Zmiłuje się i przyjdzie

ks. Jerzy Szymik

|

GN 48/2011

publikacja 01.12.2011 00:15

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C. K. Norwid

Zmiłuje się i przyjdzie Manifestacja przeciwników krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie 9.08.2010 r. Jakub Szymczuk/GN

Tylko komunizm może nas wyzwolić
(Gianni Vattimo, włoski filozof, deputowany do Parlamentu Europejskiego; „Gazeta Wyborcza”, 3–4 września 2011 r.)

(…) mężczyźni powinni zostać mentalnie przeprogramowani, by zainicjować walkę o genderową równość. Z całą pewnością jest to trudne zadanie, równie trudne, co przekonanie religijnego fanatyka, że Bóg nie istnieje. (…) Jestem ateistką. W moim przekonaniu zorganizowana religia i jej liczne instytucje są formą zalegalizowanej manipulacji społeczeństwa, która ma zawstydzająco długą i trwałą tradycję. (…) zorganizowane struktury religijne powinny zostać zarejestrowane jako licencjonowany biznes, alternatywna forma zbiorowej psychoterapii. Specjalny „wydział podatkowy” powinien kontrolować przychody instytucji religijnych. Podatki pozyskiwane z „sektora religijnego” mogłyby być przykładowo wykorzystywane w celu poprawy służby zdrowia danego kraju.
Dubravka Ugresić, chorwacka pisarka, laureatka licznych nagród; „Tygodnik Powszechny”, 14 sierpnia 2011 r.)

Przychodzi kobieta do kobiety i wychwala mężczyznę. Taka sytuacja jest ukrytą treścią pieśni „Magnificat” (…) Reżyserka Marta Górnicka i 20 uczestniczek widowiska swoim scenicznym wybuchem usiłuje skręcić kark tej zdradliwej pieśni dziękczynnej. (…) „Magnificat” to jeden z najmocniejszych punktów programu kulturalnego podczas polskiej prezydencji w UE.
(Joanna Derkaczew o widowisku „Chór Kobiet – Projekt II: Magnificat” w Instytucie Teatralnym im. Z. Raszewskiego w Warszawie; tekst nosi tytuł „Bóg zapłać? Nigdy w życiu!”; „Gazeta Wyborcza”, 8 lipca 2011 r.)

– (…) odpowiadasz na cytat z Księgi Jeremiasza, „Zanim uformowałem cię w łonie, znałem cię”: „Nie, nie znam cię. Sama się uformowałam”.

– Chodziło mi o odpuszczenie, odejście, odsunięcie się. Dobrze by było, żeby z takich historii, jak te, opowiedziane w tej książce, wynikało prędzej czy później odsunięcie się i odpuszczenie.

– To jest powiedzenie „nie” Bogu, ale też i matce…

– To było przeciwko Bogu. Matka aż tak mnie nie zaprząta.
(Justyna Bargielska, laureatka Nagrody Literackiej Gdynia, w rozmowie z Agatą Kulą; „Tygodnik Powszechny”, 11 września 2011 r.)

Takich fragmentów, publikowanych w prasie w 2011 roku, można by zacytować setki. Powyżej jedynie cztery, z letnich miesięcy. Nie będę ich komentował. Przypomnę jedynie, że „Gazeta Wyborcza” powstała przed 22 laty jako wsparcie wielkiego wyborczego zwycięstwa polskiego społeczeństwa nad komunizmem 4 czerwca 1989 roku (à propos tego, że tylko komunizm może nas wyzwolić). Natomiast na stronie tytułowej „Tygodnika Powszechnego” widnieją słowa „Katolickie Pismo Społeczno-Kulturalne” (à propos fanatyka przekonanego, że Bóg istnieje).

To wszystko straszliwie boli. Ten rodzaj nienawiści, który uderza w to, co najdroższe. Zwłaszcza wtedy, kiedy człowiek usiłuje prawdziwie kochać Boga i ludzi, naszą ojczyznę i cały nasz świat. Co robić z tym cierpieniem? W co je przekuć? Jak i o co się modlić? Miałem bowiem nadzieję, że za mojego życia już nie przeczytam w polskiej gazecie słów „tylko komunizm może nas wyzwolić”. I że nikt czegoś takiego nie wymyśli, żeby powiedzieć o jednej z najgenialniejszych pieśni, jakie wyszły kiedykolwiek z kobiecego serca i ludzkich ust, o hymnie „Magnificat” (słyszę, jak w słodkich czerwcach mojego dzieciństwa słowa tej pieśni wraz z dźwiękami organów obijają się o witraże pszowskiej bazyliki, w obłokach kadzidła, podczas nieszporów) – że trzeba jej skręcić kark. Ani żeby powiedzieć „to było przeciwko Bogu”.

A jak cierpieć musi Bóg…

Wielu rzeczy nie wiem, ale wiem, że trzeba na pewno modlitwy i pokuty – w swoim i innych imieniu. Trzeba pokornej walki o czystość własnego serca. O skruchę, bo to moje grzechy deprawują świat. Skrucha oznacza, że staję przed Bogiem, przeciwko sobie samemu. Że przychodzę do Boga po przebaczenie, a nie po pociechę. A otrzymuję ją wówczas, prawdziwą, kiedy mi Bóg przebacza, stając w tym akcie po mojej stronie, niejako przeciwko sobie samemu… „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1,3–4).

W każdym razie, co do wyzwolenia: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,31–32).

Odważnie trwać przy prawdzie, bez względu na konsekwencje.

Usiłują nas przekonać, że nie mamy wyboru, że droga jest tylko jedna: coraz dalej od Boga, w coraz straszniejszą samotność, większą alienację, głębszy bunt, w coraz ostrzejszy krzyk. Że nie leci z nami pilot (Zygmunt Bauman), że przed nami jedynie przerażająca pustka. To diabelskie (dosłownie) kłamstwo. To nieprawda: mamy wybór. Chrystus jest Panem historii, najwierniejszym pilotem naszego lotu-życia. Niepokonalnym. Gdzie Bóg – tam przyszłość, przypomniał papież jesienią w Niemczech.

Gilbert Keith Chesterton:

Radość, która dla pogan stanowiła rzecz niewielką i jawną, jest największą tajemnicą chrześcijan. (…) postać wypełniająca Ewangelię przewyższa w tym względzie, jak i w każdym innym, wszystkich myślicieli, którzy kiedykolwiek uważali się za wielkich. Jego patos był naturalny, niemal zdawkowy, zarówno starożytni, jak i współcześni stoicy byli dumni z ukrywania łez. On zaś nigdy nie ukrywał łez; pozwalał im pojawiać się na odsłoniętej twarzy z powodu różnych codziennych zdarzeń, na przykład na widok rodzinnego miasta. A jednak i On coś ukrywał. Uroczyści nadludzie i imperialni dyplomaci są dumni z tego, że potrafią ukryć swój gniew. On zaś nigdy nie ukrywał gniewu. Zrzucał stoły z frontowych schodów świątyni i pytał ludzi, jak mogą uniknąć potępienia w piekle. Ale przecież coś ukrywał. Z całym szacunkiem muszę powiedzieć, że w tej wstrząsającej Osobowości dostrzegam cechę, którą trzeba nazwać nieśmiałością. Było coś, co skrywał przed wszystkimi, gdy szedł na górę się modlić. Było coś, co ukrywał, nagle milknąc lub pospiesznie odchodząc. Bóg, chodząc po ziemi, nie mógł nam okazać tego, co całkowicie nas przerastało; czasem podejrzewam, że tym czymś był Jego śmiech.
(„Ortodoksja”, tłum. M. Sobolewska)

Adam Zagajewski:

W grudniu 2006 roku przybył z krótką wizytą do Krakowa jeden z bardziej znanych dziś poetów francuskich, nazwijmy go dla niepoznaki G. (…) mówił o polskiej poezji: żeby nie myśleć, że ją lekceważy, przeciwnie, śledzi ją z wielkim zainteresowaniem, znajduje w niej wiele dla siebie. Jedno tylko powiedział, zastanawia go i nie daje mu spokoju: otóż wielu polskich poetów wciąż porusza się w strefie niebezpiecznie bliskiej teologii. Polscy poeci, powiedział – oczywiście nie wszyscy – wciąż prawują się z Bogiem. Otóż on nie może tego zrozumieć. „U nas bowiem” – powiedział – „od dawna już ustaliło się przekonanie, przekonanie zupełnie fundamentalne, iż Boga nie ma, a zajmowanie się nim uchodzi za coś, z przeproszeniem, nieco dziecinnego”.
(„Lekka przesada”, s. 58–59)

Dlatego z niebywałą satysfakcją przepisuję mój mocno dziecinny wiersz pisany na rzymskim Zatybrzu, w adwentowy wieczór, w trattorii Gino in Trastevere. Wiersz nosi tytuł „Veramente” (co się przekłada: naprawdę):

zmierzch zapada w grudniu wcześnie,

więc szyba jest długimi godzinami

zarazem lustrem, tu, w Gino in Trastevere.

Jak wszędzie.

Widać w niej przekrwione, opuchnięte oczy,

wolny ruch ręki, żelowy długopis,

bezkształtną plamę niemłodego ciała.

Jak wszędzie.

Widać w niej też języki jakby z ognia.

Za szybą rzymska ulica,

ciemne, śliskie kamienie. Ciemny deszcz.

Jak wszędzie.

Po tej stronie szyby

młoda kobieta namiętnie całuje dłoń męża,

ciemnozłotą obrączkę. A potem ziewa.

Życie jest jednym i drugim.

Veramente, mówi mężczyźnie, veramente.

Języki ognia pochodzą z pieca za moimi plecami,

gdzie powstaje ciasto pizzy.

Ale wiem, że to tajemny znak

na tę jesienną ciemność rzymskiej ulicy

i zmierzchu szóstej dekady życia:

że Duch mnie nie opuszcza,

że płomień nie wygasł,

że najpiękniejsze przede mną,

że jeszcze dzisiaj, tej nocy,

Bóg się zmiłuje

I przyjdzie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.