Nowy numer 13/2024 Archiwum

Pytają ludzie o Franciszka

Ewangelia chce być światłem dla ludzi, a nie kolejnym elementem ogólnego zamieszania.

Zdarza się, zwłaszcza gdy jestem w Polsce, że zostaję zagadnięty o papieża: „A co z tym Franciszkiem?”. „A co ma być?” – odpowiadam niekiedy pytaniem na pytanie. Niektórzy rozmówcy wskazują na jakąś konkretną kwestię, ale inni nie tyle formułują precyzyjne pytanie, ile wyrażają jakiś ogólny niepokój, że coś jest nie tak, że mają poczucie chaosu w Kościele. Tymczasem wielu ludzi oczekuje, że Kościół będzie dla nich latarnią przy wzburzonym morzu rozmaitych ideologii i opinii. W tym oczekiwaniu nie ma nic złego. Wszak Ewangelia chce być światłem dla ludzi, a nie kolejnym elementem ogólnego zamieszania. Oczywiście może być też tak, że ktoś nie ma odwagi, by wziąć za swoje życie odpowiedzialność, rozeznawać i podejmować decyzje, i za wiele od nauczania Kościoła oczekuje. Jedna z osób powiedziała mi, że za czasów Jana Pawła II i Benedykta XVI miała poczucie, iż jest ktoś, kto stanowi stabilny punkt odniesienia. Teraz takiego poczucia nie ma. Czy jest to związane ze stylem Franciszka? Być może, ale może jeszcze bardziej z osobistą sytuacją danej osoby, czy też z ogólną sytuacją w Polsce i na świecie. Ludzie pytają o „Amoris laetitia” i doktrynę dotyczącą małżeństwa i rodziny: „Jak jest z tymi rozwodami? Czy rozwodnicy żyjący w nowych związkach mogą uzyskać rozgrzeszenie i przystępować do Komunii?”. To pytanie wiąże się z ogólnym poczuciem rozchwiania, bo oto coś, co wydawało się jednoznaczną nauką Kościoła, teraz zostaje podane w wątpliwość. Jedni biskupi mówią tak, a inni całkiem inaczej. Odpowiedź, że chodzi o to, by rozeznawać, nie wystarcza, bo ludzie pytają zaraz o zasady rozeznawania. Czy wystarczy, że ktoś żałuje, iż jego pierwsze małżeństwo się rozwaliło, ale teraz prowadzi się przyzwoicie i ma wielkie pragnienie przystępowania do Komunii? Zapytano mnie, czy to prawda, że Franciszek powiedział, iż lepiej być ateistą niż złym katolikiem. Tłumaczyłem, że papieżowi chodziło o obłudne, zakłamane bycie wierzącym. Niemniej jednak rozumiem, że katolik, który świadom jest własnych słabości i nie uważa się za dobrego katolika, może odebrać takie słowa papieża jako dołujące. Zauważyłem, że pewnym pocieszeniem jest wskazanie, iż w historii bywało różnie, ale Duch Święty prowadzi Kościół, a sam Jezus obiecał, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą. Możemy mieć zatem nadzieję, że także z obecnych zawirowań Bóg wyprowadzi dobro dla wspólnoty wierzących.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy