Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Skazani na sukces

Groziło jej zamknięcie, a stanęła mocno na nogach. Nie chce być państwowym molochem i rwie się do prywatyzacji. Kopalnia „Bogdanka” na Lubelszczyźnie jest zaprzeczeniem kompleksów polskiego górnictwa.

Na przełomie lat 80. i 90. było już jasne, że system pompowania pieniędzy w strategiczny dla partii sektor przemysłu znajduje się na skraju bankructwa. Górnictwo pilnie potrzebowało reform. Różne były pomysły na skuteczne zmiany: od zamykania nierentownych kopalń, przez redukcję zatrudnienia, po prywatyzację sektora górniczego. Wszystkie trzy metody od lat są najbardziej trudnymi i nierozwiązanymi kwestiami na Górnym Śląsku. Górnicza „wyspa” na Lubelszczyźnie nie była wolna od tych problemów. Kopalnia „Bogdanka” miała jedne z najwyższych w Europie koszty wydobycia i blisko 60-procentowy deficyt w skali roku. Z takimi stratami była pierwsza w kolejce do zamknięcia. Jednak w ciągu kilkunastu lat stała się niespodziewanie przykładem, że sukces transformacji nie musi ominąć górników. Pod dwoma warunkami: odważnych decyzji i mądrej polityki przedsiębiorcy.

Niskie koszty – większe zyski
Problemem była kwestia zatrudnienia. Było jasne, że koszty produkcji są za duże, m.in. ze względu na nieproporcjonalną do potrzeb liczbę pracowników. – Stanąłem przed dylematem – mówi prezes „Bogdanki”, Stanisław Stachanowicz. – Wiedziałem, że 600 osób przychodzi do pracy niepotrzebnie. Ale jak im to powiedzieć? Musiałem coś z tym zrobić – dodaje. Redukcji dokonano według klucza ustalonego ze sztygarami: wypowiedzenia dostali ci, którzy od dłuższego czasu mieli problem z pracą na trzeźwo lub wykazywali się najmniejszym zaangażowaniem. Krok ten był tym bardziej odważny (niektórzy zapewne dodadzą: nieludzki), że zwolnienia przeprowadzono bez żadnych osłon socjalnych. Później część tych osób mogła wrócić do kopalni.

Redukcja zatrudnienia obniżyła znacząco koszty produkcji, a jednocześnie wzrosła wydajność pracy. Efekt jest taki, że wydobycie wzrosło trzykrotnie w ciągu 10 lat. Ponadto rocznie na jednego górnika „Bogdanki” przypada średnio 1100 ton wydobytego węgla (dla porównania – w Australii, dzięki wyjątkowo niskim kosztom wydobycia, średnia ta wynosi aż 25 tys. ton!). Przeciętne zarobki górników na Lubelszczyźnie są też wyższe o prawie 1000 zł od dochodów ich śląskich kolegów. – Trzeba wybierać: albo będziemy zatrudniać nadmiar ludzi i mało zarabiać, albo odwrotnie – mówi Stachanowicz. Trudne decyzje i ich pomyślne wyniki stwarzają teraz sytuację, że ofert pracy w „Bogdance” dzięki planowanym inwestycjom będzie przybywać. Planowana rozbudowa i otwarcie kolejnych szybów na polu „Stefanów” będzie się wiązać z nowymi etatami. Nie byłoby ani tej szansy, ani samej kopalni, gdyby nie odważne kroki na początku lat 90. Z kopalni przynoszącej straty „Bogdanka” stała się dochodową firmą z zyskiem 72 mln zł netto w ubiegłym roku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny