Nie morduj!

Ks. Dariusz Kowalczyk

|

GN 49/2011

publikacja 09.12.2011 09:33

Czy może nazywać się katolikiem ten, kto chce przywrócenia kary śmierci?

Nie morduj! ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Podpuszczony przez dziennikarza „Wprost”, bp Pieronek skierował do polityków postulujących przywrócenie kary śmierci ostre słowa: „No to nie nazywajże się pan katolikiem”. W innym wywiadzie ten sam biskup, zapytany o niebezpieczeństwo liberalizacji aborcji i wprowadzenia małżeństw homoseksualnych, zachował znacznie większy spokój, stwierdzając: „Jeżeli ktoś jest chrześcijaninem i ma wyrobione sumienie, to ustawy mu nie przeszkadzają”. Jednak w przypadku dyskusji o karze śmierci bp Pieronek wypowiada się jednoznacznie: „Występuje [katolik popierający karę śmierci] przeciw swojemu chrześcijaństwu. Z całą pewnością”. Otóż nie z całą pewnością! Zwolennik kary śmierci może bowiem odwołać się do wielowiekowej Tradycji chrześcijańskiej i nauczania Magisterium Kościoła, które – z teologicznego punktu widzenia – nie zostały jednoznacznie unieważnione przez ostatnie wypowiedzi papieży.

W swoim stylu zabrał też głos poseł Niesiołowski, który w Radiu Zet zaatakował abp. Michalika, nazywając go „krętaczem”. Słusznie zaprotestowała w tej sprawie Akcja Katolicka, postulując, by Niesiołowski powiedział po prostu „przepraszam”. Chociaż na przeprosiny nie ma w tym przypadku co liczyć, to szkoda, że takich protestów nie było więcej. Bo cóż takiego stwierdził przewodniczący episkopatu, że były marszałek Sejmu skierował pod jego adresem obraźliwe słowa?

Abp Michalik przypomniał nauczanie Kościoła: „Jeśli przestępca jest wielokrotny i nie ma innej możliwości, żeby ochronić inne życie, bo ciągle mu zagraża i państwo jest słabe czy sytuacja jest tego rodzaju, że inaczej się nie da, to – w bardzo wyjątkowych sytuacjach – nie byłoby przekroczeniem prawa Bożego podjęcie decyzji o pozbawieniu życia takiego człowieka”. To wypowiedź bardzo wyważona i zakorzeniona w doktrynie katolickiej.

Wiadomo, że Jan Paweł II i Benedykt XVI wypowiadali się mocno za zniesieniem kary śmierci. I zapewne nie w smak niektórym politykom była ostatnia wypowiedź obecnego papieża, który wyraził nadzieję, że będą podejmowane inicjatywy „na rzecz wyeliminowania kary śmierci”. Dlaczego jednak Kościół do tej pory nie powiedział zdecydowanie: Kara śmierci jest niezgodna z wiarą katolicką; kto popiera karę śmierci, ten grzeszy? Podczas gdy aborcję nie tylko nazywa się jednoznacznie grzechem ciężkim, ale obwarowana jest ona karą ekskomuniki.

Dlaczego zamiast stwierdzenia, że nigdy nie można skazać kogoś na śmierć, w Corrigendzie do Katechizmu Kościoła Katolickiego znajdujemy zdanie: „Przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy »są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale«”? Ano dlatego, że – co już zauważyłem – istnieje 2 tysiące lat Tradycji i orzeczeń Magisterium, które kary śmierci definitywnie nie wykluczały, a to z racji ewentualnej konieczności obrony społeczeństwa przed zbrodniarzami. I tu właśnie znajduje się furtka (przyznaję, że dziś niezbyt szeroka) dla katolików, zwolenników kary śmierci. Mogą oni bowiem powoływać się na statystyki, które pokazują, że niektóre brutalne morderstwa zostały dokonane przez recydywistów, którzy wiele lat wcześniej popełnili podobne zbrodnie. Innymi słowy, mogą utrzymywać, że bez kary śmierci państwo nie radzi sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa obywatelom.

Kwestia kary śmierci jest zupełnie inna niż sprawa aborcji. Aborcja zawsze jest złem, bo oznacza pozbawienie życia niewinnej ludzkiej istoty. Dlatego Kościół od początku piętnował zło aborcji. Kara śmierci natomiast odnosi się do osób, które nie tylko dokonały najcięższych przestępstw, ale nadal mogłyby być śmiertelnym zagrożeniem dla innych ludzi. W tym kontekście obłudna jest postawa tych, którzy w sprawie kary śmierci skwapliwie cytują ostatnich papieży, a jednocześnie są zwolennikami aborcji na życzenie.

Niektórzy, by pokazać, że kara śmierci jest sprzeczna z chrześcijaństwem, wskazują na przykazanie „Nie zabijaj”. Tyle że przykazanie to nigdy nie było rozumiane w sposób absolutny. Dlatego tych, którzy np. podczas powstania warszawskiego zabijali Niemców, nie nazywamy mordercami, ale bohaterami. W przekładzie Biblii ks. Wujka V przykazanie brzmi: „Nie dopuszczaj się mordu”. I to tłumaczenie bardziej odpowiada oryginałowi. Hebrajska Biblia rozróżnia bowiem między mordem, który jako pozbawienie życia niewinnego jest zawsze zły, a zabiciem na wojnie lub przewidzianą prawem karą śmierci.

Warto zauważyć, że w przytoczonej wypowiedzi Benedykta XVI, papież nie tylko opowiada się za zniesieniem kary śmierci, ale mówi także o dostosowaniu prawa karnego do „skutecznego zachowania ładu moralnego”, co w tym kontekście oznacza skuteczną obronę obywateli przed różnymi zwyrodnialcami. Cóż można by poradzić politykom katolikom, którzy chcieliby przywrócenia kary śmierci?

Można by ich wezwać do rewizji ich poglądów w tej sprawie i skupieniu swych działań nie na najwyższym wymiarze kary, ale na takiej zmianie prawa aby wyeliminować sytuacje, że zbrodniarz wychodzi z więzienia i dokonuje nowej zbrodni, niszcząc ludzkie życie. Absurdem bowiem jest prawo, które – jak zauważył o. Salij – „bardziej będzie troszczyć się o życie bandytów niż o życie uczciwych obywateli”. W każdym razie nie można zwolennikom kary śmierci odmawiać prawa nazywania się katolikami. Gdzież podział się głoszony przez autorytety duch dialogu i rozmowy o sprawach kontrowersyjnych?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.