Platforma Obywatelska ma z kim przegrać. Dowodem na to są wyniki wyborów w Elblągu.
24.06.2013 09:42 GOSC.PL
Choć sondaże wskazywały na to, że w Elblągu może dojść do wymiany władzy samorządowej, chyba mało kto spodziewał się, że rządząca miastem PO osiągnie tak mizerny wynik. Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 10 miejsc w radzie miasta (na 25), PO zaledwie 7. Także w wyborach prezydenckich kandydat PiS Jerzy Wilk zdobył prawie 32 proc. głosów, Elżbieta Gelert z PO – nieco ponad 21 proc. I może tej straty w drugiej turze nie odrobić.
Przede wszystkim oznacza to, że elblążanie pożegnali się z do tej pory rządzącą opcją, którą odwołali w referendum. Prezydent Grzegorz Nowaczyk i rada miasta zdominowana przez PO były oskarżane o niekompetencje i arogancję. Wynik wyborów samorządowych w Elblągu jest także miarodajnym sondażem, jeśli chodzi o poparcie dla partii politycznych. Frekwencja była dokładnie taka sama, jak 3 lata temu w terminowych wyborach (36 proc.) i jak na wybory samorządowe całkiem spora, w związku z czym wyniki te są o wiele bardziej miarodajne, niż np. te ostatnich wyborów uzupełniających do senatu w Rybniku, w których zresztą także wygrał kandydat PiS Bolesław Piecha.
Elbląg jest twierdzą Platformy Obywatelskiej – w wyborach do sejmu w 2011 roku partia Donalda Tuska zdobyła tam 48 proc. głosów, podczas gdy w całym kraju 39 proc. Także PiS jest tam w porównaniu z innymi regionami Polski słaby. Jeśli więc partia Jarosława Kaczyńskiego potrafi w tak niekorzystnym dla siebie miejscu pokonać PO, to może to zrobić wszędzie. Nie jest więc tak, jak mówił kiedyś Donald Tusk, że Platforma nie ma z kim przegrać wyborów. Przegrywa przede wszystkim sama ze sobą i z wyborcami. Z kim jeszcze? Nie z SLD, znów sięgającym po postkomunistyczną retorykę z lat 90-tych, nie z antyklerykałami z Ruchu Palikota – kandydaci obu ugrupowań osiągnęli wyniki poniżej swoich oczekiwań i nie stanowią dla zniechęconych rządami Donalda Tuska i jego partyjnych kolegów w samorządach alternatywy.
To Prawo i Sprawiedliwość, które ma bardzo duży negatywny elektorat i w związku z tym miało być skazane na wieczne bycie silną, ale nieskuteczną opozycją, realnie zagraża obecnej hegemonii PO. Rytualne straszenie powrotem PiS do władzy, ostatnio coraz bardziej groteskowe (np. organizowanie przez „Gazetę Wyborczą” debaty nt. zagrożenia faszyzmem w Polsce, podczas której dyskutuje się głównie o tym, czy PiS to partia faszystowska, czy tylko troszeczkę), przestało działać. Bez względu na poglądy na temat PiS, jest to zdrowa sytuacja, bo pozwala na rzetelne rozliczanie obecnej ekipy, którą przestaje się postrzegać jako bufor przed wyimaginowanym zagrożeniem, z jej dokonań.
Przeczytaj także:
Stefan Sękowski