Nowy numer 13/2024 Archiwum

Kończcie już

Nieświadomość zarażenia nie jest powodem do legalizacji zarazy.

Rozmawiałem kiedyś z dobrą znajomą, która wykłada gender na jednej z niemieckich uczelni. Twierdziła m.in., że poza odmiennościami w budowie ciała nie ma różnicy między kobietą a mężczyzną – i że to jest „naukowo udowodnione”.

Co prawda nauka udowadnia coś dokładnie przeciwnego, ale ta „tradycyjna”, która zakłada, że mężczyzna to mężczyzna, a kobieta to kobieta. W gender to założenie nie działa. Genderysta może nam udowodnić, że między płciami nie ma żadnej, nawet cielesnej, różnicy. Weźmie taką Conchitę Wurst, zestawi z takim, powiedzmy, Dariuszem Michalczewskim i co? I okaże się, że kobieta różni się od mężczyzny tylko tym, że ma brodę.

Zresztą po co szukać jakiegoś Wursta. Wystarczy zajrzeć do polskiego Sejmu. Jest tam osoba, która ma syna i nie jest jego matką, ale trzeba twierdzić, że to kobieta. Trudne zadanie będzie miał lekarz, gdy mu przyjdzie powiedzieć: „A z prostatą u pani w porządku?”.

Oczywiście propagandyści i pożyteczne pięknoduchy podniosą krzyk, że to brak szacunku dla ludzi, który mają taki problem. Ale tu mowa nie o ludziach cierpiących z powodu zaburzeń, lecz o politycznych prowokatorach, którzy zaburzenia wynieśli na sztandary jako normę, żeby ich problem stał się problemem społecznym.

Udawanie, że to nic złego, to żaden szacunek i żadne chrześcijańskie miłosierdzie. Tu nie o sentymenty idzie, ale o obowiązek reagowania, gdy ktoś chce zrobić komuś krzywdę. A tu krzywda grozi społeczeństwu, szczególnie naszym dzieciom, zagrożonym zarazą, przy której wszelkie dżumy, ebole czy mersy są niczym. Tamte rzeczy zagrażają tylko życiu doczesnemu, gender zakaża dusze. Szczególnie narażone są na to nasze dzieci, które najłatwiej łykają propozycje pomieszania tożsamości – zwłaszcza że towarzyszy temu otoczka seksualnej swobody.

Znajoma z Niemiec była oburzona postawą polskiego Kościoła, który sprzeciwił się promocji gender, bo tam u niej – uwaga – nikt w kościele nawet nie wspomniał, że to coś złego.

No tak – nie ma czasu na takie rzeczy, gdy się walczy o Komunię dla żyjących w grzechu albo gdy się poszukuje „wspólnej płaszczyzny” z duchem laickiego humanizmu.

I to jest właśnie niemiłosierne. Bo nie jest miłosierdziem uprzejme milczenie, gdy delikwent zamierza wychylić butelkę trucizny z etykietą wybornego wina.

Ale to kłamstwo, że tylko w Polsce widzimy truciznę gender. W minioną sobotę pół miliona ludzi wyległo na ulice Rzymu pod hasłem: „Bronimy naszych dzieci. Stop dla gender w szkole”. Włosi też zauważyli, że lobby genderowe „w sposób ukryty, ale zarazem coraz bardziej natarczywy wkracza do szkoły”. Rodzice oburzyli się, że już w przedszkolu zachęca się ich dzieci do seksu, neguje się różnice płci, a homozwiązki przedstawia się jako równe małżeństwu.

U nas jeszcze krótki czas dla obecnej, sprzyjającej gender ekipy w MEN, a potem… To już od nas będzie zależało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy