Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nieuprawnione wnioski

Kandydowanie do gremium ponad 700 parlamentarzystów źle świadczy o rozsądku, bo niby co można w takim składzie zrobić?

Dwa miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego okazuje się, że w naszym kraju zostały one bardzo poważnie potraktowane przez główne siły polityczne (pozostałe siły nie są główne i dlatego nie mają szans przy obecnej ordynacji wyborczej. Doskonale to rozumieją np. w ruchu, któremu nieformalnie przewodzi prezydent Dutkiewicz, czyli Polska XXI. Grono odpowiedzialne za kształtowanie polityki tej partii po dłuższym zastanowieniu wydało decyzję, że w obecnych wyborach nie będzie wystawiać kandydatów). Natomiast ci, którzy mają realne szanse, postanowili sięgnąć po znane nazwiska.

I porobiło się: nagle pojawili się kandydaci, którzy byliby ozdobą każdego parlamentu, a ponieważ dodatkowo za zdobienie salonów brukselskich otrzymają apanaże, o jakich nie śniło się polskim posłom z Wiejskiej, na ogół się godzili na propozycję nie do odrzucenia. Pojawiło się już pytanie: kto zostanie w kraju, skoro wszyscy wybierają się do Brukseli? No, wszyscy to może przesada, bo dla Polaków zarezerwowano raptem 50 miejsc na ponad 700, ale czy w naszym kraju znajdzie się 50 kompetentnych kandydatów? Pewnie tak, ale ci, którzy nie zostaną wybrani, w znacznym stopniu naruszą narodowe rezerwy ludzi rozsądnych. Zresztą kandydowanie do gremium ponad 700 parlamentarzystów źle świadczy o rozsądku, bo niby co można w takim składzie zrobić? Tu się jednak pojawia raz jeszcze kwestia apanaży: ten, kto płaci, wie, za co aż tyle się należy.

Politycy zaprzątają swoją uwagę sprawami, które dla elektoratu mają bardzo małe znaczenie. Znaczenie dla elektoratu ma opóźniająca się wiosna, która jakby na przekór apelom o oszczędność energii w związku z ociepleniem klimatu, wyjątkowo nieskoro do nas zmierza. Dzięki temu można się jeszcze przez parę dni cieszyć widokami na przestrzał, niezakrytymi listowiem. Poza tym las na przedwiośniu jest bezpieczniejszy niż latem; nie ma bowiem obawy, żeby ktoś się ukrył w zaroślach i dał w łeb niczego niespodziewającemu się przechodniowi.

Nawiasem mówiąc, zawsze mnie interesowało, co sobie myśli złoczyńca, czający się w miejscu, w którym nikt nie przechodzi. Musi być to jakiś desperat, bo czyż w miejscu bezludnym może liczyć na ofiarę? Mimo to miejsca nieuczęszczane nie cieszą się zbyt dobrą opinią i są starannie unikane przez ostrożnych spacerowiczów. Przypuszczam, a statystyki napadów pewnie to potwierdzą, że do rabunków dochodzi głównie w centrach miejscowości. Tam najczęściej można odnotować gwałty i rozboje. Lokale wyborcze występują właśnie w centrach. Jakiekolwiek wnioski są nieuprawnione.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej