Nowy numer 13/2024 Archiwum

Powrót książki

Jak Niemcy odczytają dzieło byłego idola?

W niemieckich księgarniach zobaczyć można szarą książkę ze znanym z podręczników tytułem „Mein Kampf”.  Oprócz nazwiska autora na okładce znajduje się informacja, że jest to wydanie krytyczne (Hitler,  Mein Kampf. Eine kritische Edition).

Książka nie jest tania, kosztuje 59 euro. Wydawcą jest renomowany Instytut Historii Najnowszej (Monachium-Berlin). Wiedząc, że 70 lat po śmierci Hitlera rząd Bawarii stracił prawa autorskie do tego dzieła i staje się ono częścią domeny publicznej, Instytut od kilku lat przygotowywał jego krytyczne wydanie. Grono naukowców opatrzyło książkę setkami przypisów oraz not redakcyjnych, wyjaśniających kłamstwa, zafałszowania oraz dwuznaczne konteksty oryginału, którego do 1945 r. sprzedano 12 mln egzemplarzy.  

Hitler „Mein Kampf” napisał w więzieniu w Landsbergu, gdzie odsiadywał wyrok za przygotowanie puczu w Monachium w 1923 r. W 1924 r. ukazała się pierwsza część – autobiograficzna, rok później część programowa, nawołująca rodaków do stworzenia brunatnego raju. Świata dla Aryjczyków, bez Żydów, gdzie naród niemiecki zrealizuje swe życiowe posłannictwo, zdobywając „życiową przestrzeń” na Wschodzie. Krytyczne wydanie „Mein Kampf” w zamierzeniach miało rozwiązać problem, jak współcześni Niemcy mają zmierzyć się z dziedzictwem myśli Adolfa Hitlera. Zabrano się do tego dokładnie i skrupulatnie, opatrując urojenia Hitlera dziesiątkami przypisów.

Intencje były bez wątpienia szlachetne: skoro musimy wypuścić brunatnego dżina z butelki, to przynajmniej naklejmy na tej butelce ogłoszenie – uwaga, śmiertelna trucizna. I to wydaje mi się w tej historii najsmutniejsze.  W Niemczech rządzi pokolenie wnuków ludzi uwiedzionych przez nazizm, a ciągle trzeba ich uwrażliwiać na truciznę zawartą w dziele Hitlera.

Mam wśród Niemców grupę przyjaciół, którzy z obrzydzeniem myślą o tamtym okresie historii. Wstydzą się za niego i powtarzają, że pamięć o zbrodniach III Rzeszy będzie towarzyszyła Niemcom aż po kres historii. Widać jednak niemało jest i takich Niemców, którzy mogą znaleźć w tej lekturze jakąś złą fascynację, a może i odpowiedzieć na problemy współczesności.

„Mein Kampf” ukazuje się w momencie, gdy Niemcy są w szoku po zajściach w Kolonii. Zwątpili nie tylko w sens kontynuowania polityki migracyjnej, która w oczywisty sposób wymknęła się spod wszelkiej kontroli. Wielu zastanawia się nad sensem społeczeństwa otwartego, wieloetnicznego, ale i dominującej nad Renem kultury poprawności politycznej, nie pozwalającej żadnego problemu nazwać po imieniu. Nagle okazało się, że państwo nie jest w stanie skutecznie obronić swych obywateli, a media nie są elementem obywatelskiej debaty, ale jej cenzorem. Jednocześnie coraz większą popularność zdobywają siły domagające się rozprawy z migrantami, otwarcie głoszące antysemickie poglądy, niezadowolone z integracji europejskiej. Jakie wnioski ci czytelnicy wyciągną z lektury dzieła Adolfa Hitlera?

Na razie nakład „Mein Kampf” sprzedaje się dobrze, zresztą nie był wielki, ok. 4 tys. egz. Przygotowany jest drugi, już trzy razy większy. Sukces skłoni, być może, innych wydawców do wznowienia klasyki myśli narodowosocjalistycznej. I zapewne nie wszyscy będą książkę opatrywać krytycznymi komentarzami.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski

Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”

Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.

Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego