Nowy numer 13/2024 Archiwum

Podatek od rozumu

Co to jest akcyza? Czym różni się od VAT? I dlaczego w ogóle musimy ją płacić? Niedawny wyrok Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu sprawił, że wielu podatników zadaje sobie pytanie: czy akcyza to jeszcze podatek, czy już rozbój w biały dzień?

Odpowiedź na ostatnie z tych pytań powinno w zasadzie brzmieć: rozbój w biały dzień. Choć może równie trafna byłaby definicja niedawno zmarłego laureata ekonomicznej nagrody Nobla, Miltona Friedmana, który mawiał, że podatki pośrednie to „podatki od rozumu”. Po pierwsze dlatego, że płacący je ludzie często nie wiedzą, że płacą, a więc są przez polityków najbezczelniej oszukiwani. Po drugie – bo nakłada się je na towary i usługi – czyli wszystko to, co jest wytworem działalności ludzi pracowitych i przedsiębiorczych, jednym słowem – rozumnych.

Akcyza, podobnie jak VAT, to bowiem właśnie podatek pośredni, czyli obowiązkowa danina na rzecz państwa, ukryta w towarach i usługach, tak, że w większości przypadków, jak słusznie zauważył Friedman, nawet nie wiemy, że ją płacimy. Z punktu widzenia zwykłego Kowalskiego między akcyzą i podatkiem VAT nie ma wielkiej różnicy. Może tylko ta, że przedsiębiorcy, którzy w ubiegłym roku mieli przychody mniejsze niż 80 000 złotych albo opłacali podatek dochodowy w formie karty podatkowej, mogą ubiegać się o zwrot VAT, a raz zapłaconej akcyzy nie zwróci już obywatelowi żadna siła.

Raj dla polityków
VAT to podatek od wartości dodanej (z ang. Value Added Tax). Płaci go każdy, kto sprzedaje towary, odpłatnie świadczy jakiekolwiek usługi, dokonuje darowizn, eksportuje oraz importuje towary i usługi. Akcyza to z kolei opłata nakładana na wybrane artykuły konsumpcyjne. Wysokość stawek i sposób poboru obu tych podatków określa ustawa z 8 stycznia 1993 roku o podatku od towarów i usług oraz o podatku akcyzowym.

Podatki pośrednie to raj dla polityków, którzy mogą je na nas nakładać według własnego widzimisię. Od czasu przystąpienia Polski do UE zdarza się co prawda, że ich dolna granica jest regulowana prawem Wspólnoty (to wynik tzw. polityki harmonizacji), ale co do górnej granicy – niestety nie ma żadnych ograniczeń. A skoro nie ma, to nasi rodzimi politycy, niczym, jak pisał Stanisław Jerzy Lec, „wariat na swobodzie, który największą klęską jest w przyrodzie”, korzystają z tego ochoczo, nakładając na nas coraz to wyższe opłaty.

Czasem, rzecz jasna, wmawiając podatnikom, że wymaga tego od nich Unia Europejska. Ale ponieważ, jak napisałam wcześniej – Unia nawet jeśli wymaga, to zazwyczaj niezbędnego minimum – takie tłumaczenia można uznać za próbę świadomego wprowadzenia obywateli w błąd. Powiedzmy to sobie jasno: coraz wyższe podatki (w tym roku o 10 proc.) to nie jest wcale wina Unii, ale wyłącznie polskich parlamentarzystów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy