Nowy numer 13/2024 Archiwum

Mądrości z cienia

Ot i przemoc: "miejscem dziecka jest dom"! To straszne...

Gdyby ktoś nie wiedział, od kilku lat działa gabinet cieni. Chociaż słowo "działa" lepiej zamienić na "istnieje". Gabinet ów powstał przy Kongresie Kobiet. I ponoć "monitoruje decyzje rządu". Do niedawna nie miał zresztą czego monitorować, bo to raczej cienie sterowały wieloma decyzjami realnego, starego rządu. Sterowały subtelnie, naciskami tzw. środowisk kobiecych. Ostatecznie przecież w Kongresie Kobiet działają działaczki mocno powiązane z dawną ekipą. Wspólnym wysiłkiem rządu i (nie)rządu, dało się więc osiągnąć wiele: środki wczesnoporonne bez recepty dla dzieci, in vitro refundowane dla chętnych, również par jednopłciowych i nieformalnych, ratyfikowanie tzw. konwencji przemocowej, która z ochroną wykluczonych niewiele ma wspólnego i temu podobne.

A teraz co? Wszelkie te dobra mogą być zagrożone! Cienie wychodzą więc z cienia. I straszą. Podobno mocno zawiedzione, że obecna premier - jako drzewiej bywało - nie spotkała się w okolicy tzw. Dnia Kobiet z ministrami cieniami i nie podjęła współpracy. Straszny to przejaw dyskryminacji kobiet! Ministry cieni, czyli m.in. pani premier Danuta Hübner, Monika Płatek - ministra sprawiedliwości, równości płci - Małgorzata Fuszara lub też ministra Magdalena Środa, która... odpowiada za edukację i sport, z niepokojem pochylają się więc nad losem kobiet polskich.
By kataklizmowi zapobiec, "recenzują" też obecną sytuację w kontekście poczynań nowego rządu. Ministerki zaprezentowały raport "Prawa kobiet, prawa obywatelskie pod rządami PiS-u". W dużym skrócie: nie widzą w obecnej rzeczywistości politycznej żadnej nadziei na poprawę sytuacji kraju. Zarówno na arenie międzynarodowej, jak i w sprawach ekonomicznych - raźno kroczymy w przepaść. Najgorzej u nas, rzecz jasna, z przestrzeganiem praw obywatelskich i praw człowieka, czyt. kobiet. Dlaczego? Ponieważ rządy PiS wiążą się z konserwatywnym podejściem do roli kobiety w społeczeństwie i rodzinie. Według ministerek, owo podejście jest wynikiem przekonania rządzących o "hierarchicznej strukturze społeczeństwa". W takim oto społeczeństwie jedne istoty podporządkowane są drugim. Zwierzęta ludziom, a kobiety - mężczyznom.

Konia z rzędem temu, kto odgadnie, o co naprawdę paniom chodzi. Dwa konie temu, kto poda konkretny przykład na owe teorie i straszydełka. (Feministki nawet w programie 500 plus widzą przemoc wobec kobiet: program to finansowy nacisk, niemal przymus, by kobiety "siedziały w domu", a nie pracowały zawodowo). A trzy konie temu, kto odpowie: po co te "mądrości" komu? Po co to zwykłym kobietom, które w większości na tego typu działania i działalności po prostu wzruszają ramionami? I robią swoje: uczą się, rodzą dzieci, pracują zawodowo, starają się być dobrymi matkami i żonami lub też są singielkami, zakonnicami, wdowami, itd. Kobietami po prostu. W całej swej różnorodności. I dobrze im z tym.

Najciekawsze z cieniowych spostrzeżeń stworzyła niezawodna pani Środa, w rozdziale "Edukacja XXI wieku". Stwierdziła, co następuje: "PiS wyznaje ideologię, w ramach której właściwym miejscem dziecka jest rodzina, a kobiety - dom i opieka nad dzieckiem. Polska PiS jest tworem komunitariańskim, podstawową jednostką społeczną jest ‘rodzina’, ‘wspólnota’ (lokalna) oraz ‘naród’”.

Ideologia, w której właściwym miejscem dla dziecka jest... rodzina! No coś podobnego! Nie dom dziecka, nie rodzina zastępcza, nie żłobek całotygodniowy, jak za głębokiej komuny, tylko rodzina! Straszne... Należałoby wyjść na ulice i tego zabronić. Ale wiadomo - ciemiężone kobiety w patriarchalnym społeczeństwie w obawie o swoje życie i zdrowie tego nie zrobią. Przecież ich właściwym miejscem jest siedlisko wszelkiej dyskryminacji, czyli dom! A podstawową jednostką społeczną, z definicji patologiczną, jest przecież "rodzina"...

Nie mają Państwo wrażenia, że powyższe cytaty z pani Środy, to z jakiegoś niszowego i żałosnego, choć nawet zabawnego, manifestu komunistycznego z ubiegłego wieku? Tymczasem mamy rok 2016, w którym to pieczołowicie hodowana feministyczna narracja zmierzyła się z nową rzeczywistością. Rzeczywistością, która nie ma nic wspólnego z "dyskryminacją" kobiet. Jest natomiast, przynajmniej w deklaracjach, prorodzinna. Choć oczywiście na jej realne efekty przyjdzie poczekać i dopiero wtedy ocenić.

Jednym słowem: przynajmniej teoretycznie, sytuacja kobiet i dzieci w Polsce ma szansę naprawdę się poprawić! Po wielu latach braku jakiejkolwiek polityki rodzinnej dopiero teraz coś w temacie zaczyna się dziać. I kobiety chyba to czują. Bo jakichś oddolnych protestów, realnych, a nie sterowanych medialnie, chociażby względem cytowanego już programu 500 plus, nie słychać. Kobiety, rodziny, chcą po prostu w spokoju żyć i mieć możliwości rozwoju. Aż tyle i tylko tyle.

Natomiast ów cytat - skarga: "PiS wyznaje ideologię, w ramach której właściwym miejscem dziecka jest rodzina" pokazuje chyba najlepiej, jak dramatycznie rozjeżdżają się wizje świata feministycznego gabinetu cieni - czyli niewielu kobiet (lecz jak dotąd mocno wpływowych) - i zwykłej większości pań.

Wizje świata się rozjeżdżają, feministyczna narracja nie trafia do kobiet. Co dalej? Prawdopodobnie owa narracja przybierać będzie coraz ostrzejsze (i w sumie bardziej groteskowe) formy. By przypomnieć tu słynne hasło z tegorocznej manify: "Aborcja w obronie życia"... Dlaczego tak? Prosty i zwykle skuteczny dość sposób, by zaistnieć, by być słyszanym, by przypomnieć o sobie. Zamieszać.

Mieszać będą nadal, tego możemy być pewni. I w sumie niech sobie mieszają. Demokracja ma i ten urok, że nawet poglądy marginalne, mają prawo przebić się do szerszej świadomości. Z jednym "ale". Do niedawna ta niszowa w sumie narracja w mediach przedstawiana była niemal jako obowiązująca. Otóż wszystkie kobiety jednym głosem swojego "środowiska" miały mówić (parafrazując): "to straszne, że miejscem dziecka jest rodzina". To oczywiście nieprawda. Większość tak nie myśli i nie myślała, bo to po prostu głupie i niedorzeczne. Jednak trucizna i zło wynikające z wizji, w której to rodzina jest miejscem przemocy, w jakiś sposób zostały wtłoczone w społeczną pamięć i rozumienie świata. Wizje feministek - w mniej lub bardziej widoczny sposób - ukształtowały wielu młodych ludzi. Kobiety i mężczyzn. Co widać po stosunku tychże do małżeństwa, co widać po ilości konkubinatów czy rozwodów.

Czy taką tendencję da się odwrócić? Czy możliwe jest, by o rodzinie zacząć mówić w sposób zwyczajny i merytoryczny, bez zbędnej gloryfikacji z jednej strony, ale przede wszystkim bez ośmieszania, oczerniania rodzin w przekazach medialnych, społecznych dyskusjach? Chyba czas, by o sprawach rodziny zacząć rozmawiać szeroko, spokojnie, z pewną dozą nadziei i ufności, mając na względzie, że to właśnie od kondycji rodzin w dużym stopniu zależy przyszła kondycja kraju. I nie zmienią tego faktu żadne feminizujące straszenia "komunitariańskim tworem".

Wpadła mi w ręce ostatnio książka Aliny Petrowej-Wasilewicz na temat kobiet. W zasadzie całych rodzin: kobiet, dzieci, ojców rodziny. Książka pt: "Kapłanki i kury" to historie domów - historie rodów, konkretnych rodzin, widziane i opowiadane z kobiecej perspektywy. Jest tam wszystko: praca, ciężar obowiązków, nieprzespane noce, walka o byt, wiele trudności. Jest i radość, wzruszenie, piękne rodzinne chwile, szczęście dnia codziennego. Jest pełnia ludzkiego życia. Co ważne, przez wszystkie kartki książki, gdzieś między wierszami, przebija się apel: nie narzucajmy rodzinom jakiegoś konkretnego stylu życia, sposobu funkcjonowania. To kobiety i mężczyźni - to same małżeństwa - powinny mieć możliwość wyboru, jaki model rodziny jest dla nich najlepszy. W jakim modelu najlepiej, biorąc pod uwagę potrzeby ich samych, oraz dzieci (!), chcą funkcjonować. Czy będzie to praca wyłącznie w domu, czy łączenie pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci, itd.

Ta żelazna zasada wolności rodzinnego wyboru powinna przyświecać i rządzącym, i przeróżnym środowiskom zajmującym się sprawami kobiet. Co chyba najważniejsze, ta zasada powinna docierać do świadomości społecznej, do ludzi młodych, by jeszcze przed założeniem własnych rodzin mieli jej pełną świadomość. Wtedy narracja feministyczna po prostu nie będzie miała szans na kształtowanie młodych umysłów.

Wybór w wolności jest kwintesencją demokracji. Mądrości z (gabinetu) cienia, z których wynika, że przemoc to "dziecko w rodzinie, a kobieta w domu" z demokracją i swobodami obywatelskimi nie mają nic wspólnego.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej