„Demoniczność” w popkulturze?

Promowanie dobra i unikanie tego, co złe, nie oznacza, że mamy w sposób przesadny chronić nasze dzieci przed wszelkim wpływem „ciemnych” aspektów popkultury. Powiedzmy sobie to szczerze – nie jesteśmy tego w stanie zrobić i chyba nawet nie o to chodzi.

„Demoniczność” przenika także do popkultury, często jednak nie tyle za sprawą działania złego ducha, ile raczej jako produkt naszego przewrażliwienia i lękowości. To my bowiem mamy tendencję do nadmiernego demonizowania otaczającej rzeczywistości, zbyt szybko i łatwo przyklejając rozmaitym jej aspektom łatkę diabelskich. Gdy człowiek żyje w dużym lęku przed złym duchem, widzi go już wszędzie: w kucykach Pony, w zabawkach Hello Kitty, w baśniach czy produkcjach filmowych. Właściwie moglibyśmy wymienić całą listę takich rzeczy stanowiących potencjalne zagrożenie ze względu na jakąś niejasność, skojarzenia ze złem lub występujące w nich elementy magiczne. Oczywiście musielibyśmy taką listę ciągle aktualizować i powiększać, ponieważ na rynku nieustannie pojawiają się nowe produkty, a w przestrzeni popkultury – nowe mody kojarzące się nam z diabłem. Czy słusznie?

Czym się karmimy za młodu...

Z pewnością próba połączenia wielu z nich z demonami to raczej wytwór naszej neurotycznej religijności niż coś mającego realne przełożenie na fakty. I z pewnością zły duch z takich wytworów bardzo się cieszy. Nie zmienia to jednak faktu, że spora część tych popkulturowych produkcji rzeczywiście kryje w sobie wiele motywów diabelskich lub magicznych. Dlaczego? Bo jest na to zapotrzebowanie, bo to się sprzedaje, bo jest w człowieku jakaś chora fascynacja złem, brzydotą, przemocą, bo rzeczywiście, można w tym usłyszeć jakiś głębszy, metafizyczny zew tego, co ciemne i mroczne. Czy zatem diabeł w popkulturze nam zagraża?

Gdy ktoś mnie o to pyta, proponuję najpierw, żeby – zanim zacznie roztrząsać, czy jest w tym jakiś diabelski ślad – zastanowił się, jakie wartości niesie z sobą zabawka, którą kupuje dziecku, książka, jaką jego pociecha czyta, bajka, którą ogląda. Jakiś czas temu wśród dzieciaków pojawiła się moda na upiorne lalki – wymalowane na czarno, w mrocznych, wampirycznych stylizacjach, śpiące w trumienkach. Pierwsze pytanie, które mi się nasuwa, nie dotyczy tego, czy to duchowe zagrożenie. Lalka sama z siebie nie ma zdolności związania nas ze złym duchem i przekonanie, że sam fakt jej posiadania miałby czymś grozić, jest przejawem zabobonnego, magicznego myślenia. Ja pytam raczej o to, jakie wartości tego rodzaju zabawki z sobą niosą. Co wnoszą do świata mojego dziecka, jakie budzą skojarzenia, intuicje, do czego zapraszają, w jakim kierunku stymulują dziecięcą wyobraźnię. Wejście w kontakt ze złym duchem nie zaczyna się od posiadania w domu stroju wróżki, ale od tego, jak skanalizują się zainteresowania, pasje, a wreszcie praktyki naszych pociech. Odradzam więc rodzicom kupowanie dzieciom zabawek bazujących na tym co mroczne, brzydkie, magiczne lub wprost demoniczne nie dlatego, że wytwarzają jakąś „złą energię” lub że drzemie w nich „diabelska moc”, tylko po to, aby zainteresowania dziecka nie szły w tym kierunku. Nie chcę, żeby w kształtującą się dopiero wyobraźnię mojego dziecka wsiewane były treści brzydkie i mroczne. Wolę, żeby jego świadomość, zamiast epatować się tym, co rodzi lęk, napełniała się dobrem i pięknem; żeby rozwijała się w poczuciu bezpieczeństwa a nie dziwnego, nieokreślonego zagrożenia. Działa tu bowiem prosta prawda: to, czym się karmimy za młodu wpływa na to, jacy będziemy w dorosłości. Jeśli będziemy naszym dzieciom podawali antywartości – nawet w „zabawkowej” postaci – nie nauczymy ich wrażliwości na dobro i odróżniania go od zła. Nie zdziwmy się więc, jeśli później nie będą potrafiły czynić tego w życiu dorosłym.

Właściwa perspektywa – w mocy Bożej

Promowanie dobra i unikanie tego, co złe, nie oznacza oczywiście, że mamy teraz w sposób przesadny chronić nasze dzieci przed wszelkim wpływem „ciemnych” aspektów popkultury. Powiedzmy sobie to szczerze – nie jesteśmy tego w stanie zrobić i chyba nawet nie o to chodzi. Drogą donikąd jest symboliczne zawiązywanie dziecku oczu i zatykanie uszu, aby nie słyszało i nie widziało wokół siebie niczego, co nie jest jednoznacznie dobre. To tylko przyczyni się do jego alienacji, poczucia inności, wyobcowania, a także wytworzy w jego świadomości dziwny, toksyczny, neurotyczny stan oblężenia. Zamiast więc robić nauczycielce w szkole awanturę z powodu tego, że zadała dzieciom do przeczytania Harry’ego Poterra, wolę przeczytać tę książkę razem z moją pociechą, omawiając ją i zwracając uwagę na fragmenty wartościowe, pozytywne, oraz na te treści, które nie prowadzą do dobra i których nie warto wprowadzać w swoje życie. Wolę uczyć dziecko mądrego, krytycznego oceniania rzeczywistości, konfrontowania jej z własnym systemem wartości i wybierania ze świata tego, co z tymi wartościami jest zgodne, niż przesadnie lękowego uciekania od wszystkiego „tak na wszelki wypadek” – także od tego, od czego uciec się nie da, żyjąc normalnie w tak bardzo, niestety, nienormalnym świecie. Podobnie zresztą ma się sprawa z innymi popkulturowymi treściami. Nie będę zachęcał dziecka do oglądania pewnego typu bajek. Ale gdy trafi w telewizji na bajkę z elementami magicznymi, nie będę zasłaniał mu oczu i wyłączał telewizora, żeby mojej pociechy zło „nie zainfekowało”. Wolę raczej poświecić mój czas i obejrzeć z dzieckiem tę bajkę do końca, a następnie porozmawiać z nim o tym, co było w niej dobre, a co złe; na czym warto się wzorować, a czego nie należy praktykować. Nie tylko uczę w taki sposób mojego malucha sztuki rozeznawania, ale także buduję z nim więź, a to daleko więcej znaczy, niż wiele przeakcentowanych często popkulturowych zagrożeń duchowych.

O co w tym wszystkim ostatecznie chodzi? Nie o to, abyśmy nadmiernie bali się zagrażającego nam świata, ale abyśmy nauczyli się w nim z odwagą i z mocą żyć – bezpieczni w Bożej obecności i w Jego łasce. Warto tego uczyć dzieci. Warto tłumaczyć im, że jeśli będą miały dobrą relację z Bogiem, nie tylko będą szczęśliwe, ale także zły duch w swej przekraczającej granice pokusy agresji nie będzie mógł im szkodzić. W końcu Pismo Święte mówi o tych, którzy autentycznie uwierzą: „Węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić” (Mk 16,18a). To jest właściwa perspektywa dla chrześcijanina. Nikt nie będzie brał trucizny i z butną brawurą testował jej na sobie, żeby sprawdzić Boga. Ale jeśli autentycznie powierzamy Mu nasze życie, demoniczna trucizna – nawet gdyby przypadkiem, bez naszej zgody wniknęła w nasz duchowy organizm – nie będzie mogła nam zaszkodzić. Zamiast więc bać się złego ducha – zwłaszcza wtedy, gdy napotykamy wokół siebie na atakujące nas przejawy jego działania – lepiej stawać w mocy Bożej i z wiarą ogłaszać: „Panie Jezu, w Twoje imię wyrzekam się tego przejawu zła, wszelkich diabelskich podstępów i każdego złego ducha. Mocą Twojej krwi odrzucam go od siebie, wiążę u stóp Twego krzyża i odsyłam do piekielnych czeluści, aby w żaden sposób nie mogło mi szkodzić. Wyznaję i ogłaszam, że tylko Ty jesteś moim Panem i Zbawicielem i że poza Tobą nie ma innego”. Zapewniam, że to naprawdę działa. W końcu diabeł jest po prostu Wielkim Przegranym.


Fragment książki Aleksandra Bańki „Sekretne życie demonów”, RTCK 2021

Tytuł i śródtytuły pochodzą redakcji Gosc.pl

 

« 1 »

Aleksander Bańka