Nowy numer 13/2024 Archiwum

Wspomnienie o wielkim Fouadzie Ajamim

W roku przepełnionym druzgocącymi wiadomościami, informacja z 22 czerwca o śmierci bliskowschodniego uczonego Fouada Ajamiego uderzyła szczególnie mocno.

Przez dziesięciolecia Fouad – geniusz, którego miałem zaszczyt nazywać przyjacielem, był nieocenionym mentorem w sprawach dotyczących świata arabskiego i jego często śmiertelnych sporów. Ów libański szyita, który przybył do Stanów Zjednoczonych, ponieważ znalazł tu model społeczeństwa i tolerancji, jakich pragnął dla swego ludu, dobrze znał ten kocioł autodestrukcyjnych namiętności.

Fouad Ajami opisywał patologie świata arabskiego ze szczególną wnikliwością i talentem literackim. Jego wypowiedzi nie były jeremiadami wygnańca, który pogardza tym, co pozostawił. Były ostrą, przenikliwa i ostatecznie pełną współczucia (bo prawdziwą) krytyką ze strony człowieka, opłakującego katastrofalny stan współczesnej cywilizacji arabskiej, uprowadzenie polityki arabskiej przez egoistycznych dyktatorów, zajadłych antysemitów i islamskich fanatyków oraz niezliczone życia wskutek tego wykoślawione lub zgubione. To głęboko moralne przejęcie zepsuciem kultury arabskiej nigdy nie było bardziej elokwentnie wyrażone niż w artykule, który Fouad napisał dla „Wall Street Journal” miesiąc po 11 września:

Ciemność, długa zima, zstąpiła na Arabów. Nic nie rośnie na terenie pomiędzy autorytarnym porządkiem politycznym a narodami narażonymi na wieloletnie chore związki z dyktatorami, oddającymi się najbardziej zgubnym i nienawistnym namiętnościom. Coś jest na opak w świecie arabskim, który oblega amerykańskie ambasady w celu uzyskania wiz i jednocześnie świętuje nieszczęścia Ameryki. Coś poszło bardzo nie tak w świecie, w którym młodzi ludzie owijają się z materiałami wybuchowymi tylko po to, by zostać obwołanymi „męczennikami” i „mścicielami”.

Kilka miesięcy temu dostałem od Fouada e-mail, wyrażający entuzjazm dla działań papieża Franciszka i drażnił się ze mną, że w takich okolicznościach mógłby zostać katolikiem. To był żartobliwy komentarz podszyty powagą. Przez lata Fouad mówił mi o swoim szacunku dla Jana Pawła II i Benedykta XVI. Zaprosił mnie również do wygłoszenia wykładu w ramach prowadzonego przez siebie seminarium w Johns Hopkins School of Advanced International Studies na temat roli Kościoła katolickiego w kształtowaniu polityki światowej. Fouad rozumiał, że ta rola zmieniła się jakiś czas temu. Siła Kościoła obecnie nie polega na sprawowanej niegdyś władzy politycznej. Teraz jest to siła moralna, siła przekonywania i argumentacji opartej o rozum. Obie te sprawy Fouad uważał za niezbędne do tego, by świat arabski wydobył się z intelektualnego bagna, w jakim zatonął wieki temu.

Zatem gdy stado niezależnych intelektualistów bawiło się świetnie, potępiając Benedykta XVI za jego wykład w Regensburgu w 2006 r., Fouad rozumiał, że bawarski papież słusznie wskazał na dwa najważniejsze wyzwania, jakie współczesna historia XXI-go wieku stawia przed islamem. Chodziło o znalezienie w ramach autorytatywnych źródeł islamskich gwarancji zabezpieczenia tolerancji religijnej i rozdzielenia władzy religijnej od politycznej w życiu publicznym.

Fouad wiedział, że odpowiedzią na polityczny islamizm i dżihadyzm nie jest przekształcenie setek milionów muzułmanów w dobrych świeckich liberałów. To po prostu nie ma szans się wydarzyć, pomimo fantazji świeckich strategów polityki zagranicznej. Istnieje jednak alternatywa. Kościół katolicki odzyskał utracone elementy własnej tradycji i nauczył się kilku nowych rzeczy w swojej drodze do pogodzenia się z wolnością religijną i polityczną nowoczesnością. To samo musiałby zrobić islam.

Serce Fouada Ajamiego pękłoby na wieść o Mosulu „wyczyszczonym” z chrześcijan przez krwawych szaleńców Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu. Bliski Wschód, jakiemu pragnął pomóc się narodzić, miał być regionem, który szanowałby wielość tradycji religijnych i pielęgnowałby dary kultury, jakie ma do zaoferowania sąsiadom każda z religii. Głęboko go smuciła niezrozumiała beztroska Amerykanów, w ostatnich latach umywających ręce od spraw Iraku. Podobnie go zasmucała, jak sądzę, skłonność liderów chrześcijańskich na Bliskim Wschodzie do schlebiania dyktatorom u władzy w próżnej nadziei, że dzięki temu ich społeczności będą zostawione w spokoju. Fouad wiedział, że ze strategicznego punktu widzenia to głupota, ponieważ działania te pomogły tylko wzmocnić przestępców i nienawistników.

Niech wielka dusza tego przyzwoitego człowieka rozumu spoczywa w pokoju.

George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy