Nowy GN: Grzechy założycielskie III RP

Grzechy założycielskie III RP, konwersja na katolicyzm najbardziej wpływowego lidera religijnego w Szwecji oraz cud św. Faustyny - to niektóre tematy kolejnego numeru „Gościa Niedzielnego”.

Będzie on dostępny od czwartku.

Dodatkiem do niego jest płyta z audiobookiem pt. „Rozwinąć skrzydła”. Jego zadanie to pomóc dorosłym dzieciom alkoholików uporać się z przeszłością.

40% dorosłych osób w Polsce można zaliczyć do grupy dorosłych dzieci alkoholików (DDA), czyli tych, którzy wzrastali w domu gdzie alkoholu nadużywał lub był od niego uzależniony jeden lub oboje rodziców? Kolejnych 20% to osoby, które żyły w niepełnej rodzinie, z rodzicami rozwiedzionymi emocjonalnie lub prawnie. Osoby te nie poczuły w pełni w okresie dzieciństwa miłości rodziców, ciepła i wsparcia. Ich życiu często towarzyszy lęk, kolejne nieudane związki, utracone przyjaźnie… Jeśli chcesz pomóc uporać się z trudną przeszłością znajomym, bliskim, a może sobie to sięgnij po ten audiobook.

Oto fragmenty niektórych zawartych w nim tekstów:

Grzechy założycielskie III RP [Bogumił Łoziński]

III Rzeczpospolita została ufundowana na odrzuceniu prawdy. (…)

Zastopowanie bezkrwawej rewolucji przez rząd T. Mazowieckiego jest politycznym „grzechem założycielskim” III RP. Doprowadziło to do osłabienia środowisk prawicowych, a jednocześnie pozwoliło komunistom na zdobycie demokratycznego mandatu, a przez to uzyskanie wpływu na kształt wolnej Polski nie tylko w wymiarze politycznym, ale przede wszystkim ekonomicznym, na czym najbardziej im zależało. (…)

Największym wyzwaniem ekonomicznym w 1989 r. było przekształcenie gospodarki socjalistycznej w wolnorynkową. Koncepcję transformacji opracowali amerykański profesor Jeffrey Sachs i miliarder George Soros. Radykalny program zyskał akceptację rządu T. Mazowieckiego, a jego realizacją zajął się minister finansów prof. Leszek Balcerowicz. Zwolennicy tej „terapii szokowej” podkreślają, że spowodowała ona m.in. znaczne obniżenie inflacji i deficytu budżetowego. Jednak jej negatywne skutki są odczuwalne do dziś. Polski rynek został otwarty dla zagranicznego obrotu, kraj zalały zagraniczne towary, rodzime firmy nie były w stanie z nimi konkurować. Prywatyzacja objęła najlepsze przedsiębiorstwa kupowane przez zagraniczny kapitał, często po zaniżonej cenie, który zamiast w nie inwestować, ograniczał produkcję albo doprowadzał do upadku, aby pozbyć się konkurencji (tzw. wrogie przejęcie). Polskie firmy, nieprzygotowane na konkurencję z zachodnimi, niewspomagane przez państwo w imię dogmatycznie stosowanej zasady wolnego rynku, masowo upadały. W efekcie doszło do wielkiego spadku produkcji i bardzo wysokiego bezrobocia, które w 1993 r. wynosiło 16,4 proc. Są tereny, gdzie bezrobocie dotyka już drugiego pokolenia. Dalszą konsekwencją „planu Balcerowicza” jest zubożenie licznych grup społecznych. W ubiegłym roku poniżej poziomu ubóstwa żyło 6,7 proc. społeczeństwa. Prywatyzacji i uwłaszczeniu nomenklatury towarzyszyła olbrzymia korupcja, która do dziś jest jedną z trwałych patologii naszego życia publicznego. (…)

Konsekwencją transformacji, która nie rozliczyła PRL i pozwoliła dawnym komunistom przejąć majątek publiczny, jest relatywizm etyczny. Solidarnościowe elity, które w 1989 r. objęły władzę, aktywnie zaangażowały się przeciwko procesowi dekomunizacji i lustracji. Uznanie komunistycznych polityków za pełnoprawnych uczestników życia publicznego oznaczało odrzucenie prawdy, zrównanie zła z dobrem, kata z ofiarą. Symbolicznym wyrazem moralnego nihilizmu III RP jest stosunek do zbrodniarzy z okresu stanu wojennego. Adam Michnik nazywa gen. Kiszczaka „człowiekiem honoru”, gen. Jaruzelski jest traktowany przez lewicowe media jak patriota, a Jerzy Urban stał się ich autorytetem moralnym.

NATO rozśmiesza Putina [z gen. Romanem Polką rozmawia Jacek Dziedzina]

Czy słynny artykuł 5. traktatu waszyngtońskiego, mówiący o pomocy NATO w przypadku ataku na jednego z jego członków, może w praktyce pozostać martwy na wypadek agresji „nie wprost”? Na przykładzie Ukrainy widzimy, że to nie była klasyczna bezpośrednia agresja, tylko zupełnie nowy rodzaj wojny. Czy w przypadku takiego podchodzenia, prowokacji, „zielonych ludzików”, stopniowej aneksji terytorium może być tak, że nikt nam nie pomoże? Bo sojusznicy będą ciągle czekać na „prawdziwy” atak.
Artykuł 5. zakłada dobrą wolę pomocy napadniętemu krajowi. Moi koledzy z NATO mówili mi często: to nie jest tak, że jak Polska zostanie napadnięta, to z automatu będą tu przerzucone jakieś dywizje. Pomijając już fakt, że takich planów w istocie nie było. Artykuł 5. może być zrealizowany również w ten sposób, że jakiś kraj przyśle nam kilka egzemplarzy broni oraz list dyplomatyczny o treści: „Jesteśmy z wami, trzymajcie się”.
Czy jednak jest możliwe, że największy sojusz wojskowy na świecie nie miał dotąd żadnych planów strategicznych na wypadek konfliktu z Rosją?
Tak właśnie NATO w ostatnich latach funkcjonowało. Jakiekolwiek wskazanie na Rosję jako potencjalnego agresora spotykało się z natychmiastową wewnętrzną krytyką. Z tego powodu ograniczano również Polsce dostęp do różnych nowoczesnych technologii: przecież wam nic nie zagraża, więc po co wam to, mówiło się w tych kręgach.
Na poziomie dyplomatycznym być może nie mówiono na głos o Rosji jako potencjalnym agresorze, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że nie było żadnych tajnych planów na poziomie ściśle wojskowym.
Przez ostatnie kilkanaście lat NATO spało. Mamy na to smutne dowody. Po pierwsze brak strategii na Afganistan. W końcu Sojusz wysłał tam wojska i nie wiadomo, jakie mają być warunki końcowe, które pozwolą na wycofanie sił. Podobnie postępuje w stosunku do Libii, Syrii – zagrożeń, z którymi liczyła się Turcja. Szkoda, że po tylu sygnałach NATO się jeszcze nie obudziło. Mam nadzieję, że sytuacja na Ukrainie i takie artykuły w końcu to zmienią.
Mówi Pan o uśpieniu całego Sojuszu, ale czy sami też nie ulegliśmy tej iluzji bezpieczeństwa z samego faktu przynależności do NATO?
Kiedy rozpadał się Układ Warszawski, to aby w pierwszej kolejności odeprzeć uderzenie Rosji jako potencjalnego agresora, utworzono pułki śmigłowców bojowych i 25. Dywizję Kawalerii Powietrznej. Dzisiaj tę dywizję zwinięto do poziomu brygady, z kilkunastu tysięcy zostało kilka tysięcy żołnierzy. I, co ciekawe, teraz, w tak napiętej sytuacji, ta brygada od ponad trzech miesięcy jest bez dowódcy! Bo zabrano dotychczasowego i nie wyznaczono nowego. W brygadzie morale sięga dna, bo żołnierze zastanawiają się, czy brygada będzie zwijana, czy nie. I to jest brygada tzw. pierwszego rzutu.

Wróciliśmy do domu [z Birgittą i Ulfem Ekmanem rozmawia Weronika Pomierna]

Birgitta i Ulf Ekmanowie to małżeństwo założycieli szwedzkiego neozielonoświątkowego kościoła Livets Ord. Niedawno wstąpili do Kościoła katolickiego. Ulf Ekman uchodzi za najbardziej wpływowego przywódcę religijnego w Szwecji ostatniego półwiecza.

- Mieliśmy wiele uprzedzeń wobec katolików, podobnie jak przeciętni Szwedzi mają wiele uprzedzeń wobec ludzi z Livets Ord. Gdy w latach 80. zakładaliśmy Kościół charyzmatyczny, Szwecja była jednym z najbardziej zsekularyzowanych państw na świecie. My mówiliśmy nie tylko o tym, że Bóg czyni cuda i przemienia ludzi. Informacja, że zły duch istnieje naprawdę, była dla wielu ludzi szokująca. Wtedy zaczęto nas atakować w mediach. Wiele osób było szykanowanych w pracy za przynależność do Livets Ord. Mieli problemy z awansem, odnoszono się do nich z pogardą. Ktoś umieścił przy naszym domu ładunek wybuchowy. Skrzynka na listy rozpadła się w drobny mak. Próbowano zmarginalizować Livets Ord. Pisano, że jesteśmy sektą. Podkreślaliśmy, że należymy do ciała Chrystusa tak samo jak inni chrześcijanie i chcemy być jak najbliżej Niego. Gdy o. Raniero Cantalamessa przemawiał w 2009 r. w Sztokholmie na spotkaniu Jesusmanifestationen, porównał chrześcijan poszczególnych Kościołów do punktów umieszczonych w różnych miejscach okręgu. Jeśli przyjmiemy, że Chrystus jest w środku tego okręgu, to chrześcijanie zbliżając się do Niego, przybliżają się też do siebie nawzajem. My, starając się zbliżyć do Jezusa, odkryliśmy Kościół katolicki – mówi Ulf Ekman.

Pięć palców Faustyny [Ewa K. Czaczkowska]

Oto historia człowieka, którego ocaliło Boże miłosierdzie. Fragment książki „Cuda świętej Faustyny”:

Zakonnica stanęła w otwartych drzwiach sali na pierwszym piętrze oddziału neurologicznego szpitala Luigi Sacco w Mediolanie. Luciano Boschetto i Francesco Ficarotti dostrzegli ją już chwilę wcześniej, kiedy szła długim korytarzem. Początkowo widzieli tylko, że przygaszone nocą światło jaśnieje, a potem ujrzeli jakiś cień. Myśleli, że to pielęgniarka idzie do chorego z lekarstwem. Ale światło stawało się coraz silniejsze. Nagle zobaczyli w nim siostrę zakonną. „Co ona tutaj robi? W dodatku o tej porze?” – dziwili się. Była trzecia w nocy z 20 na 21 kwietnia 2004 r.

Zakonnica popatrzyła na częściowo sparaliżowanego Luciana, który leżał najbliżej drzwi. Następnie spojrzała na Francesca, który po lekkim udarze mózgu mówił niewyraźnie. Na koniec skierowała wzrok na śpiącego w głębi trzeciego pacjenta. Potem zrobiła trzy kroki i stanęła przy łóżku Luciana, na wysokości jego nóg. – „Nie bój się. Przyszłam do ciebie”. – Luciano zapamiętał to spotkanie w najdrobniejszych szczegółach. – Nie rozumiałem, co się dzieje. Byłem ogromnie przestraszony. Ona znowu zrobiła trzy kroki i podeszła blisko mnie. Położyła prawą rękę na mojej piersi, o, tutaj... – Luciano ubrany w jasny wzorzysty sweter wskazuje środek klatki piersiowej. – Poczułem ogromny ból i ciepło. Powiedziała: „Przyszłam cię uzdrowić i cię uzdrowię. Jedyna rzecz, o którą cię proszę, to żebyś przyszedł do mnie, jak będziesz już zdrowy”.

Zmiana kierunku [Marcin Jakimowicz]

„Zbyt wiele osób postrzega Kościół jako zbiór norm, praw, zakazów.  Czym jest Kościół: instytucją, która przyjmuje interesantów, czy też Matką, która szuka zagubionej owcy?” Dokument z Aparecidy wyznacza radykalną zmianę w myśleniu o tym, na czym polega nasza misja.

Przetłumaczony na polski dokument podsumowujący V Ogólną Konferencję Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów, zwany Dokumentem z Aparecidy, właśnie trafił na sklepowe półki. – To dokument, który wyznacza radykalną zmianę w myśleniu o tym, na czym polega misja Kościoła – podkreślił w czasie prezentacji książki bp Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji.

Jeden Kościół Wieczernika [Piotr Legutko]

Pielgrzymka papieża do Ziemi Świętej miała swoją dramaturgię. Pierwsze dwa dni były rozeznaniem kryzysu, w jakim znalazł się nie tylko region, do którego Franciszek przybył, ale cały współczesny świat. Z każdym kolejnym spotkaniem papież prowadził nas jednak ku nadziei, jaką niesie przesłanie płynące z pustego grobu Chrystusa w Jerozolimie. To przy nim, w najważniejszej bazylice całej chrześcijańskiej wspólnoty, Franciszek i patriarcha Bartłomiej razem odmówili modlitwę „Ojcze nasz”, a potem ogłosili wspólną deklarację wypełnienia woli Pana, aby jego uczniowie „byli jedno”. Takie było hasło tej pielgrzymki, a jej charakter znacznie odbiegał od tego, do czego przyzwyczaili nas następcy świętego Piotra.

« 1 »

jdud