Tam, gdzie nie mogą czołgami, tam uderzają rakietami

Tutaj jest miasto pod Kijowem, Wasylki, się nazywa. Tam już nie ma światła, ogrzewania. To miasteczko, z ok. 60 tys mieszkańców, jest okrążone przez wojska rosyjskie. Nie wpuszczają nikogo - z Kijowa relacjonuje o. Błażej Suska OFMCap, kustosz Kustodii Ukrainy.

Na Ukrainie jest osiem wspólnot braci kapucynów, w tym jedna w obrządku grekokatolickim. Łącznie zakonników jest trzydziestu ośmiu, połowa to Polacy, połowa Ukraińcy. W Kijowie braci jest pięciu. Obecną sytuacją sytuacją dzieli się br. Błażej:

Jesteśmy na lewym brzegu Kijowa, największe działania wojskowe mają miejsce na prawym.

Bogu dziękować, my tutaj mamy możliwość przyjmowania ludzi, którzy uciekają, albo przejeżdżają przez Kijów, chcą się schronić.

My tu na lewym brzegu mamy klasztor, dolny kościół, piwnice, salki katechetyczne. Teraz służą za schrony. W ciągu dnia, jeśli nie ma godziny policyjnej, ludzie rozchodzą się po domach i na wieczór przychodzą z powrotem, na nocleg. To około 80 do 100 osób.

Jeśli godzina policyjna trwa cały dzień, to są z nami. Jest wiele dzieci, siostry nazaretanki, pomagają, opiekują się.

Największym problemem jest, kiedy ludzie chcą wyjechać z Kijowa. Raz, że nie ma benzyny, samochodów, a dwa, że na drogach dużo korków. Wyjeżdżają na zachód Ukrainy, Polska, Słowacja, Rumunia... Prawdziwi uchodźcy...

Wiadomo, przeżywają bardzo różnie, zależy od uczuć. Od lęku, strachu, niepewności, do takiej akceptacji, przyjęcia sytuacji, jaka jest.

Ukraińska armia, ma wysokie morale, trzymają się, jest optymizm, jest nadzieja. Ale jest też inny scenariusz, oblężenie Kijowa... Choć na razie nie ma, że tak powiem, takich perspektyw technicznych, że tyle wojska rosyjskiego, iż może dojść do oblężeń większych miast. Ale taki scenariusz jest też przewidywany. I ludzie wiedząc o tym, chcą wyjeżdżać.

Jest mobilizacja, są patrioci, mężczyźni, którzy wracają z Polski, studenci, którzy chcą się mobilizować. Oczywiście są i tacy, którzy tej mobilizacji unikają, chowają się, ale tych jest niewielki procent. Patriotyzm w narodzie jest duży.

Z tego co wiem, nie ma jeszcze humanitarnego kanału. Tutaj jest miasto pod Kijowem, Wasyliki się nazywa. Tam już nie ma światła, ogrzewania. To miasteczko, z ok. 60 tys mieszkańców, jest okrążone przez wojska rosyjskie. Nie wpuszczają nikogo. Tak więc nie ma korytarzy, by wywieźć chorych, dowieźć jedzenie, "to nie z ruską armią takie numery" jak tu mówią...

Bracia zostają, nie chcą wyjeżdżać. Są w klasztorach, przyjmują uchodźców. Mamy też dwa klasztory w Rosji, blisko granicy z Ukrainą. Też tam żyją, cierpią, jesteśmy w jedności.

Teraz najbardziej cierpiący jest Charków, mam kontakt z ludźmi, tam duże zagrożenie. Jak nie wzięli Kijowa, to teraz mogą wziąć Charków i ogłoszą władzę w Charkowie...

Ale na razie Charków się trzyma, są bombardowania.... Tam gdzie nie mogą wjechać czołgami, tam uderzają rakietami...

W ostatnią noc były cztery ataki na Kijów prawobrzeżny. Najgorsze są noce, bo te bombardowania rakietami są najczęściej nocami.

Ludzie często są w schronach. My tu mamy  dyżury, warty w nocy. Mamy też przygotowany polowy szpital w jednym z naszych domów w Kijowie.

Bogu dziękować na razie nie ma tam rannych żołnierzy ukraińskich.

Dostajemy dużo telefonów z prośbą, starsi ludzie tu w Kijowie, potrzebują by im pomóc, odwiedzać...

A jaki będzie koniec? Nie wiadomo...

« 1 »

kabe