Nowy numer 13/2024 Archiwum

Bardzo i jeszcze bardziej

Wieczorem, kilka minut przed Mszą, włączymy wszystkie dzwony, aby powitać Paulinkę. Bo niby dlaczego dzwony mają tylko żegnać odchodzących? Witanie przychodzących jest równie ważne.

Zostawiam na boku wielkie tematy Kościoła. Ale uwierzcie mi, że w jego sprawach jestem zorientowany nieco lepiej niż na poziomie internetowych sensacji. I wiem, że powtarzając z parafianami słowa „wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”, naprawdę wierzę – choć równocześnie wiem, ile historycznie i współcześnie brudnych plam go szpeci.

Jednak ku innemu, fundamentalnemu po Bożemu i po ludzku tematowi skierował moją uwagę wczorajszy telefon, a potem wpis na Facebooku. Dwa tygodnie temu wspomniałem o SMS-ach przynoszących mi wieści o urodzinach dzieci wśród parafian (choćby już mieszkali gdzieś daleko). Nieraz dowiaduję się tą drogą o poczęciu pierwszego lub kolejnego dziecka. Swoją drogą w określeniach tych kilkutygodniowych dzieci rodzice zwykle używają dużej litery. Jasne – określenie Malutki jest tymczasowym imieniem dziecka. To Ktoś, nie coś. Ważne jest takie osobowe mówienie o dziecku. To jeden z przejawów zmieniającej się społecznej mentalności. Myślenie w kategoriach nie „ciąża”, a „Ktoś”, jest ważkim czynnikiem pro-life (oj, ale ten angielski zwrot już tak się u nas zadomowił). Przed południem zatelefonował dziadek, by wiadomością się pochwalić – za kilka minut wstawiłem na naszej internetowej tablicy przychodzących i odchodzących parafian stosowny wpis. Wieczorem przeczytałem na FB: „Dzis o godz. 9:48 Pan Bog zeslal nam kolejny Skarb - corke Paulinke. 53 cm i 2770 g szczescia mamy, taty i starszego brata.”. Do tego zdjęcie. Wpis jest bez polskich znaków, widać że robiony z telefonu.

A wieczorem, kilka minut przed Mszą, włączymy wszystkie dzwony, aby powitać Paulinkę. Bo niby dlaczego dzwony mają tylko żegnać odchodzących? Witanie przychodzących jest równie ważne. A dla przyszłości rodzin i narodu – nawet ważniejsze. Ten sympatyczny zwyczaj podpatrzyłem w pewnej szwajcarskiej parafii. „Siostro, pytam zakrystianki, często bije powitalny dzwon?” Popatrzyła takim smętnym spojrzeniem i zawiedzionym głosem odrzekła: „Zbyt rzadko”. Wtedy jeszcze u nas dzieci rodziło się sporo. Dziś też jest zbyt rzadko. W Polsce. Ale chciałbym, żeby mieszkańcy bardziej dynamicznych części naszego kraju wiedzieli i zdawali sobie sprawę z tego, że są całe obszary dosłownie wymierające. Chciałbym, żeby władze pomogły takie jak nasz rejon uratować. Sami nie poradzimy sobie z tym problemem, który ma wiele przyczyn. A przyczyny zapętliły się i jedna pociąga za sobą kolejne powody demograficznego dramatu także tych okolic, w których przyszło mi być proboszczem. Mała Paulinka zasili kapitałem swojego życia dużą metropolię na Podbeskidziu. Mała Kornelka – Irlandię. Nieco większa Matylda – Szwajcarię. Tak się złożyło, że dziewczynki. Czyżby u nas miało zostać trochę starych kawalerów na wymarciu? Przed Zaduszkami ruch na cmentarzach. Niemłody parafianin na moje pozdrowienie odrzekł: „Proboszczu, kto się kiedyś zaopiekuje naszymi grobami?”

Chciałbym być, jak zawsze, felietonistą od nadziei. Dziś także. Co mam do powiedzenia? Otóż to, że w historii nigdy nie było jakiejś „czarnej dziury” kończącej wszystko. U nas także odrodzenie przyjdzie. Demografii nie poprawimy zapraszaniem tak zwanych „uchodźców”, a w naszych dziewczętach i chłopakach drzemie wielki potencjał ludzki. Wiem, że potrafią pokochać dzieci – których jeszcze nie ma, ale którym życie dadzą, aby je otrzymać jako „zesłany od Pana Boga Skarb”. Ufam, że społeczeństwo zrozumie demograficzny priorytet polityki ekonomicznej i wszelakiej innej. Że w związku z tym nie zostawimy młodych i żywotnych rodzin samych wobec piętrzących się trudności.

Przejeżdżałem kiedyś przez drugą wioskę mojej parafii. Na podwórku młoda mama. Starszy bawi się na trawie, w wózku i na rękach pozostałych dwoje – bliźniaki. Zaszedłem tam. „Zmęczona?” – pytam. „Bardzo” – odpowiedziała Dorota. „Szczęśliwa?” Popatrzyła mi w oczy, zobaczyłem błysk radości. „Jeszcze bardziej”. I jak nie kochać tych dzieci. Tych w wózku i piaskownicy. Ale i tych dwudziesto- i trzydziestoletnich, które trudzą się dla nas wszystkich. Bóg Wam zapłać!

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy