę kraju to idzie opornie, bo parlament się ociąga, ale, jak widać, w skali miasta jest to możliwe.

Dziś coraz częściej słychać to, co do tej pory było skrzętnie skrywaną tajemnicą, że dzieci urodzone na podstawie procedury in vitro dużo częściej są chore i obciążone wadami niż dzieci poczęte naturalnie (przeczytaj artykuły  Za in vitro zapłacą potomkowie  i  In vitro się zemści)

Łzawe historyjki o szczęściu par, które doczekały się potomka z in vitro i obrazki z uśmiechniętymi bobasami nie zdołają przesłonić faktu, że sztuczne zapłodnienie to nie żadne leczenie, lecz szykowanie bomby z opóźnionym zapłonem.

Trudno oczekiwać, żeby zlaicyzowane w większości społeczeństwo Częstochowy liczyło się z głosem Kościoła, ale dobrze by było, żeby posłuchało przynajmniej głosu własnego rozsądku.