Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Szejk z Obamą

Skoro okazało się, że prezydent Duda jednak zje obiad z prezydentem Obamą, to może czas na kolejną narodową debatę: czy po obiedzie Obama zaprosi Dudę na lody. Bo z Tuskiem ponoć idzie na gofry. Czy tam na szejka do Maca.

Szczęśliwy to kraj, w którym głównym tematem od tygodnia są dyplomatyczno-kurtuazyjne niuanse: zaprosi – nie zaprosi? zjedzą razem obiad – nie zjedzą? zjedzą sam na sam czy w szerszym gronie? Obama spojrzy w oczy czy nie spojrzy? A może Obama zje jednak z Tuskiem, a Duda będzie czekał na „cztery oczy” w poczekalni? Albo odwrotnie? A może Duda zje w Białym Domu, a Tuska na szejka do Maca Obama zabierze? Albo na odwrót? Ja ciee! a może razem się w Macu spotkają: Tusk i Duda z Obamą, z Chuckiem Norrisem i Julią Tymoszenko (a co ona tam?) przy okazji?

Żeby było jasne: kurtuazyjne gesty w dyplomacji mają ważne znaczenie symboliczne, nie ignoruję tego. Zaproszenie lub jego brak ze strony prezydenta USA nigdy nie jest przypadkowe i obojętne dyplomatycznie. Tyle że trzeba znać miarę rzeczy. I kontekst, w jakim przywódcy państw są podejmowani przez gospodarzy. W tym wypadku kontekstem jest szczyt nuklearny. I tutaj Polska powinna się cieszyć, że w ogóle w szczycie uczestniczy. Bo w globalnej rozgrywce nuklearnej liczymy się tak, jak producenci waty cukrowej w dyskusji o gazie łupkowym. Zdecydowana większość obecnych na szczycie przywódców zostaje podjęta przez gospodarza „zbiorowo”. Wyjątkiem jest m.in. przywódca Chin, co też pokazuje preferencje amerykańskiej administracji.

Oczywiście, jeśli polska dyplomacja od dłuższego czasu zabiegała o spotkanie w cztery oczy polskiego prezydenta z Obamą, a takiego nie będzie, to też może być sygnałem ze strony Białego Domu. Sygnałem, nie tylko świadczącym o braku skuteczności naszej dyplomacji. Bo jeśli powodem odmowy jest „oburzenie” Amerykanów na rzekomo zagrożoną w Polsce demokrację, to świadczy to również albo o postępującej infantylizacji amerykańskich elit, albo o czymś jeszcze groźniejszym: pozostawieniu „niedemokratycznej” Polski samej w obliczu potencjalnego zagrożenia ze strony demokratycznej (a jakże) Rosji Putina.

Przy okazji... czy zwrócił ktoś uwagę na to, że na szczycie nuklearnym nie jest obecny Władimir Putin? Przywódca kraju, który w nowej doktrynie wojennej wyraźnie napisał, że użycie broni atomowej jest jednym z narzędzi obrony rosyjskich interesów? To jest temat, który od tygodnia powinniśmy wałkować w polskich mediach. Nie, że Obama nie zaprosił Putina na obiad. Tylko że Putin z Obamą nie chce już nawet na szejka do Maca wyskoczyć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny