Zaryzykuję pewną tezę: Lefebryści zrobili to samo co Luter i Kalwin. Wypowiedzieli posłuszeństwo papieżowi.
28.09.2012 20:10 GOSC.PL
Jest XVI wiek. Pewien świetnie zapowiadający się augustianin zauważył ważny problem. Kupczenie zbawieniem. Bulwersowało go to okropnie. I poniekąd słusznie. Bo, żeby za pieniądze czyściec odpuszczać? Dostrzegł też inny problem: chrześcijanie za mało żyli Słowem Bożym. Niektórzy niemal Słowa nie znali. Marcin Luter - bo tak się nazywał - miał dar dostrzegania problemów. Popełnił jednak poważny błąd. W szczerych jak sądzę intencjach naprawy Kościoła zapomniał o pierwszej zasadzie: posłuszeństwie. Efekt? SCHIZMA. Rozdarcie i rana do dziś niezaleczona. Kościół od tego czasu poradził sobie z problemami, o których pisał Luter. Ale z rozdarciem, które było następstwem nieposłuszeństwa już nie. Powoli wracamy do dialogu, daleko nam jednak do jedności. Luter zaprotestował. I od tego protestu wzięli nazwę protestanci. Dziś lepiej nazywać ich Ewangelikami.
Przenieśmy się nieco w czasie. Jest wiek XX. Pewien oddany Kościołowi arcybiskup jest nuncjuszem papieskim w Afryce Francuskiej. Dynamicznie rozwija działalność misyjną na podległym sobie terenie. Pod jego rządami wzrasta liczba księży i sióstr zakonnych, zakładane są nowe parafie, coraz więcej osób przyjmuje chrzest. Dzięki niemu papież mianuje pierwszych biskupów pochodzących z Afryki. Jan XXIII wyznacza go do komisji przygotowawczej Soboru Watykańskiego II. Pracuje intensywnie. Uczestniczy w obradach soboru. Niestety, Marcel Lefebvre - bo tak nazywał sie ten biskup - odmówił zaakceptowania zmian, które wprowadził sobór, pociągając za sobą wielu innych księży. Część dokumentów soborowych jednakże podpisał. Dopiero po pewnym czasie zanegował cały sobór. Kiedy bez zgody Stolicy Apostolskiej konsekrował swoich biskupów, został ekskomunikowany. Być może niektóre spostrzeżenia Lefebvre'a były słuszne. Ale i on postawił się ponad papieżem i wypowiedział posłuszeństwo. Efekt? SCHIZMA. Rozdarcie i rana do dziś niezaleczona. Lefebvre zaprotestował. I w tym sensie był protestantem.
Kilka lat temu wydawało się, że w przypadku lefebrystów wiele może się zmienić. Benedykt XVI wyciągnął do nich rękę. Zrobił krok w ich stronę. Dał szansę. Warunek jest jednak jeden. Muszą przyjąć sobór, który odrzucili. Innymi słowy uznać swój błąd. I być posłuszni papieżowi.
W życiu św. Siostry Faustyny było pewne wydarzenie, o którym tak pisze w "Dzienniczku":
"W pewnej chwili powiedział mi Jezus: Idź do matki przełożonej i poproś, żeby ci pozwoliła przez siedem dni nosić włosiennicę' raz w nocy wstaniesz i przyjdziesz do kaplicy. Odpowiedziałam, że dobrze...więc poprosiłam matkę przełożoną do pokoiku siostry Alojzy i powiedziałam żądanie Pana Jezusa. Na to odpowiedziała mi matka, że: Nie pozwalam siostrze na żadne noszenie włosiennicy. Nic absolutnie. Jeżeli Pan Jezus da siostrze siły kolosa, to ja pozwolę na te umartwienia. Przeprosiłam matkę, że zabieram czas, i wyszłam z pokoiku. Wtem ujrzałam Pana Jezusa, który stał w drzwiach kuchni, i powiedziałam Panu: Każesz mi iść prosić o te umartwienia, a matka przełożona nie chce mi pozwolić. Wtem Jezus rzekł do mnie: Byłem tutaj podczas tej rozmowy z przełożoną i wiem wszystko, i nie żądam twoich umartwień, ale posłuszeństwa. Przez to oddajesz mi wielką chwałę, a sobie skarbisz zasługę."
Możemy mieć wiele pomysłów i spostrzeżeń. Warto o nich rozmawiać. Warto poruszać trudne tematy, bo to pierwszy krok do przemiany. Ale pod warunkiem zachowania posłuszeństwa. Co się dzieje z Kościołem, kiedy go brakuje? Tego uczy historia.
Przeczytaj też: Lefebryści coraz ostrzej
Wojciech Teister