Nowy numer 13/2024 Archiwum

Sprzedawcy snów o potędze

“Sofistyka wydaje się mądrością, choć nią nie jest, sofista zaś czerpie korzyści z tego, co wydaje się mądrością, nie będąc nią”, pisał Arystoteles w dziele "O dowodach sofistycznych". Trudno znaleźć dzisiaj prostsze i równie trafne podsumowanie usług, które zbiorczo określa się mianem rozwoju osobistego.

Patrząc na rozpowszechniane namiętnie w mediach społecznościowych obrazki z “motywującymi cytatami”, albo rozmawiając z ich miłośnikami, trudno oprzeć się wrażeniu, że są oni przekonani o odkryciu z pomocą rozwoju osobistego szczególnej życiowej mądrości, która otworzyła im oczy na rzeczywistość. A dodatkowo - że za jej odkrycie musieli niejednokrotnie słono zapłacić swojemu trenerowi.

Rozwój osobisty z sofistyką łączy jeszcze jeden ważny element. Starożytni sofiści dowodzili między innymi, że forma jest ważniejsza niż treść. To przecież forma oddziałuje na odbiorców, a jeżeli oni decydują, to wygrywa ten, który sprawniej się nią posługuje. Treści możemy przypisać wartości prawdy lub fałszu, formie - nie. Zatem zawsze, gdy do wyboru mamy specjalistę, który nie ma talentu atrakcyjnego prezentowania swoich myśli, oraz biegłego w retoryce sofistę, który potrafi sprawiać wrażenie specjalisty, będziemy naturalnie skłaniali się ku temu drugiemu. A skoro tak, to aby odnieść sukces, należy przede wszystkim ćwiczyć się w retoryce - oto coaching i rozwój osobisty z przełomu V i IV wieku p.n.e.!

Od czasów Gorgiasza i Protagorasa niewiele się zmieniło. Współcześni sofiści stosują oczywiście dużo bardziej zaawansowaną retorykę, wzbogaconą o techniki neurolingwistyczne i psychologiczne. Wciąż jednak zasada pozostaje ta sama: forma nie tyle jest ważniejsza niż treść, ale staje się samą treścią i przenika całe życie adepta sofistyki. Można żartobliwie stwierdzić, że o ile starożytni filozofowie przyrody poszukiwali ogólnej zasady - arche - w ogniu, wodzie czy Logosie, o tyle współcześni sofiści, coachowie i trenerzy rozwoju osobistego, odnaleźli ją w sprzedaży.

To tutaj leży fundamentalny problem z coachingiem. Ideologia rozwoju osobistego tworzy pewną iluzję, w którą bardzo łatwo uwierzyć: że niezależnie od prawdziwych kompetencji, jakości własnego wykształcenia, inteligencji czy wiedzy, można tak naprawdę osiągnąć wszystko. Wystarczy bazować wyłącznie na zewnętrznym, estetycznym wymiarze ludzkich interakcji. Każdy sprzedawca wie, jak ważny jest ten właśnie aspekt - odpowiedni strój czy odpowiednie formułowanie zdań odgrywają znaczącą rolę w procesie przekonania klienta do oferowanego produktu. Co jednak, jeżeli produktem może być cokolwiek, albo nawet nic?

Nie bój się być wielkim!

Osoby zajmujące się zawodowo business coachingiem często odcinają się od wiązania tego pojęcia z profesją mówcy motywacyjnego, którą de facto trudnią się najpopularniejsi “trenerzy rozwoju osobistego”. Coaching jako odrębna gałąź usług wyrósł na przedsiębiorczości. Przedsiębiorcy od zawsze korzystali z porad doradców, nie tylko w zakresie finansów, zarządzania czy prawa, ale również w decyzjach bardziej ogólnych, wkraczających w domenę życia emocjonalnego i psychicznego. Rolą coacha było zmotywowanie klienta do wykonania jakiegoś działania, głównie poprzez pomoc w odnalezieniu uzasadnienia lub właściwym zdefiniowaniu napotkanego problemu poprzez zadawanie pytań.

Zawód mówcy motywacyjnego pojawił się natomiast w momencie, kiedy gospodarka zaczęła wchodzić w fazę usługową, wiążącą się ze wzrostem dobrobytu i konsumpcji. Innowacje i wzrost produktywności powoli eliminowały zapotrzebowanie na niektóre stanowiska przy produkcji, ale powodowały też, że towary były coraz tańsze i dostępne dla coraz większej liczby ludzi. To z kolei wywoływało wzrost zapotrzebowania na sprzedawców w różnych gałęziach gospodarki, a następnie - naturalnie - potrzebę ich wyspecjalizowania.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy