Teodycea na dziś

Dlaczego wszechmocny i doskonale dobry Bóg pozwala na to, by za sprawą decyzji jednego zdemoralizowanego człowieka szalała machina zbrodni? Dlaczego Bóg dopuszcza, by zwyrodnialcy mordowali niewinne ofiary? Dlaczego na naszych oczach dzieje się okrutne zło?

W dniach strasznej wojny właśnie takie pytania cisną nam się na usta. Może nie czas, by na nie odpowiadać. Jednak w momencie próby potrzebujemy głębszego rozumienia naszej sytuacji. A w sytuacji zła i refleksji nad nim nie jesteśmy pierwsi. Ludzkość od początków swego istnienia stawała przed złem, a myśliciele próbowali wytłumaczyć jego sens lub bezsens. Od wieków teologowie i wierzący filozofowie budowali teorię, która miała wyjaśnić zło z perspektywy wszechmocy i dobroci Boga. Teorię tę nazwano teodyceą (gr. Theos – Bóg, dike – sprawiedliwość). Starano się w niej niejako usprawiedliwić Boga w obliczu zła lub pokazać, na czym polega Boska sprawiedliwość. Jedni podawali konkretne racje, dla których Bóg dopuszcza zło. Inni wysuwali tylko pewne przypuszczenia na ich temat. Jeszcze inni mówili, ze racje te nie mogą nam być teraz dostępne.

Jak budować teodyceę dziś – teodyceę, która odpowiada na zło niesprawiedliwej wojny? Nasza sytuacja poznawcza każe nam wstrzymać się od daleko idących dociekań. Z drugiej strony jednak potrzeba zrozumienia zmusza nas do ostrożnych prób odpowiedzi. Sądzę, że próby te powinny uwzględnić trzy kluczowe sprawy: wolność człowieka, wartość więzi międzyludzkich, nasze powołanie do wiecznego obcowania z Bogiem.

Pierwsze słowo teodycei zła moralnego to wolność. Wolność jest podstawowym darem, który otrzymaliśmy od Boga. Jest ona też jednym z największych skarbów świata. Bóg mógłby stworzyć świat, który składa się wyłącznie z istot, które bezwolnie wykonywałyby jego polecenia. Taki świat byłby pozbawiony zła moralnego, ale brakowałoby w nim szansy na dobrą wolę. Jak mawiał Kant, nie można sobie pomyśleć niczego tak dobrego jak dobra wola i dlatego nazywał ją najwspanialszym klejnotem świata. Jednak taki klejnot nie może się pojawić bez wolności – wolności zarówno do dobra, jak i do zła. Realna możliwość wyboru zła jest ceną, jaką płacimy za to, by wybór dobra był rzeczywiście wyborem.

Ktoś powie, że cena ta w niektórych sytuacjach jest zbyt duża. Co gorsza, na naszych oczach widzimy, jak wybór zła dokonany przez jednego człowieka niszczy wolność i życie ogromnej liczby ludzi. To wszystko prawda. Pamiętajmy jednak, że ów człowiek, o którym teraz myślimy, nie jest jedynym sprawcą zła. Putin w największym stopniu odpowiada za tragedie milionów ludzi. Jednak mniejszy lub większy udział w tej odpowiedzialności mają wszyscy ci, którzy czynnie lub biernie uczestniczą w jego machinie zła. Także ci, którzy Putina karmili lub dokarmiają do dziś. I ci, którzy dysponując środkami, by go pokonać, w imię własnych interesów lub wygodnictwa tych środków nie używają.

Teodycea więzi międzyludzkich mówi, że sprawdzianem naszej wolności jest to, ile dobra lub zła każdy z nas wnosi do całej wspólnoty ludzkiej. Zło tej, jak i niemal każdej, wojny nie jest dziełem tylko jednego człowieka. Zło to jest w taki lub inny sposób (choćby przez zaniechanie działania w stosownym czasie) dziełem wielu ludzi. Każdy może dorzucić do niego swoją cegiełkę. Podobnie jest z dobrem. Kobieta, która wtargnęła do rosyjskiej telewizji, by przed oczyma telewidzów zaprotestować przeciw wojnie, mogła obudzić sumienia wielu Rosjan. Dziewczynka, która osłoniła swego brata przed kulą, mogła wstrząsnąć obywatelami Zachodu, którzy bardziej cenią ciepło w swych mieszkaniach niż ludzkie życie. A męczennicy z Buczy – może nie do końca świadomie, ale z dobrą wolą w sercach – złożyli swą ofiarę po to, by ich krew wołała o sprawiedliwość i pokój. My zaś, gdy pomagamy uchodźcom, odpowiadamy dobrem za dobro. Skoro oni osłonili nas przed wojną, tym bardziej my powinniśmy osłonić ich przed głodem i bezdomnością.

Wojna uświadamia nam, że jesteśmy uczestnikami wielkiego metafizycznego dramatu dobra i zła. I jesteśmy jego uczestnikami nie jako izolowane jednostki. Żyjemy w rodzinach i wspólnotach, które współkształtują nas w dobru i złu oraz w dobru i złu są przez nas kształtowane. Wolność daje szanse nie tylko na dobro jednostkowe, lecz także na wspólne dobro całej ludzkości. Możliwość zbiorowego zła jest ceną, jaką płacimy za możliwość urzeczywistnienia jeszcze większego dobra. Pomyślmy, jak piękny by powstał blask, gdyby wspólnie rozbłysła dobra wola wielu klejnotów wolności! Takiego blasku oczekuje od ludzkości Bóg. A znając zaraźliwość i okrutność zła, posłał na świat swego Syna i cierpliwie czeka ze swoim Sądem.

W ten sposób dochodzimy do końcowego słowa teodycei. Jest nim ostateczne powołanie człowieka do nadprzyrodzonego obcowania z Bogiem. Teodycea, która odwołuje się tylko do dóbr doczesnych, nie ma szansy powodzenia. Wiemy przecież, że znaczna część zła tego świata nie może być w tym świecie przezwyciężona. W tym świecie nie da się przywrócić życia zamordowanym, nie da się oddać rodziców sierotom, nie da się do końca uleczyć tych, którzy przeżyli traumę. Jednak Bóg, który w swoim Synu uczestniczy w ich cierpieniach, może je przezwyciężyć w wieczności. Żadne zło nie ma takiej mocy jak Bóg, który jest dobrem absolutnym. Dlatego „dobro uszczęśliwiającej bliskości z Bogiem twarzą w twarz pochłonie nawet potworne zło, jakie ludzie doświadczają na tym padole” (Marilyn McCord Adams). Bóg dla wszystkich ludzi przygotował to dobro, którym jest On sam. I wszystkim dał szansę, by mogli je oglądać. Kto go nie przyjął, wybierając złą wolę panowania i destrukcji, sam skazał się na potępienie.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak