Nowy numer 17/2024 Archiwum

Brexit zamyka temat?

Gdy Angela Merkel zapewnia, że po Wielkiej Brytanii nikt już Unii nie opuści, to pewnie ma na myśli głównie Polaków, którzy deklarują największe poparcie dla integracji.

Przed niedawnym szczytem w Rzymie w wywiadzie dla "Passauer Neue Presse” kanclerz Niemiec powiedziała, że „nie spodziewa się”, by po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE znalazły się inne państwa, które pójdą tą samą drogą. To odważna deklaracja, biorąc pod uwagę nastroje w wielu krajach, również tych największych. I świadczy albo o myśleniu życzeniowym – niejako „z urzędu” – albo o ignorowaniu tego, co naprawdę dzieje się z Unią. To drugie tłumaczenie jest o tyle prawdopodobne, że wiele działań największych graczy unijnych idzie dokładnie w poprzek tego, czego chcą ich obywatele. Tak było z niedoszłą „konstytucją” unijną – odrzucona w referendum przez Holendrów i Francuzów, została przerobiona na traktat lizboński i wprowadzona w życie. Teraz podobnie – zamiast wyciągnąć wnioski np. z Brexitu, przeanalizować, co poszło nie tak, że integracja nam się sypie, Unia chce przyspieszyć procesy, które doprowadziły do wzrostu liczby przeciwników nie tylko na Wyspach, ale także we Francji, Holandii, coraz bardziej w Czechach czy Włoszech. Okazuje się, że we wszystkich sondażach, które regularnie pojawiają się w zachodnioeuropejskiej prasie, tylko Polacy deklarują ponad 75 proc. poparcie dla członkostwa w UE. W innych krajach najlepszy wynik to 61-65 proc., podczas gdy w wielu, m.in. we Francji właśnie, poparcie waha się między 50 a 55 proc., czyli zbliża się do momentu, w którym wszystko może się zdarzyć. A Hiszpania właściwie już „wisi na włosku” jeśli chodzi o unioentuzjazm.

Dziś, gdy Wielka Brytania składa oficjalny wniosek o wystąpienie ze Wspólnoty, tym samym zaczynając formalnie zapewne dwuletnią i trudną drogę negocjacji, w Brukseli, Berlinie, Paryżu i innych stolicach powinno dojść do refleksji, co zrobić, żeby nie dawać powodów do dalszych „exitów”. Zamiast tego zdaje się dominować postawa: z Brytyjczykami będziemy negocjować ostro – i żeby popamiętali, i żeby innych postraszyć, czym taka „niewdzięczność” może się skończyć.

Podczas niedawnego spotkania z papieżem, przywódcy unijni mogli usłyszeć, że Europa „nie jest zbiorem zasad, których należy przestrzegać, podręcznikiem protokołów i procedur” i że „Europa cierpi na deficyt wartości”, a także: „Często można wyczuć rozłam emocjonalny między obywatelami i instytucjami europejskimi, postrzeganymi jako odległe i nieczułe na różne wrażliwości mieszkańców Unii”. I to są odpowiedzi na pytania o powody sypiącego się na naszych oczach projektu integracji.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny