Nowy numer 17/2024 Archiwum

Światopogląd in vitro

Jeśli na jakimkolwiek etapie ludzkiego życia można komuś odmówić człowieczeństwa, można to zrobić na każdym etapie.

W czwartkowym programie Pospieszalskiego nt. in vitro wyemitowano wypowiedź wiceministra zdrowia Igora Radziewicz-Winnickiego, który stwierdził: „Nie można postawić znaku równości pomiędzy zarodkiem i człowiekiem, bo to są zupełnie inne pojęcia, chociaż niektórzy mają światopogląd, który stawia ten znak równości, to jednak w systemie polskiego prawa jest to niemożliwe, i nikt nie ma wątpliwości, że zarodki nie są ludźmi. Większość Polaków nie ma wątpliwości, że czym innym jest zarodek, czym innym są ludzie – istnienia ludzkie”.

Dalej pan minister był uprzejmy uznać, że zarodek nie jest jednak rzeczą. Czym więc jest?

„Jest to materiał biologiczny o szczególnej wrażliwości, bo może z niego potencjalnie powstać następny człowiek”.

Dopytywany, czy to jest istnienie ludzkie, zaprzeczył. Uznanie bowiem, że zarodek jest istnieniem ludzkim, jak zauważył, uruchomi „całą kaskadę następstw prawnych, ochrony prawnej, prawa do dziedziczenia, ochrony jako bytu, jako jednostki ludzkiej, co w przypadku zarodka jest daleko idącym nadrozumieniem, nadinterpretowaniem rzeczywistej formy bytu, jakim jest zarodek. Zarodek nie jest istnieniem ludzkim, zarodek jest zarodkiem”.

Wypowiedź ministra ujmuje istotę problemu z in vitro, ale także z aborcją: Promotorzy tych rzeczy nie uważają człowieka – na jakimś etapie jego życia – za człowieka. Można więc z nim robić rzeczy, których nie można robić z człowiekiem.

Jeśli jednak uznamy, jak pan minister, że nie jest człowiekiem zarodek, to nie ma żadnego powodu, żeby za człowieka uznać dziecko, powiedzmy, w piątym miesiącu życia płodowego. Podobnie nie ma powodu, żeby człowiekiem nazwać noworodka. Nie ma też przekonującego argumentu, że roczne dziecko jest czymś więcej niż „materiałem biologicznym o szczególnej wrażliwości”. Idąc tym tropem, musimy także uznać, że stwierdzenie, iż człowiekiem jest dziecko w wieku lat siedmiu, też jest „daleko idącym nadrozumieniem, nadinterpretowaniem rzeczywistej formy bytu”. A co powiedzieć o starcach? Nie mają zębów, zanika ich popęd seksualny, ogólna sprawność spada, czasem zanika zdolność mówienia a nawet myślenia. Normalnie jak noworodki! Albo jak płody! Jak zarodki wreszcie.

Nie ma w tym rozumowaniu żadnej luki. W zarodku jest już przecież cały człowiek. Żaden stanowiący o człowieczeństwie element nie zostanie już do niego z zewnątrz dodany. Nikt mu nie doda nogi i ręki, nie wpompuje mózgu do czaszki, a i samej czaszki mu nie dowiozą. To już wszystko tam jest! Reszta to tylko kwestia dostarczenia środków rozwoju: pożywienia i powietrza. Owszem, zarodek wygląda inaczej niż dwudziestolatek i nie ma jego możliwości, ale człowiek przecież zmienia się bezustannie. Kto umiera jako stuletni starzec, jest tym samym człowiekiem, którym był jako zarodek. Rozwinął się tylko w trakcie życia.

Cóż to za argument, że embrion nie ma cech rozwiniętego człowieka? Powiedzmy sobie szczerze: żaden człowiek nie ma cech w pełni rozwiniętego człowieka. Nawet jeśli ma 30 lat i jest okazem zdrowia, zawsze ma jakieś wady – i zawsze można powiedzieć, że to nie dysponuje go do miana człowieka.

Pan minister przekonanie o człowieczeństwie zarodków był łaskaw nazwać światopoglądem. Tymczasem właśnie to przekonanie jest precyzyjnym, logicznym wskazaniem, kiedy zaczyna się człowiek. I nikt nie jest w stanie racjonalnie obalić tego twierdzenia, bo trzeba wówczas wskazać jakiś inny moment. Kto jednak spróbuje to zrobić, zawsze nadzieje się na pułapkę. Jeśli bowiem na jakimkolwiek etapie ludzkiego życia można komuś odmówić człowieczeństwa, można to będzie zrobić na każdym etapie. Wszystko będzie zależało od światopoglądu, panie ministrze.

Jeśli Kościół mówi „nie” in vitro, to dlatego, że ośmiela się być logiczny i konsekwentny. Kościół nie ma z tego żadnych profitów – większość społeczeństwa złapie się na łzawe gadanie o dobrodziejstwie in vitro, a przeciwników tego procederu nazwie głupcami. I nazwie Kościół psem ogrodnika, co sam nie weźmie, a innemu nie da. Ale to się nie liczy, gdy trzeba się ująć za krzywdzonymi ludźmi, których nie wolno trzymać w lodówkach, których nie wolno wylewać do ścieków, których wreszcie nie wolno selekcjonować jak bydło.

Po ludzku przeciwnicy in vitro nie mają szans. Zawsze przeciwstawi się im ładne buzie bobasków z in vitro, doda parę rzewnych komentarzy o in vitro i parę szyderczych o tych, co blokują cud postępu. Ale jakie to ma znaczenie, skoro prawda jest inna?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka