Amerykanie świętują na ulicach śmierć Osamy bin Ladena. Czy jednak chrześcijanin może cieszyć się ze śmierci brata, nawet jeśli ten brat był zbrodniarzem? I czy w ogóle zabicie bin Ladena mieści się w moralności chrześcijańskiej?
Pierwszym powołaniem chrześcijanina jest oddać własne życie za braci – nie ma wątpliwości teolog ks. dr Grzegorz Strzelczyk. Sytuacja jednak komplikuje się, kiedy dochodzi kwestia ochrony życia innych ludzi. I mogą zdarzać się przypadki, kiedy jedynym sposobem obrony, jest odebranie życia temu, od kogo pochodzi zagrożenie.
Rozwiązanie takie jest jednak do przyjęcia tylko wtedy, gdy nie można w żaden inny sposób usunąć zagrożenia. Ten, kto podejmuje taką decyzję, musi rozważyć w swoim sumieniu, czy taka sytuacja rzeczywiście ma miejsce.
W przypadku zamachu na Osamę bin Ladena taka ocena była bardzo skomplikowana. Jeśli tę decyzję podjął prezydent Barack Obama, to musiał on zważyć, czy rzeczywiście bin Laden stanowił współcześnie globalne zagrożenie. Nie jest to wcale takie pewne w świetle tego, co powiedział portalowi wiara.pl ekspert ds. Bliskiego Wschodu Stanisław Guliński. Jego zdaniem, po zamachach z 11 września Al-Kaida Al-Kaida straciła na znaczeniu, zarówno pod względem militarnym, jak i duchowym. Dziś jej poparcie w krajach arabskich jest mizerne.
Jednak realność zagrożenia ze strony Al-Kaidy i jej lidera to tylko jeden z aspektów moralnej oceny tej akcji. – Ten, kto wydał rozkaz do jej przeprowadzenia, powinien rozważyć najszersze skutki takiego działania – uważa ks. dr Strzelczyk. Ich przewidzenie w dzisiejszym skomplikowanym, zglobalizowanym świecie to zadanie niezwykle trudne.
Z pewnością moralny ciężar decyzji spoczywał w tym przypadku na barkach najwyższych rangą polityków amerykańskich. Żaden z ich podwładnych nie dysponował bowiem wiedzą, która pozwalałaby na odpowiedzialne podjęcie takiej decyzji. Z pewnością wiedzą taką nie dysponowali żołnierze, którzy przeprowadzili tę akcję. Ich odpowiedzialność moralna była w tej sytuacji bardzo ograniczona.
Wiemy, że ich akcja trwała 40 minut, że doszło do wymiany ognia. Teoretycznie możliwe jest więc, że zadaniem żołnierzy nie było zabicie, ale schwytanie terrorysty. W takim przypadku jego śmierć mogła być niezamierzona z góry i usprawiedliwiona zwykłą obroną konieczną. Anonimowe amerykańskie źródła wojskowe przeczą temu. „Zabić, nie schwytać” – tak miał brzmieć rozkaz.
Co wtedy z moralną oceną ataku? – Wtedy w grę wchodziłaby nie indywidualna, ale społeczna obrona konieczna – uważa teolog. Mamy z nią do czynienia, gdy nie da się zapewnić społecznego bezpieczeństwa bez zabicia człowieka. Do takiego wniosku doszli zapewne niedoszli zabójcy Adolfa Hitlera. Ich działanie można uznać za moralnie usprawiedliwione.
Czy podobnie było w przypadku zamachu na Osamę bin Ladena? Być może nigdy nie otrzymamy informacji, które pozwolą nam to ocenić.
Można się jeszcze zastanawiać, czy chrześcijanom wolno cieszyć się ze śmierci terrorysty. – Nie, jeśli to podszyta nienawiścią radość ze śmierci człowieka – mówi ks. dr Strzelczyk. Dodaje jednak, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Jeśli bowiem przyjąć, że wiwatujący Amerykanie żyli długo pod presją strachu i śmierć bin Ladena jest dla nich symbolicznym końcem krwawej wojny, to ich radość z tego faktu jest psychologicznie zrozumiała. Trudno jednak uznać ją z postawę godną naśladowania – uważa teolog.
Jarosław Dudała