Nowy numer 13/2024 Archiwum

Przewaga czarnych kapeluszy

Istnieje szeroko rozpowszechniony pogląd, że na tym świecie dwie rzeczy są pewne i nieodwołalne – śmierć i podatki.

Moim zdaniem nie jest to pełny obraz. Trzeba go poszerzyć o jeszcze jeden element – krytykowanie Kościoła. W prawie każdym miejscu na ziemi i właściwie w każdej epoce boksowanie się z Kościołem należy do obowiązkowych i chyba ulubionych zajęć jakiejś grupy ludzi. Jeden drobny przykład z dalekiego świata. W tych dniach odwiedził mnie misjonarz od kilkudziesięciu lat pracujący w Boliwii, a więc nie żaden żółtodziób, ale doświadczony i zaprawiony w bojach zakonnik. Jego zdaniem prezydent tego kraju Evo Morales, politycznie skrajny populista, nawet nie próbuje ukrywać swej niechęci do Kościoła. I głośno do niej zachęca, co niestety ma wpływ na postawę pewnej części społeczeństwa. WPolsce „życzliwych” Kościołowi też nie brakuje. Tak jest obecnie, tak było w PRL-u. W pewnym sensie ta nieustanna krytyka Kościoła powinna nas cieszyć. Pokazuje bowiem dobitnie, że nasz Kościół, do którego należymy i który kochamy, oprócz oczywistych wad ma w sobie wielką siłę. Do wróbla nikt nie strzelałby z armaty, a przeciwko naszemu Kościołowi wytaczane są najcięższe działa. Krytyków Kościoła z grubsza można podzielić – stosując hakerską terminologię – na dwie grupy: białe i czarne kapelusze. Do białych kapeluszy należą ci hakerzy, którzy łamią systemy bezpieczeństwa w różnych urządzeniach informatycznych po to, by zmusić producentów do wymyślania coraz lepszych zabezpieczeń. Są więc społecznie użyteczni. Czarne kapelusze to zwykli złodzieje. Włamują się do systemów komputerowych dla własnego zysku. Jedni i drudzy potrafią na przykład obejść zabezpieczenia bankomatu, przy czym białe kapelusze zgłoszą to do producenta, a czarne przeleją gotówkę na swoje konto (więcej o cichej wojnie kolorowych kapeluszy na ss. 52–53). Nie wiem, które kapelusze przeważają wśród hakerów, natomiast gdy chodzi o krytyków Kościoła, na czoło zdecydowanie wysuwają się czarne kapelusze. Obwiniając Kościół o całe zło świata, działają – jak im się zdaje – we własnym interesie. Jak ten interes pojmują? Mówiąc inaczej: skąd czerpią siłę do nieustannego bicia w Kościół jak w bęben? Na najgłębszym poziomie odpowiedź jest prosta – jest to strach przed własnym nawróceniem. Zawsze łatwiej zrzucić winę na kogoś, w tym wypadku na Kościół, niż przyznać się do niej. Co nam pozostaje? Cierpliwie znosić niesprawiedliwą krytykę, samemu nieustannie się nawracać i pokornie robić swoje, tzn. „miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa”. To słowa papieża Franciszka przywołane przez ks. Tomasza Jaklewicza w artykule o dwóch Kościołach (ss. 18–21).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy