W jakim marszu poszedłby Jezus?

Zanim odpowiemy sobie na pytanie, jak w danej sprawie należy się zachować, musimy wiedzieć, jaka naprawdę jest ta sprawa.

Franciszek Kucharczak

|

GOSC.PL

dodane 14.12.2015 12:40
70

W swoim poprzednim tekście o marszu KOD napisałem m.in. o metodzie rozeznawania, polegającej na tym, że w sytuacjach moralnie wątpliwych należy sprawdzić, co w danej sprawie „Wyborcza” chce, abym zrobił – i zrobić odwrotnie. Pod tym tekstem jeden z Czytelników stwierdził, że zbyt łatwo rozgrzeszam PiS. „Od redaktora Kucharczaka spodziewałbym się raczej takiego komentarza: »Jeśli nie wiesz, co masz zrobić, powinieneś szybko zapytać, co w danym wypadku Jezus chce, abyś zrobił, i zrób to!«” – napisał.

Pełna zgoda. Zawsze należy pytać Jezusa, jak On zachowałby się w danej sytuacji – i po uzyskaniu odpowiedzi, tak należy zrobić. Rzecz jednak w tym, że najpierw musimy wiedzieć, jaka jest sytuacja. A to nie zawsze wiemy, bo jesteśmy systematycznie i metodycznie okłamywani. Na przykład gdyby przyjąć za dobrą monetę przekaz płynący z mediów głównego nurtu, należałoby uznać, że Jezus poparłby genderową „konwencję antyprzemocową”. Przecież Jezus jest przeciw biciu kobiet, prawda? Podobnie należałoby zaakceptować in vitro, bo przecież Jezus kocha dzieci, prawda? I tak dalej. Rozeznania w takich razach nie ułatwi nawet opinia tego czy innego duchownego, bo i z „głównym nurtem” niejeden taki płynie. Nie łudźmy się – na każdą sprawę i na potwierdzenie każdej tezy znajdzie się jakiś ksiądz.

Gdyby obecna sytuacja polityczna naprawdę była taka, jak to wynika z przekazu, na przykład, TVP Info, w którym ostatnio głównym komentatorem, autorytetem i ekspertem od wszystkiego jest Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”, należałoby uznać, że Jezus chce, abyśmy dołączyli do marszu KOD.

Pierwszym warunkiem dobrego rozeznania jest poznać prawdę. A gdy w grę wchodzą interesy polityczne i realna władza, prawda często jest trudna do ustalenia. Owszem – „po owocach ich poznacie”, ale gdy będą owoce, to już może być na pewne rzeczy za późno. Chodzi o to, żeby teraz nie stać się pobożnym idiotą, który w imię Jezusa nieświadomie przyłącza się do tłumu, który idzie Go ukrzyżować. Ignorancja nie jest grzechem pod warunkiem, że nie jest zawiniona. Ale bardzo często jest zawiniona, bo wielu ludzi nie zadaje sobie trudu, żeby sprawdzić, jak naprawdę jest. Wielu też boi się sprzeciwić, gdy w pracy i na imprezach „wszyscy” standardowo nadają na tych „głupków i złodziei” u władzy, więc wygodniej im zgodzić się z taką oceną niż ryzykować łatkę świra i oszołoma. To z takiej postawy rodzi się marazm i złość ukryta pod maską urażonej obojętności. Jedni grzęzną w jałowym rozważaniu, czy PiS to naprawdę prawica, bo „przecież to Populizm i Socjalizm”, a inni obrażają się i nie idą do wyborów. „Wybierajcie się sami” – mówią tacy urażeni i/albo głoszą hasła, że wszyscy są siebie warci. „PiS to taka sama partia jak PO” – słychać często, tym częściej, im bardziej rysuje się różnica między tymi partiami. Bo (niezależnie od wszystkich niezaprzeczalnych wad PiS) różnica rysuje się – i to ogromna. Po pierwszych tygodniach rządzenia widać, że obecna władza obrała kierunek zupełnie odwrotny od tego, w którym prowadziła Polskę poprzednia ekipa. I nie chodzi tu o błahe sprawy – wiele z nich może zdecydować o życiu wiecznym wielu ludzi. Bo takie rzeczy jak polityka prorodzinna, jak wspieranie małżeństw, jak stosunek do związków partnerskich czy in vitro (a i wiele innych) – to wszystko są sprawy liczące się przed Bogiem. Więc jeśli coś stoi na przeszkodzie urzędowej demoralizacji, musi to powodować wściekłość… diabła. Tak, bo to on ostatecznie stoi za promocją zła ubranego w szatki wolności i tolerancji. To on, głodny dusz, zagrzewa ludzi do działań społecznie destrukcyjnych i trzeba to wiedzieć, zanim się przyjmie propagandę  fałszywego dobra jako wolę Bożą.

Nie jest łatwo połapać się w szumie informacyjnym, zwłaszcza że media publiczne wciąż mówią językiem byłej władzy. Dlatego właśnie, zanim odpowiemy sobie na pytanie, jak w danej sprawie zachowałby się Jezus, musimy poznać, jaka jest naprawdę ta dana sprawa. Potrzebne są więc jakieś kryteria. Takim kryterium jest, moim zdaniem, właśnie test z tego, co chce „Gazeta Wyborcza”. Nie przypominam sobie, żeby w ostatnim dziesięcioleciu GW w jakiejkolwiek istotnej sprawie moralnej zajmowała pozycje zbieżne z prawem naturalnym i – tym samym – z nauką Kościoła. Tak więc, gdy GW chce, żebym poszedł w lewo (a zawsze tego chce), to wiem, że powinienem pójść w prawo.

Oczywiście nie jest to kryterium jedyne i nie najważniejsze. Przede wszystkim trzeba się modlić, czytać Pismo św., korzystać z sakramentów. Ale to są rzeczy podstawowe i zakładam, że świadomym chrześcijanom nie trzeba takich rzeczy ciągle mówić. Tak czy owak „kryterium GW” też się przyda. I gdy się to wszystko rozważy, wówczas łatwiej będzie zrobić to, czego naprawdę chciałby Jezus. Jezus – nie Kaczyński.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..