…ma być: lizać rany pokaleczonych, wierne pobitym.
„Może się na mnie obrazicie, wytworni pisarze! Wszystko mi jedno. Obraźcie się na mnie i wy! Ale wam powiem: macie być psami, może jedynymi, którym została jeszcze odrobina miłości do człowieka pokaleczonego i poranionego! Wasz język musi im służyć, gdy ludzie wielcy i wspaniali, ucztujący w pałacach już nie widzą człowieka poranionego, wyrzuconego na ulicę, wciąż nadal bitego i kopanego! […] Będziesz jeszcze brudnym piórem dziobał w jego rany? Będziesz je rozdrażniał, zanieczyszczał, przelewał w nie całą twoją brudną duszę, zapłaconą groszami od wiersza, by poniewierać cierpiących i zmęczonych Polaków? […] Wam przystoi inne podejście i lepsze zrozumienie waszego zadania: widzę rany, okrywam je płaszczem i choćby własnym językiem – wylizuję. Jestem psem mojego społeczeństwa i narodu! To jest zadanie literatury, twórczości słowa: rany leczyć, a nie rozgrzebywać! Chronić przed infekcją chociażby za cenę służby osobistej, jak najbardziej drastycznej, by słowo wszędzie ciałem się stało”. Kto to mówi? Prymas Wyszyński. Do pisarzy na Jasnej Górze 4 maja 1958 roku. Te słowa cytował wiosną w GN prof. Andrzej Nowak w przejmującym eseju na temat „kultury, chamstwa i wolności”. Dla siebie odkryłem je dwadzieścia kilka lat temu, podczas pracy nad doktoratem. Dotarłem wówczas do dwóch książek prymasa („Uświęcenie pracy zawodowej” i „Idźcie i nauczajcie” – z tych dwóch książek pochodzi większość cytatów w niniejszym tekście), które zawierają jego nauczanie (homilie, konferencje) z lat 1958–1981 skierowane do pisarzy i pracowników literatury. Pamiętam, jak wówczas, w ciemnych latach 80., już po jego śmierci, tamte, wygłaszane kilkanaście miesięcy po powrocie z internowania, po październikowej odwilży ’56, słowa nabrały znów drastycznej – by użyć jego zwrotu – aktualności. I teraz, tej jesieni, kiedy wszyscy rozpisują się, że 60 lat temu został wywieziony do Rywałdu, potem do Stoczka Warmińskiego i dalej, kiedy nagrody literackie znów są wręczane tym, którzy przelewają „brudne dusze” w polskie rany, a w mediach tygodniami toczy się debata, w której obrońców książek „pisanych światłami” (patrz: niżej) nazywa się „autorami dla kucharek” i warsztatowymi popaprańcami, zaś porównanie do Mniszkówny należy do najłagodniejszych epitetów. Więc słowa prymasa przeżywają trzecią młodość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik