Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Rozwiązki partnerskie

Podobno trzeba uregulować sytuację prawną związków partnerskich. To nieporozumienie.

Związki partnerskie od niepamiętnych czasów są prawnie uregulowane. Nazywają się „małżeństwa”. Inne pary, które chciałyby mieć prawa małżeństw, lecz nie ich obowiązki, zwą się konkubinatami. Konkubinaty nie są uregulowane prawnie, bo ich członkowie właśnie dlatego się nie pobierają, że nie chcą zobowiązań, które powinny iść za uregulowaniami. Konkubenci nie są związkiem partnerskim, bo nie traktują siebie nawzajem po partnersku. W innym wypadku zawarliby ślub, biorąc w ten sposób odpowiedzialność za kochanego ponoć człowieka i tworząc w ten sposób warunki do spłodzenia i wychowania potomstwa. Konkubenci nie lubią nazwy „konkubinat”, bo kojarzy się z menelstwem, nocnymi pijatykami i zalotami z użyciem kuchennych noży. Taka jest jednak natura tego typu związków, że sprzyja raczej dziadostwu niż ojcostwu i macierzyństwu godnemu tych słów. Małżeństwo wymaga dojrzałości, a dokument zawartego ślubu jest świadectwem tej dojrzałości. Ludzie niedojrzali, którzy nie chcą zawierać małżeństwa, a żyją jak małżonkowie, mówią często, że im „ten papier niepotrzebny”. Równie dobrze jednak mógłby licealista powiedzieć, że niepotrzebne mu świadectwo maturalne. W porządku, ale na studia się taki nie dostanie. Chyba że coraz bardziej opiekuńcze państwo „ureguluje” sytuację tych, co nie chcą zdawać matury, dając im dyplom profesora niematuryzowanego. Zdaje się, że jesteśmy na najlepszej do tego drodze.

Tym bardziej nie są prawdziwymi związkami partnerskimi stadła osób tej samej płci. To spółki ludzi z defektem, który został przez WHO na siłę „uregulowany” słuszniackim świadectwem zdrowia (przeczytaj tekst Homolobby nr 1).

Wbrew rozpanoszonemu przekonaniu, osoby te mają takie same prawa jak każdy inny obywatel Rzeczpospolitej Polskiej. Homoseksualista ma prawo poślubić wolną kobietę, jak każdy nieżonaty mężczyzna w tym kraju. Podobnie niezamężna lesbijka ma, jak każda Polka, prawo wyjść za nieżonatego mężczyznę. Jeśli te osoby nie mają możliwości z tego skorzystać, to nie z powodu złego prawa, lecz wskutek wspomnianego wyżej defektu.

Nie da się wszystkiego załatwić deklaracją normalności. Tak już jest, że raka leczy się chemią, a nie oświadczeniem, że pacjentowi nic nie jest. Cukrzykom trzeba regulować poziom cukru, a nie wmawiać im, że są zdrowi.

Trzeba przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy mogą robić to, do czego mają prawo. Kaleka bez rąk ma prawo być pilotem samolotu pasażerskiego, ale nie ma takiej możliwości. I to nawet gdyby bardzo, bardzo chciał. Czy to dyskryminacja? Nie – to oczywistość. W innym wypadku mógłby spowodować śmierć wielu ludzi i swoją.

To niby oczywiste. Ale gdy się słyszy o uregulowaniu sytuacji „związków partnerskich” w wydaniu SLD i Ruchu Palikota (przeczytaj informację Będą związki partnerskie?), oczywistość staje się nieoczywista.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka