Czas eurosceptyków

Dla samego Davida Camerona wyjście z UE oznaczałoby de facto koniec jego politycznej kariery. Następstwem mogłaby być także erozja całego Zjednoczonego Królestwa. Szkoci grożą bowiem, że w przypadku negatywnej decyzji Londynu, powtórzą referendum w sprawie niepodległości, opuszczą Wielką Brytanię i samodzielnie powrócą do UE. Brexit może także obudzić tendencje separatystyczne na granicy Irlandii Północnej i Republiki Irlandii. Ponadto zdaniem brytyjskich przedsiębiorców, opuszczenie wspólnoty grozi poważnym wstrząsem gospodarczym: spadkiem obrotów i zatrudnienia, nawet w przypadku zachowania przywilejów ekonomicznych, wynikających z członkostwa  w Unii.

Badania pokazują jednak, że Brytyjczykom potencjalny kryzys niestraszny. Jeżeli podczas referendum zagłosują przeciwko UE, stworzą precedens: opuszczenie wspólnoty przez innych członków przestanie być czymś nieprawdopodobnym. Amerykańskie sondażownie pokazują zdecydowany wzrost nastrojów antyunijnych w wielu państwach europejskich. Nie dotyczy to tylko Greków, ale co ciekawe także Francuzów, którzy aż w 61% są niechętni wspólnocie. To intrygujące, że największymi entuzjastami pozostają Polacy i Węgrzy uznawani przez instytucje unijne za eurosceptyków.

Pomimo negatywnych sondaży, brytyjscy bukmacherzy stawiają na pozostanie Wielkiej Brytanii w UE – już 23 czerwca dowiedzą się czy wygrają zakład. Jedno jest pewne: złote czasy unijnej integracji bezpowrotnie odchodzą w niepamięć. UE z pewnością nie rozpadnie się w sposób gwałtowny, ale kryzys gospodarczy i problemy z imigrantami sprawiają, że w perspektywie kilkunastu lat ten czarny scenariusz trzeba brać pod uwagę. Dla Polski, w obecnej sytuacji geopolitycznej, byłoby lepiej żeby się nie ziścił.