Odpowiadam na zarzuty po wczorajszej publikacji noty i filmu.
Po mojej wczorajszej publikacji na temat orzeczenia francuskiej Rady Stanu w sprawie filmu, pokazującego piękno życia osób z zespołem Downa, pojawiły się w sieci komentarze kwestionujące jej rzetelność.
Owszem, można się zgodzić, że informacja ta zawiera uproszczenia. Problem jednak polega na tym, że CSA i Rada Stanu zajęły w swych decyzjach stanowisko typu: „jestem za, a nawet przeciw”. A ja podjąłem się zwykłego dla dziennikarza zadania przełożenia prawniczego żargonu na możliwie jasny komunikat. Czyli powiedzenia jak jest, bez owijania w bawełnę. Odczytania właściwej treści bez ulegania magii prawniczej żonglerki słowami.
Skoro jednak jest taka potrzeba, to przyjrzyjmy się szczegółom. Co dokładnie mówią orzeczenia? (Piszę o nich razem, bo RS zasadniczo przychyliła się do stanowiska CSA.)
Według tych organów, z filmem zasadniczo wszystko jest OK. Jego przekaz jest pozytywny (jakże można byłoby sądzić inaczej!). Ale… Ale - zgodnie z francuskim prawem - takie reklamy społeczne można nadawać w blokach reklamowych tylko wtedy, gdy są w interesie publicznym. Czy przesłanie filmu jest w interesie publicznym? Oczywiście, że tak! (Jakże można byłoby sądzić inaczej!) Ale... Ale nie jest to interes publiczny w rozumieniu prawa, regulującego kwestie reklamy – mówi Rada Stanu. Dlaczego? Bo ktoś jednak może poczuć po jego odebraniu pewną presję, pewien dyskomfort. Kto? Ten, kto może dokonać (dokonał) innych wyborów osobistych, czyli aborcji - mówiąc wprost. No, skoro tak… to puszczanie tego filmu nie jest jednak w interesie publicznym. A skoro to nie jest w interesie publicznym, to nie powinno się takich filmów umieszczać w blokach reklamowych.
Czyli tak naprawdę o niewłaściwości umieszczenia filmu w bloku reklam przesądzać ma czyjś domniemany dyskomfort - jeśli nie na widok uśmiechniętych buzi dzieci z zespołem Downa, to z powodu apelu, skierowanego do kobiety w ciąży z dzieckiem z zespołem Downa. Na apel ten składa się zresztą i słowo, i obraz. Ten ostatni woła nawet głośniej niż słowo. Nie można oczekiwać, że reklamy społeczne będą wyprane z elementu perswazyjnego. One muszą dotykać jakiegoś bolesnego miejsca. Budzić emocje. Nawet wyrzuty sumienia. One oczywiście nie są przyjemne, ale przecież dzięki nim dokonuje się indywidualny i społeczny postęp moralny. Czy ideałem byłoby społeczeństwo ludzi wyluzowanych bez względu na to, jaka jest wartość moralna ich czynów?
Kwestia druga: czy zajmując takie a nie inne stanowisko francuskie organa zakazują umieszczania takich filmów w blokach reklamowych? Nie! Deklaratywnie - nie. Ale z drugiej strony urzędowy autorytet, regulator rynku audiowizualnego wsparty przez najwyższy organ sądownictwa administracyjnego interweniuje (takie słowo użyte jest przez CSA) u nadawców, by w przyszłości honorowali jego punkt widzenia. Czyli niby nie ma zakazu…, ale nadawcy podlegają przecież decyzjom regulatora rynku i jeśli się mu nie podporządkują, to mogą spodziewać się jakichś negatywnych konsekwencji. Sąd administracyjny - wobec takiego stanowiska Rady Stanu - też ich przed tymi konsekwencjami nie uchroni.
W efekcie otrzymujemy kuriozalną sytuację: prawnicza ekwilibrystyka prowadzi w praktyce do zamykania ust tym, którzy chcieliby prowadzić kampanie społeczne na rzecz szczęśliwych narodzin dzieci z zespołem Downa. To jest nie do przyjęcia. Dlatego też ci, którzy przegrali we francuskim sądzie, zamierzają zwrócić się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Z obserwacji sytuacji francuskiej rodzi się wniosek istotny także dla nas, Polaków. W komentarzach na Facebooku pojawił się bowiem wątek, mówiący, że we Francji dzieci z zespołem Downa i ich rodzice są dobrze zintegrowani ze społecznościami, zwłaszcza szkolnymi. Skądinąd jednak wiadomo, że we Francji aż 96 proc. dzieci z zespołem Downa jest zabijanych przed narodzeniem. To znaczy, że nawet sprzyjające warunki socjalne i perspektywa wychowania takich dzieci w bogatym społeczeństwie, nie skłania rodziców do zachowania swych maleństw przy życiu. By chronić dzieci z zespołem Downa, konieczny jest zakaz aborcji obwarowany sankcją karną.
Wróćmy jednak jeszcze raz do decyzji CSA i Rady Stanu. Organy te ogólnie zadeklarowały, że są za przedstawianiem w pozytywnym świetle życia osób z zespołem Downa. Formalnie patrząc, chodzi im tylko o to, że przesłanie skierowane do matek, oczekujących dzieci z zespołem Downa, miało niewłaściwą formę. Często jednak zarzuty co do formy kryją niechęć co do istoty rzeczy.
Czytam więc te francuskie dokumenty, a w sercu słyszę taki oto fragment „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego” (zwróćcie uwagę, jakimi słowami i po jakiej kwestii ingeruje cenzor!):
„O Matko! O Matko!
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo!
Wszak on męża twego zabił
Zgładzi mnie, splugawi tron
Zniszczy Danię, lud ograbi
Bijcie w dzwon!
Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę!
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem! Póki czas naprawić błędy
Matko, nie rób tego - stój!
Cenzor z dziewiątego rzędu:
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść!”
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.
Redaktor serwisu internetowego gosc.pl
Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.
Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały