Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Maryjnie, majowo z Bawarii

Sanktuarium Matki Bożej Królowej Bawarii w Altotting przyciąga pielgrzymów nie tylko z Niemiec

Dziś będzie poetycka proza zamiast strof wierszy, ale „poezja i teologia” mogą mieszkać (razem) tam gdzie chcą, nie tam, gdzie się im mieszkać każe. Lecz najpierw pytanie: Czy w kwestii pobożności maryjnej możemy się czegoś nauczyć od Niemców? Niezłe pytanie, przyznajmy. Drażniące. Wystarczająco niepoprawne politycznie, jakby „źle zadane” i już tym samym ciekawe… Uczył mnie arcybiskup Nossol, iż prawdziwy ekumenizm polega nie na tym, że należy się wyrzec własnego na korzyść cudzego, ale na tym, że do swojego dodaje się cudze i wychodzi się z tego spotkania bogatszym… W każdym razie proponuję lekturę dwóch Niemców, dwóch znakomitych niemieckich tekstów (w przekładzie Renaty Makarskiej i Moniki Rodkiewicz). Najpierw Wolfgang Büscher i jego „Podróż przez Niemcy” (oryginał z 2005 roku; Wydawnictwo „Czarne” 2007). Jest dziennikarzem, w 2004 roku obszedł Niemcy „w kółko”, wzdłuż granic, i tę włóczęgę opisał. Czy Büscher jest wierzący – nie wiem. Ale na pewno pochodzi rodzinnie i kulturowo z Niemiec Północnych, z Niemiec „luterańskich”. Pewnego dnia Büscher dociera do Altötting w katolickiej Bawarii, głównego sanktuarium maryjnego Niemiec. Przychodzi pod słynny kościół.

Pisze: „Wszedłem do środka i to, co ujrzałem w krużganku, odebrało mi mowę. Pewna kobieta rozmawiała z Najświętszą Panienką. Nie tak, jak ludzie modlący się w ciszy kościoła. Ona z nią naprawdę rozmawiała. Łkała, płakała, chwytała za złożone ręce, błagała o pomoc, obejmowała i zwracała się do niej, jak do człowieka z krwi i kości. Jak dziecko, które czepia się sukni matki i skarży się, i prosi o pomoc, o pocieszenie, tu i teraz. W swym bawarskim dialekcie głośno odmawiała Zdrowaś Mario. »Zdrowaś Mario, łaskiś pełna. Pan z Tobą. Błogosławiona Ty między niewiastami i błogosławiony Owoc żywota Twojego Jezus«. Powtarzała to bez przerwy, wstrząsały nią przy tym ataki płaczu, chwytała i obejmowała ramiona i dłonie Maryi, przytulała się do jej piersi.

Obok stał jej dorosły syn, z rękami w kieszeniach, zupełnie bezradny, wyprostowany i sztywny. Włosy miał postawione do góry, czoło zmarszczone. Od czasu do czasu szturchała go w bok, żeby się do niej przyłączył, zamiast stać tak głupkowato i bezczynnie. Uspokoiła się z czasem, otarła łzy, uklękła i pchnęła syna, aby też klęknął. Do jej zachowania pasował praktyczny wygląd: pod ciemną kurtką zwężające się do dołu ciemne spodnie, czyste białe skarpetki, ciemna czapka na siwiejących włosach. Zwyczajna, praktyczna, ale też głęboko wierząca, rezolutna wiejska kobieta. Gdybym zobaczył taką scenę w Berlinie, nie miałbym wątpliwości, że mam przed sobą wariatkę, z pewnością dobrze znaną w mieście, tę z bzikiem maryjnym. Być może znałbym ją już z berlińskich dzienników wieczornych. Tak bezgraniczne zaufanie, tak bezpośredni stosunek do Boga, tego rodzaju dramat między Bogiem a człowiekiem widziałem do tej pory jedynie w dalekich krajach”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy