Boże przedsiębiorstwo

Ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 45/2011

publikacja 12.11.2011 17:00

Chrześcijaństwo bywa przedstawiane w karykaturalny sposób jako religia ludzi słabych, biernych, którzy liczą na to, że Pan Bóg za nich wszystko zrobi. To obraz z gruntu fałszywy. Chrześcijanie przyczynili się w decydującej mierze do zbudowania zachodniej cywilizacji.

„Módl się i pracuj” – ta dewiza przyświecała mnichom, którzy uprawiali rolę, budowali drogi, fabryki, zakładali szkoły, szpitale, biblioteki, przytułki itd. Powołaniem człowieka jest rozwój, życie pełne, mądre, uczciwe, piękne. Modne hasła samorealizacji czy inwestowania w siebie są słuszne, o ile nie zapomnimy o tym, skąd pochodzi nasz „kapitał początkowy”. To Bóg dał nam ze swego. Dzięki Niemu mamy życie i boskie możliwości. I to dla Niego mamy żyć i pracować, a nie tylko dla siebie. Świadomość przynależności do Bożego „przedsiębiorstwa” dodaje skrzydeł. Nie ma wszak potężniejszego i bardziej dbającego o pracowników szefa niż Bóg. Jak dbam o tę Bożą inwestycję, którą jestem ja sam?

Talenty nie są podzielone równo. Są geniusze, są ludzie bardzo dobrzy, dobrzy, przeciętni i mniej zdolni. Z tym trzeba się pogodzić. Ale nawet jeden talent to ogromna suma pieniędzy. Nie ma człowieka, którego Bóg nie obdarował. Każdy ma możliwości rozwoju na miarę swojego powołania. Na ogół jednak łatwiej dostrzegamy talenty innych niż swoje. Porównujemy się, zazdrościmy, wpadamy w kompleksy. To prosta droga do tego, aby zakopać swój talent. Warto zrobić przegląd swoich zdolności i podziękować za nie Bogu.

Dają do myślenia słowa usprawiedliwiania się tego, który nic nie zyskał. Mówi do pana: „wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał”. Sługa postrzega pana jako kogoś surowego, co więcej, zarzuca mu, że nic nie dostał, co przecież nie jest prawdą. Sługa nie widzi swojego lenistwa, nie uznaje, że popełnił błąd. Winny jest pan. Tak postępujemy wobec Boga. To Jego obwiniamy o to, że mamy nieudane życie, że za mało nam dał, a właściwie nic. Ta wymówka w różnych wersjach powraca. Pan wypowiada ostry osąd: „sługo zły i gnuśny”, z ironią powtarza zarzut postawiony mu przez sługę i pokazuje, że zawsze jest jakieś wyjście. Czy widzę moje lenistwo, czy mam wiecznie pretensje do Boga?

„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane... Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”. Ta konkluzja jest pozornie niesprawiedliwa. Jezus mówi tutaj nie o pieniądzach, ale o rzeczywistości duchowej. Ten, kto traktuje swoje życie jako dar i mądrze je inwestuje, ten zyskuje, bo zbliża się do Boga i odnajduje swoją pełnię. Im bardziej człowiek otwiera się na Bożą miłość, tym więcej jej ma w sobie („będzie mu dodane”). I przeciwnie: kto uważa, że nic nie ma, kto nie dostrzega darów Bożych, ten ubożeje, bo oddala się od Dawcy i niszczy siebie samego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.