Nowy numer 13/2024 Archiwum

Dobra Nowina sprayem malowana

To zadziwiające – opowiada J-one malujący w Nowym Jorku – że Bóg wybiera akurat to, co kochasz robić, i pozwala, aby w ten właśnie sposób wychwalać Jego imię. Szczególnie w przypadku graffiti, które nie cieszy się dobrą opinią.

Uliczne graffiti najczęściej kojarzy się negatywnie, a wielu traktuje je jako objaw wandalizmu. Pomalowane pociągi, popryskane sprayem elewacje budynków to częsty widok w miastach. Niektórych przekonują kolorowe malunki w ściśle wyznaczonych miejscach. Mają one uatrakcyjnić z reguły bezbarwne i smutne elementy miejskiej zabudowy. Writerzy, czyli osoby wykonujące graffiti, mówią o sobie, że są głosem ulicy. Okazuje się, że są miasta, w których ulica mówi o Bogu. Jak? Bezpośrednio.
Stojący wzdłuż drogi mur pokryty jest kolorowym napisem, jakich pozornie wiele w Szwajcarii. Litery ciągną się przez kilkanaście metrów. Trudno je odczytać, ponieważ są powykręcane i nakładają się na siebie. Dopiero po dłuższej chwili się udaje: „The Royal Majesty” (majestat królewski). Napis w tle zajmuje całą powierzchnię muru, lecz się nie wyróżnia, gdyż jest szary. „Jesus”. Jest jeszcze dopisek: Rev. 4,9 (Apokalipsa św. Jana). Autorzy podpisali się poniżej: Gospel Graffiti.

Gospel na murze
Grupa skupia osoby, które postanowiły mówić o Bogu, używając farb w sprayu. Biblijne rysunki i napisy zobaczyć można głównie w Stanach Zjednoczonych, ale Gospel Graffiti działa także w innych krajach, w Europie – w Szwajcarii. Malują na zewnętrznych ścianach budynków i na murach, ale też na bramach, ogrodzeniach, samochodach, przyczepach, a nawet we wnętrzach. Wszystko odbywa się całkowicie legalnie, na „graffy” mają pozwolenie, a czasem wykonują je na zamówienie.

Na stronie internetowej grupy www.gospelgraffiti.com uliczni twórcy opowiadają o zwrocie, jaki dokonał się w ich życiu prywatnym i artystycznym. „Talent, jakim obdarował mnie Bóg – wyznaje Threat – zobowiązuje do tego, aby właśnie za pomocą graffiti przekazywać Dobrą Nowinę”. Malowanie, jak twierdzą writerzy, daje im sporo przyjemności, lecz jest coś jeszcze. Ich zdaniem, prawdziwa wielkość dzieła objawia się, gdy obraz z miejskiego muru przenosi się do umysłów przechodzących obok ludzi. Gdy staje się wskazówką, zwłaszcza dla młodych.

Fasm zajmuje się graffiti od 15 lat. Zanim zaczęły pojawiać się w jego pracach motywy chrześcijańskie, malował nielegalnie, głównie tagi, czyli własne podpisy. „Kiedy życie młodych ludzi trawi sława – spostrzega – pojawia się strach przed tym, że jej utrata oznacza jednocześnie utratę szacunku. Oni potrzebują wtedy kogoś, kto nie odwróci się od nich, gdy inni to zrobią. Potrzebują Jezusa” – kończy Fasm. Ten sam przekaz znajduje się w jego licznych graffiti.

J-one z Nowego Jorku ma podobne doświadczenia. Jak wspomina, do dziś czuje zapach metra na Manhattanie, gdzie wychowywał się z puszką farby w dłoni. „To zadziwiające – pisze w swoim świadectwie – że Bóg wybiera akurat to, co kochasz robić, i pozwala, aby w ten właśnie sposób wychwalać Jego imię. Szczególnie w przypadku graffiti, które nie cieszy się dobrą opinią”.

Liczy się autentyzm
Współczesne graffiti po raz pierwszy pojawiło się w latach 70. XX wieku na ulicach Nowego Jorku. Z czasem zyskiwało coraz bardziej przemyślaną formę i artystyczny charakter. Jednocześnie stało się jednym z trzech – pozostałe to muzyka rap i taniec breakdance – składników subkultury hip-hopowej. W USA graffiti zawierające motywy chrześcijańskie jest stałym elementem pejzażu wielu dzielnic. W Polsce występuje dużo rzadziej. Nie brakuje jednak osób, które, posługując się puszką sprayu, pragną bezpośrednio odnieść się do tematyki religijnej.

Na teledysku „Przemień nas, Panie”, zrealizowanym w związku z lednickim czuwaniem młodzieży w 2002 r., ktoś malował żółtym sprayem symbol chrześcijaństwa – rybę. To Maciek z Bydgoszczy. Jak mówi dziś, w hip- -hopie liczy się przede wszystkim autentyzm. Jeżeli pojawią się w graffiti motywy biblijne, musi to wyjść z serca ludzi. Zdaniem Maćka, grupy zajmujące się wyłącznie tą tematyką mogą być kojarzone z fanatyzmem, nie uzyskają wiarygodności. – Ale jeśli ktoś, zajmując się na co dzień zupełnie czymś innym, od czasu do czasu „wrzuci” na ścianę na przykład twarz Chrystusa, da to chłopakom w „środowisku” do myślenia, to będzie coś wielkiego – podkreśla.

Do myślenia daje z pewnością samochód, którym ksiądz Tomek porusza się po śląskich drogach. Wiele osób podchodzi, wypytuje, zwłaszcza uczniowie księdza. Z niebieskiej maski fiata patrzą baranek i lew. Baranki znajdują się zresztą wzdłuż całej karoserii, a pomiędzy nimi wypisana jest modlitwa franciszkańska. Malunek wykonał mieszkający w Tychach Dawid. – Spodobał mi się pomysł, żeby pomalować samochód areografem, który jest precyzyjniejszy od sprayu – mówi autor. – Myślę, że warto wykorzystywać własne talenty w tego rodzaju akcjach ewangelizacyjnych. Dziś ludzie wciąż pytają o te baranki na samochodzie, jest temat do rozmowy – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy