Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Pójdź dziecię, ja cię ubić każę

Myśl wyrachowana - "Ciekawe: przed porodem wolno dziecko zabić, a po porodzie nawet klapsa dać nie można."

Kiedyś poszczono o chlebie i wodzie. Teraz pości się łagodniej – o chlebku i wódce. Może to próba przetrzymania najcięższego z postów – postkomunizmu. Tego jednak nie da się przetrzymać. Jest jak rak. Jeśli się mu nie przeciwdziała, będzie żarł organizm, aż zeżre.

Najbliższy akt konsumpcji organizmu społeczeństwa postkomuniści przewidzieli na 15 lutego. Uczta odbędzie się w budynku sejmu i potrwa kilka dni. Nazywa się „czytaniem projektu ustawy o świadomym rodzicielstwie”. Świadomy rodzic to taki, który ma swobodny dostęp do aborcji. Sądząc z postkomunistycznych lamentów, największą tragedią naszego narodu jest niemożność szlachtowania dzieci, jak i kiedy się komu podoba. Autorka ustawy, Joanna Senyszyn, zarzeka się, że aborcja to zło, ale zaraz wyciąga „większe zło”, czyli podziemie aborcyjne.

Według niej to jakieś 150 tysięcy, a jak ma dobry humor, to i 200 tysięcy. To oczywiście dane z sufitu, ale gdyby było i więcej, to co z tego? Dlaczego wielka liczba morderstw miałaby uzasadniać legalność zabijania? W Auschwitz wymordowano bardzo wiele dzieci, a jakoś nikt potem nie zalegalizował tego procederu. Czym więc różnią się tamte dzieci od nienarodzonych? Jedyna wyraźna różnica jest taka, że tych drugich nie widać. Po zabitych przed narodzeniem nie zostają stosy bucików, zabawek i wspomnienie niewinnego spojrzenia. Pokrwawione resztki utylizuje się i spokój.

Projekt ustawy przewiduje legalność aborcji na życzenie do 12 tygodnia, ale dopuszcza liczne wyjątki, praktycznie aż do urodzenia. Dzieci, które mimo to żywe przyjdą na ten świat, będą od początku podstawówki edukowane seksualnie, żeby nie popełniły takiego błędu jak ich rodzice. Postkomuniści postulują też swobodę dokonywania aborcji przez małolaty, bez potrzeby powiadamiania rodziców. Do tego dochodzą takie drobiazgi jak zniesienie zakazu badań na ludzkich embrionach i bezpłatny dostęp do środków antykoncepcyjnych i poronnych. Eseldowcy chcą tym sposobem wypełnić obietnicę daną wyborcom. Chociaż tę jedną. Wyborców, co prawda, już nie mają, ale właśnie chodzi o ich ponowne zdobycie. Pewnie znajdą naiwnych, choć tak im zależy na losie kobiet jak Anicie Błochowiak na gejach („pedały”), albo Lepperowi na sprawiedliwości społecznej. Głosujcie, głosujcie. SLD wam poparcie w dzieciach wynagrodzi. „Usuniętych”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka