Była ikoną ruchów proaborcyjnych. Jej sądowa sprawa z początku lat 70. XX wieku znana jako Roe przeciw Wade doprowadziła do legalizacji w USA aborcji na życzenie. Od tego momentu w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono około 50 mln aborcji. W 1995 roku przeżyła nawrócenie i od tego czasu stała się obrończynią życia. Zagrała epizodyczną rolę w filmie "Doonby. Każdy jest Kimś". Z Normą McCorvey rozmawia reżyser filmu Peter Mackenzie
Peter Mackenzie: Dlaczego zmieniło się Twoje podejście w stosunku do ruchu pro life?
Norma McCorvey: Był rok 1995. Pracowałam wtedy w klinice aborcyjnej. Naprzeciwko zaczęła działać organizacja pro life o nazwie Operation Rescue. Oczywiście uważaliśmy ich za wroga. My mieliśmy rację, oni się mylili. Patrzyłam, jak w kółko wchodzą i wychodzą ze swojego biura, i pomyślałam, że coś mi się w nich podoba. Ale potem stwierdziłam, że to obrzydliwe.
Wydaje mi się, że miało to też związek z pewną dziewczynką.
NM: Rzeczywiście. Chodzi o Emily. Miała wtedy siedem lat. Rozmawiałam przez telefon z pewną matką. Chciała się umówić na wizytę, aby przeprowadzić aborcję. Tymczasem przy moim biurku siedziała Emily. Kobieta tłumaczyła mi, że ma już troje dzieci, po czym spytała:
„Czy to naprawdę jest dziecko?”.
Odpowiedziałam: „Przechodziłaś już przez to wcześniej. Urodziłaś krokodyle czy dzieci?”.
Odparła, że urodziła dzieci. Sama sobie odpowiedziała... To było dziecko.
Poza tym w klinice działo się wiele innych rzeczy. Któregoś dnia przyszła do nas dziewczyna, która nie była w ciąży. Zrobiłam jej test. Wynik był negatywny. Powiedziałam pielęgniarce, że ta dziewczyna nie wymaga zabiegu. Z jednej z sal wyszedł lekarz przeprowadzający aborcje i powiedział: „Powiemy jej, że jest w ciąży i będzie musiała nam zapłacić”. Odparłam, że nie mogę tego zrobić. To było nieetyczne. Ale on naciskał: „No dalej, każ jej zapłacić”.
Kiedy indziej osoba przeprowadzająca aborcję kazała mi złożyć dziecko w całość. Odparłam, że nic takiego nie widniało w opisie mojego stanowiska.
Złożyć dziecko w całość?
W przypadku aborcji przeprowadzanych w drugim trymestrze ciąży trzeba upewnić się, czy usunięto wszystkie części ciała. Gdyby coś zostało w środku, kobieta mogłaby mieć infekcję i być w kiepskim stanie.
Którejś nocy mocno padało. Przechodziła burza. Poszłam na tył, żeby włączyć korki, bo wysiadł prąd w budynku. Stał tam zamrażalnik, w którym przechowywaliśmy ciała dzieci. Coś mnie naszło. Coś popychało mnie do tego, żeby zajrzeć do środka. Żałowałam, że to zrobiłam... Od tamtego czasu jestem innym człowiekiem. Teraz czuję się już lepiej, ale wtedy to było straszne przeżycie.
Któregoś dnia po tym wydarzeniu przyszłam do pracy. Telefon dzwonił non stop. Mieliśmy cztery czy pięć linii. Odebrałam. Usłyszałam kobietę mówiącą, że chciałaby się umówić na aborcję, i odpowiedziałam: „Przepraszam, my nie przeprowadzamy aborcji”. Moja koleżanka z pracy spojrzała na mnie, mówiąc: „Zwariowałaś?”. Odparłam, że mam już tego dosyć.
Co weekend musieliśmy zarobić co najmniej 40 tysięcy dolarów. Od środy wieczorem do soboty w nocy. 40 tysięcy. I zawsze nam się udawało. Ale potem przestałam to robić. Zanim odeszłam z kliniki, liczba spadła do trzech, może czterech pacjentek tygodniowo. Potem poszłam do kościoła z Emily i jej rodzicami i oddałam swoje serce Jezusowi Chrystusowi.
Mogłabyś opisać moment objawienia?
Pastor rozważał 16. werset Ewangelii św. Jana. Nigdy nie starałam się analizować tego momentu. Był dla mnie tak magiczny. Siedziałam w kościele. Pastor odmawiał modlitwę. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mam podniesioną rękę. Pastor powiedział do mnie: „Wiem, kim jesteś. Czy chciałabyś tu podejść i spotkać Jezusa Chrystusa?”. Stwierdziłam, że rzeczywiście tego pragnę. Szturchnęłam Rondę i poprosiłam, żeby mnie odprowadziła. Była w szoku. Oto Roe ze sprawy Roe przeciw Wade, której przypadek zalegalizował aborcję, idzie do ołtarza. Zbliżyłam się i spojrzałam w oczy pastorowi. Zobaczyłam w nich tyle współczucia i ciepła. Zapytał mnie, czy chcę oddać swoje serce Jezusowi. Odpowiedziałam, że chcę.
To był sobotni wieczór. W poniedziałek rano poszłam do kliniki, oddałam klucze mojej koleżance i powiedziałam, że odchodzę. Zaprotestowała, ale odparłam jej, że mogę zrobić, co chcę. Opuściłam klinikę i poszłam prosto do biura Operation Rescue.
Moja duchowa podróż trwa już 16 lat. Miałam wcześniej do czynienia z duchowością, ale to nie było to. Tym razem chodziło o coś bardziej duchowego. To była tęsknota. Tak naprawdę chciałam po prostu być szczęśliwa. Nie pragnęłam niczego więcej. Przez prawie całe życie cierpiałam na depresję. Tymczasem nagle wszystko rozpłynęło się w powietrzu. Od tamtej pory czuję się o wiele lepiej.
mat. promocyjne